Drukuj
O legnickiej kulturze było w Polsce głośno nie tylko za sprawą filmu "Mała Moskwa" Waldemara Krzystka. Głównymi bohaterami tegorocznej kultury legnickiej byli bowiem... komornik i prokurator. Prezydent Legnicy rozpoczął wojnę z własnym dyrektorem teatru. I przegrał ją z kretesem – pisze Tomasz Woźniak w redakcyjnym podsumowaniu wydarzeń roku 2008 w dolnośląskich miastach.

Ten rok był wyjątkowy dla Legnicy. Miasto rozkwitało gospodarczo jak nigdy przedtem a politycy w swoich wojenkach zeszli na poziom tak żenujący, jak nigdy dotychczas.

Jak grzyby po deszczu powstają w Legnicy nowe galerie handlowe. Do dwóch już istniejących dołączyły dwie kolejne, a na 2009 rok planowane jest ukończenie multikina. Legniczanie nie muszą już jeździć na zakupy do Wrocławia, bo większość markowych sklepów z odzieżą mają na miejscu. Ten rok potwierdził, że pod względem gospodarczym Legnica jest drugim, po Wrocławiu, miastem na Dolnym Śląsku.

Również Legnicka Specjalna Strefa Ekonomiczna, mimo kryzysu, wykonała swój średni plan roczny i wydała siedem zezwoleń dla nowych inwestorów. To udało się jeszcze w pierwszej połowie roku, gdy nikt nawet nie przypuszczał, że dojdzie do krachu.

W 2008 roku poszerzono nawet LSSE o kilka hektarów w mieście, by znaleźć miejsce dla nowych inwestorów, ale ci wciąż czekają na rozwój wydarzeń. W ubiegłym roku rozpoczęła się największa inwestycja w mieście od czasów budowy obwodnicy zachodniej, czyli przebudowa płyty Rynku. Miasto dostało też 10 mln zł na przebudowę obwodnicy południowo-wschodniej. To w ogóle pierwsze pieniądze z Unii Europejskiej, jakie Legnica w 2008 roku dostała, i to w ostatnim miesiącu.

Najwięcej jednak działo się w polityce. Tutaj, jak u Hitchcocka, rok zaczął się od burzy, a potem napięcie już tylko rosło. I to napięcie między głównymi aktorami sceny politycznej, bo konflikt w legnickim samorządzie przerodził się w osobiste animozje na liniach prezydent Tadeusz Krzakowski - przewodniczący rady Robert Kropiwnicki i Tadeusz Krzakowski - dyrektor teatru Jacek Głomb.

Siedem lat temu, gdy opozycyjni radni domagali się zbadania przewodniczącego rady alkomatem, wydawało się, że już nigdy poziom walki nie spadnie tak nisko. Sesje w 2008 roku udowodniły, że można.

Spory w radzie ponadstutysięcznego miasta nie odbiegają od kłótni w gminach wiejskich czy w małych miasteczkach. W walce obie strony nie oglądają na przeciwników i coraz częściej tracą zimną krew, głównie prezydent miasta, który wdaje się w niepotrzebne przepychanki słowne, a nawet sam je inicjuje. Do apogeum doszło na wrześniowej sesji, na której Krzakowski i Kropiwnicki przez cztery godziny wzajemnie się oskarżali.

Trzykrotnie zresztą w tym roku radni i prezydent próbowali się porozumieć. Za każdym razem bez skutku. Przepaść jest już zbyt głęboka, a jej zakopaniu nie sprzyjają propozycje prezydenta, by przewodniczący umawiał się z nim na rozmowy pojednawcze przez sekretarkę. Poziom sięgnął dna, co udowodnił jeden z radnych, zwracając się do koalicyjnej koleżanki per "głupia".

Rok w legnickiej radzie miejskiej rozpoczął się od sporu wokół budżetu i dotacji dla MPK. Radni koalicji, przeciwni prezydentowi, przeżywali kolejne klęski, gdy seria ich uchwał była uchylana po prezydenckich doniesieniach przez Regionalną Izbę Obrachunkową, a nawet służby wojewody.

To właśnie buble prawne były znakiem firmowym tegorocznej pracy radnych, a jeden z niewielu sukcesów to udowodnienie urzędnikom i prezydentowi, że niesłusznie naliczyli opłaty mieszkańcom osiedla Sienkiewicza. Musieli poprawiać uchwałę budżetową, uchwałę o powołaniu Młodzieżowej Rady Miejskiej, dotację na remont katedry czy kolejne zmiany budżetu.

Skąd taka seria? Główna przyczyna leży w składzie rady. Po raz pierwszy od 1990 roku większość w radzie stanowią debiutanci. Niedouczona większość nie chce uczyć się od doświadczonej mniejszości, tym bardziej, że jest trzonem antyprezydenckiej koalicji.

O legnickiej kulturze było w Polsce głośno nie tylko za sprawą filmu "Mała Moskwa" Waldemara Krzystka. Głównymi bohaterami tegorocznej kultury legnickiej byli bowiem... komornik i prokurator.

Prezydent Legnicy rozpoczął wojnę z własnym dyrektorem teatru. I przegrał ją z kretesem. Najpierw do boju wyruszył komornik, który zajął teatralne konta. Aktorów w ostatniej chwili uratowali radni, przyznając teatrowi dotację. W odpowiedzi prezydent doniósł na dyrektora do prokuratury. Po kontroli finansowej stwierdził w placówce niegospodarność i naruszenie zasad prowadzenia rachunkowości. Prokuratura śledztwo umorzyła.

Ostatnim atakiem prezydenta był donos do wojewody na prowadzoną odnowę budynku teatru. To wywołało zdziwienie urzędników wojewody, ponieważ miasto współfinansowało tę inwestycję. Donos odrzucono.

(Tomasz Woźniak, „Czym w 2008 roku żyły miasta Dolnego Śląska” (fragment), Polska Gazeta Wrocławska, 3-4.01.2009)