Drukuj
Już sama wieść o tym, że Krzysztof Kopka i Leszek Bzdyl chcą uraczyć legnicką publiczność komedią Rostanda, budziła kontrowersje. Koncept miał swoich zwolenników, ale i zagorzałych przeciwników. Jednak reżyserski duet miał pomysł, dzięki któremu „Cyrano de Bergerac” okazał się nawet przyjemnym wyjątkiem pośród sztuk aktualnych i społecznie zaangażowanych. Recenzja Katarzyny Gudzyk.

XIX-wieczna ramota, jak mawiają niektórzy o komedii Rostanda, na pewno nie była łatwa do poskromienia. Tekst rzeczywiście nie jest pierwszej świeżości, a do tego najeżony rymami i utrzymany w specyficznym metrum. Wszystko to sprawia, że można było obawiać się, czy legnicka publiczność, przyzwyczajona do zdecydowanie innej poetyki, doceni ten ukłon w stronę klasyki dramatu. Szczęśliwie okazało się jednak, że temu podobne wątpliwości znikają szybko – wraz z podniesieniem kurtyny i pierwszymi taktami ostrej rockowej muzy.

Bez czołobitności

Kilka pierwszych minut spektaklu wystarczy, aby zrozumieć, że legnicki „Cyrano de Bergerac” w gruncie rzeczy niewiele będzie miał wspólnego z klasyką gatunku. Że będzie to raczej próba pogodzenia dwóch, wydawałoby się, skrajnie różnych poetyk. Wyjście poza ramy komedii heroicznej i poszukiwanie inspiracji w tym, co współczesne, a nie XIX-wieczne.

Owa współczesność i XIX-wieczność przeplatają się zresztą w spektaklu na każdym kroku. Formalna nowoczesność uzupełnia, a zarazem jest uzupełniana tekstem w przekładzie Janusza Margańskiego i Joanny Walter. Swoisty kolaż, jakim raczą publiczność Bzdyl i Kopka, powoduje, że spektakl nie trąci banałem, choć nadal pozostaje historią lekką i łatwą, przynajmniej w warstwie najbardziej zewnętrznej.

Sztuka posiada też inne walory. Tradycyjnie na deskach legnickiego teatru dzieje się dużo. Jest barwnie i dynamicznie, a do tego spektakl ma bogatą obsadę, bo zaangażowano cały zespół aktorski (bez Tadeusza Ratuszniaka). Nie zaskoczy też widza, że aktorzy grają całą teatralną przestrzenią.

Akcja rozgrywa się na scenie, ale i poza nią. Niektóre sceny grane są na pomoście, który dzieli widownię na pół, czy na wysokości balkonu, inne kilka metrów ponad sceną (elementem scenografii jest winda). Dodaje to zdecydowanie wartkości akcji, chociaż na dynamikę całości wpływa też ruch sceniczny, w tym bardzo współczesny taniec z elementami baletu.

Roksana zwielokrotniona


Próba odejścia od klasycyzmu wykracza jednak poza warstwę formalną. Wykorzystując dosyć proste zabiegi reżyserski duet proponuje też widzowi nieco inne spojrzenie na bohaterów.

Pomysł Kopki i Bzdyla zakłada, że na scenie pojawią się cztery Roksany (Magda Biegańska, Katarzyna Dworak, Gabriela Fabian, Małgorzata Urbańska). Myśl może zdumiewać, ale ma swoje uzasadnienie. Nie jest to bynajmniej udziwnienie, ale spójna koncepcja, a zarazem próba psychologicznego pogłębienia postaci. Roksany w spektaklu różni wiek, temperament, doświadczenia życiowe, co w jakimś stopniu odzwierciedla też zmienność i złożoność kobiecej natury.

Główny bohater również różni się znacznie od swojego pierwowzoru, i to nie tylko z powodu braku wydatnego nosa. Przede wszystkim jednak jest mężczyzną współczesnym (w roli Cyrano de Bergeraca, Paweł Wolak), którego nieszczęście nie jest powodowane brzydotą, ale niemożnością pokochania kobiety rzeczywistej. Roksana u Kopki i Bzdyla jest bowiem trochę podobna do Dulcynei Cervantesa, a Cyrano, mimo swej dzielności, momentami przypomina błędnego rycerza, który kocha wytwór własnej wyobraźni.

Wypełnili lukę

Krzysztof Kopka, współreżyser spektaklu, stwierdził, że pracę nad nim można porównać z wejściem na pole minowe. Jeśli tak było, to obeszło się bez ofiar. Legnicki „Cyrano de Bergerac” nie jest może fenomenem sztuki scenicznej, ale z pewnością wykracza ponad przeciętność. Brawa należą się na pewno za próbę, raczej udaną, nawiązania dialogu między współczesnością a klasyką komedii. Wreszcie za zachowanie proporcji, co pozwala wierzyć, że spektakl przypadnie do gustu widzom mniej, jak i bardziej wyrobionym.

Udało się też wypełnić lukę, która powstała, gdy z afisza zszedł „Jak wam się podoba” i „Don Kichot uleczony”, a jak się zdaje, publiczności brakowało sztuki lekkiej i łatwej, a przy tym nie prostackiej.

(Katarzyna Gudzyk, „Fantasmagorie Cyrana”, Konkrety.pl, 21.01.2009)