Drukuj
Redakcja @KT-u dysponuje pełnymi wynikami kontroli w legnickim teatrze. Pełnymi, to znaczy zarówno wnioskami i zaleceniami pokontrolnymi podpisanymi przez marszałka województwa i prezydenta miasta, jak i odpowiedzią na te zalecenia wysłaną 15 stycznia przez dyrekcję teatru. Obiecaliśmy publikację tych dokumentów. Nie dotrzymamy słowa, bo nie warto.

O jednym, jako redaktor teatralnego serwisu, mogę zapewnić. Przeczytałem te dokumenty i z całą stanowczością stwierdzam, że ich publikacja byłaby stratą czasu, zarówno mojego, jak i potencjalnego czytelnika. Kto w to nie wierzy, a ma do tego prawo, dysponuje najprostszą metodą weryfikacji moich poglądów. Oba dokumenty wytworzone zostały przez jednostki, które zobowiązane są udostępniać wytworzone przez siebie dokumenty na mocy ustawy o dostępie obywateli do informacji publicznej. Każdy może zatem do nich zajrzeć, zażądać  ich kopii lub innej formy ich udostępnienia.

Ostrzegam jednak, że lektura tych dokumentów nie wywoła podniecenia ich treścią. Wbrew doniesieniom medialnym nie ma tu w ogóle zastrzeżeń, które można byłoby kwalifikować jako uzasadniające podejrzenie popełnienia przestępstwa. Nie ma też ani jednego sformułowania, które uprawniałoby takie podejrzenie.

Co oczywiste, są natomiast, uzasadnione i nie, zastrzeżenia kontrolerów co do zasad według których prowadzona jest gospodarka finansami teatru. W wielu przypadkach wynika ona z różnicy w interpretacji przepisów prawa, a czasami jest pochodną  różnicy między teoretycznym (biurokratycznym) podejściem do zarządzania instytucją kultury, a praktyką, dzięki której taka działalność jest możliwa, ma sens i przynosi wymierne korzyści prowadzącej ją instytucji.

W kilku przypadkach szczegółowe zarzuty kontrolerów, co do reguł prowadzenia teatralnej rachunkowości, zostały przez dyrekcję teatru przyjęte jako słuszne i jako takie wprowadzone zostaną do księgowej praktyki. W innych jest zasadnicza różnica w interpretacji przepisów, co skutkowało odmową wykonania zaleceń kontrolerów. Mamy zatem do czynienia z sytuacją, którą prawnik oceniłby w kategoriach sporu prawnego. W żadnym jednak przypadku nie ma w tych dokumentach śladu działań, które naruszałyby kodeks karny lub zasady współżycia społecznego.

Aby przybliżyć spór w interpretacji przepisów i zasad, jakimi powinna kierować się artystyczna placówka kultury, jaką bezspornie jest legnicki teatr, przywołajmy jeden przykład zasadniczej różnicy zdań między kontrolerami, a dyrekcją teatru. Kontrolerzy zażądali m.in., by dyrekcja teatru spowodowała zwrot nagród (20 650 zł) wypłaconych osobom, które nie są pracownikami teatru, a zatem – zdaniem kontrolerów – wypłaconych niesłusznie, bezprawnie i ze szkodą dla teatralnych finansów.

Wydawać by się mogło, że sprawa jest oczywista. Tymczasem, tak nie jest. Chodzi bowiem o nagrody wypłacone: 1. twórcom spektaklu, którego producentem był Teatr Modrzejewskiej  2. o środki  nie pochodzące z dotacji, a o pieniądze, które sam teatr otrzymał jako nagrodę, a zatem o bonus od instytucji zewnętrznej (w tym przypadku TVP S.A).

Sprecyzujmy. Mowa o prestiżowej nagrodzie Prix Visionica, którą w kwietniu 2007 roku legnicki teatr otrzymał jako laureat międzynarodowego konkursu za telewizyjną wersję spektaklu „Made in Poland”. Tak się złożyło, że autor i reżyser nagrodzonego dzieła (Przemysław Wojcieszek) nie jest etatowym pracownikiem legnickiego teatru, tak jak nie byli nimi (zwłaszcza w momencie przyznania nagrody) niektórzy z aktorów występujących w tym spektaklu.

Pozyskaną przez teatr nagrodą była w tym przypadku równowartość 25 tys. euro, z której część (podkreślam, część) wypłacono wszystkim twórcom spektaklu, bez względu na to, jaki typ umowy wiązał ich z teatrem. Tymczasem, zdaniem kontrolerów, należała się ona tylko twórcom na teatralnym etacie, czyli – w ich opinii - należało pominąć w jej wypłacie kilku kluczowych autorów tego sukcesu (artystycznego, ale i finansowego). A zatem, przy tej interpretacji prawa, należało pominąć przy tej wypłacie kluczowe osoby, dzięki którym ta nagroda w ogóle została osiągnięta i wpłynęła na teatralne konto!

Bez sensu? Owszem, choć domniemywam, że istnieje jakiś przepis, który właśnie tak absurdalnie rozstrzyga tę sytuację. Rzecz jednak w tym (nie przede wszystkim, ale także), że w pokontrolnych zaleceniach nie potrafili go przytoczyć nawet sami kontrolerzy! Przywołany przez nich przepis („jednostki sektora finansów publicznych dokonują wydatków zgodnie z przepisami dotyczącymi poszczególnych rodzajów wydatków”) o niczym bowiem nie rozstrzyga, a tyko ich zdaniem nakazuje zwrot wypłaconej nagrody.

Mógłbym kontynuować taką sporną wyliczankę. Tylko, po co? Kontrole są po to, by ujawniać realne uchybienia, korygować działalność finansową w myśl ich ustaleń, ale także po to, by weryfikować przepisy nie przystające do realiów. W sumie, normalka. O ile się wie, że zarówno kontrolowani, jak i kontrolujący, są tylko ludźmi. Jedni i drudzy mogą się mylić lub źle interpretować obowiązujące prawo.

Dla mnie, jako publicysty,  zdumiewające jest co innego. W zaleceniach pokontrolnych nie ma kilku zarzutów, które legnicka władza upubliczniła medialnie przed zakończeniem kontroli. Co do reszty, (nie)zachęcam do żmudnej lektury pokontrolnych kwitów. O jednym jeszcze raz zapewniam. Bez ustawy o rachunkowości w małym palcu, to wyłącznie strata czasu. Kodeks karny (jednak o wiele prostszy) na nic się tu nie przyda.

Grzegorz Żurawinski