Drukuj
W środowy wieczór (6 maja) mieliśmy okazję uczestniczyć w drugiej odsłonie nowego legnickiego projektu artystyczno-społecznego „Teatr w mieście – miasto w teatrze”. Najpierw miejskimi anegdotami zabawiali publiczność wykonawcy Legnickich Aktualności Scenicznych „Paparazzi”, zaś w drugiej, zdecydowanie poważniejszej części wieczoru, była okazja poznania jednego z najwybitniejszych i najbardziej oryginalnych dramaturgów polskich średniego pokolenia Tadeusza Słobodzianka.

Legniccy aktorzy: Bogdan Grzeszczak, Anita Poddębniak, Joanna Gonschorek, Paweł Palcat, Magda Skiba i Rafał Cieluch zaprezentowali dwie kolejne scenki-komentarze do życia miasta napisane przez Krzysztofa Kopkę i Macieja Masztalskiego. W pierwszej znaleźliśmy się w mieszkaniu jednej z legnickich rodzin, w której pan domu (Grzeszczak) jest zapalonym kibicem piłkarskim, niestety potwornie i podwójnie sfrustrowanym: już to za sprawą mizernej postawy graczy swojej ukochanej „Miedzianki”, już to z przyziemnej okoliczności, że bozia dała mu córki, zamiast synów.

Rozpacz kibica, że jego drużyna nie potrafi wygrywać i dynamicznie zmierza do spadku z i tak mało prestiżowej 2. ligi (czyli… trzeciej!) była treścią opowieści, w którą autor Krzysztof Kopka wlał odrobinę optymizmu. – Jest taka teoria, że „Miedzianka” kiedyś zwycięży – zapowiedział. I słowo ciałem się stało, bo w chwili, gdy teatralni „Paparazzi” zabawiali publiczność legniccy piłkarze wygrali pierwszy od niepamiętnej chwili pojedynek na swoim stadionie.

Pomysł drugiej ze scenek oparty był na motywie… poszukiwania na nią pomysłu. Rafał Cieluch odwiedził w tym celu policyjny komisariat, by w mieście, które zatrząsło się ostatnio od afery korupcyjnej, u komendanta Grzeszczaka i agenta operacyjnego Wolaka  znaleźć i inne smakowite kawałki do teatralnej opowieści. Niby wszystko było jak trzeba, gdyby nie drobiazg. Co ciekawszy meldunek, to jako miejsce zdarzenia wyskakiwał - niczym dżin z butelki - Jawor, Jawor, Jawor…!

Podobnie jak miało to miejsce w trakcie pierwszego spotkania „Paparazzich” był też improwizowany deser czyli anegdota opowiedziana i zagrana przez Pawła Wolaka. Niektórzy z widzów narzekali jednak, że LAS z numerem 2 był mniej mniej efektowny, mniej radosny i nie tak spontanicznie świeży niż pierwsza jego odsłona sprzed ponad miesiąca.

Drugą część wieczoru wypełniło spotkanie z dramaturgiem, reżyserem i krytykiem teatralnym Tadeuszem Słobodziankiem. – To najwybitniejszy polski dramaturg żyjący współcześnie – tak gościa zaprezentował dyrektor legnickiego teatru Jacek Głomb. – On, podobnie jak teatr legnicki szuka tematów w najbliższym otoczeniu, obok siebie – dodał Krzysztof Kopka.

Słobodzianek to niewątpliwie artysta o specyficznym rodzaju wrażliwości, którą zawdzięcza swoim korzeniom „białostockiemu matecznikowi, który jako tygiel wielu kultur i religii nauczył go widzenia świata w jego sprzecznościach i paradoksach. Przez lata tworzył dramaty, które nawiązują do staropolskich misteriów, mocno przesiąkniętych ludowym żywiołem śmiechu. Dzisiaj jednak Słobodzianek jako lider warszawskiego Laboratorium Dramatu interesuje się w większym stopniu publicystyką teatralną. Najlepszym tego przykładem jest jego najnowsza, napisana po wieloletniej przerwie, sztuka "Nasza klasa", która wprost nawiązuje do formuły teatru epickiego” – tak opisuje go w swoim doktoracie Joanna Puzyka-Chojka.

Cóż jednak się stało, że współzałożyciel (z Piotrem Tomaszukiem) słynnego Teatru Wierszalin przez kilkanaście lat milczał jako dramaturg?

– Myślę, że nie miałem potrzebnej do tego energii. Wydawało mi się, że jest nieprzyzwoite pisać dramaty po 40-tce. Dopiero, po 50-tce, gdy pojechałem do brata we Francji, kupiłem sobie zeszyt i dostałem pióro zacząłem ponownie pisać. A jak już miałem komputer, to każdą napisaną scenę zacząłem poprawiać po 200 razy. Tak powstała „Nasza klasa”, z białostockimi klimatami i problemem Jedwabnego w tle. Niestety słowacki reżyser Ondrej Spisak, gdy dokładnie przeczytał tekst, to się przestraszył i wcofał z realizacji. Jak mówił, nie chciał się angażować w konflikt polsko-żydowski. Rozumiem go, bo Słowacy mają za paznokciami swoje problemy, takie jak kolaboracja z hitlerowcami za rządów księdza Tiso – tłumaczył Tadeusz Słobodzianek.

- W naszym teatrze za wiele jest pseudoprowokacji na siłę, źle zrobionych sztuk takich jak „Wyścig spermy”, czy „Siostry przytulanki”. Niby miało to „warszawkę” prowokacyjnie doprowadzić do białej gorączki, a okazało się, że to żadne sztuki, a zwykły syf. Pół świata uważa, że dramaturgia to jest fach, niemal rzemieślnicza umiejętność, której trzeba najzwyczajniej się nauczyć. Ale nie w Polsce, w której uważa się, że pisanie dla teatru to dar boży. Niestety, ta polska przypadłość sprawia, że adramatyczne teksty trafiają do reżyserów, którzy muszą z niczego coś zrobić. Owszem, czasami i tylko najwybitniejszym się udaje. Generalnie jednak przypadki się nie zdarzają. Bo łatwiej aktora nauczyć pisać, niż pseudodramaturga nauczyć teatru – w ten sposób Tadeusz Słobodzianek objaśniał swoje zaangażowanie w stworzenie i prowadzenie Laboratorium Dramatu TAT (Towarzystwo Autorów Teatralnych) przy Teatrze Narodowym.

Uczestnicy wieczornej rozmowy z zaskoczeniem dowiedzieli się, że bohater spotkania ma rodzinne związki z Legnicą i spędził w niej dzieciństwo (dziadek, babcia, ciotki i wujowie). Jednak jak sam przyznał, przyjechał tu pierwszy raz od 1964 roku. – Teraz, gdy zwiedzałem miasto zrozumiałem dlaczego Rosjanie wybrali Legnicę na siedzibę swojego sztabu. Przecież dla nich to piękne, europejskie, niemieckie miasto Zachodu było, jak dla nas Wyspy Bahama. I jeszcze ten absurd. Siedzieli sobie w koszarach i garnizonach i nie mogli doczekać się wojny. To co mieli robić? Pili i uwodzili sobie nawzajem żony… Gdy oglądałem grób tej Rosjanki na waszym cmentarzu zrozumiałem, że wy tu macie wielki mit Małej Moskwy, a jej bohaterowie są na miarę antycznej tragedii – miłość, zdrada, zbrodnia. Mam wrażenie, że to miejsce stanie się szybko miejscem pielgrzymek. Wiem na pewno, że mój teraźniejszy pobyt w Legnicy na zawsze pozostanie w mojej pamięci – mówił Tadeusz Słobodzianek.

Spotkanie w teatralnej kawiarni zakończyła projekcja sztuki „Car Mikołaj” zrealizowanej dla Teatru Telewizji.

Grzegorz Żurawiński