Drukuj
Wielokrotnie nagradzany i niezmiernie popularny monodram amerykańskiego pisarza i aktora pochodzenia ormiańskiego Erica Bogosiana w wykonaniu łódzkiego aktora Bronisława Wrocławskiego to sceniczny hit i samograj, który już za kilka dni będzie miał swoje 500 (!) przedstawienie. W Legnicy ”Sex, prochy i rock and roll” obejrzymy 22 listopada w ramach jubileuszu 40 edycji Wrocławskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora WROSTJA.

Kim dla Ameryki lat pięćdziesiątych był Lenny Bruce, lat sześćdziesiątych - Bob Dylan, lat siedemdziesiątych - Woody Allen, tym Eric Bogosian stał się w latach dziewięćdziesiątych - uważają krytycy. Bogosian wykonuje własne monologi na scenie - odtwarza typowe postaci współczesnej Ameryki, szydząc zarówno z rozmaitego autoramentu nowobogackich, jak też z "ludzi ulicy": szpanerów i wydrwigroszy oraz osobników, których niezaradność życiowa zmusza do wegetacji na dnie.
Celem jego ataków nie jest ani wielka polityka ("Kosowo! Nawet nie mam pojęcia, gdzie to jest"), ani instytucje społeczne, lecz obyczaj. Przez wypowiedzi bohaterów przebija często ostry sarkazm: "Głodujący Afrykanie! Głodujący Afrykanie! Oni są niemożliwi. Popsują wszystko".

Bohaterowie stworzeni przez Bogosiana znaleźli idealnego interpretatora w Bronisławie Wrocławskim. To monodram-samograj. Znakomity łódzki artysta spala się w nieustannym ruchu i błyskawicznych transformacjach odtwarzanych postaci. Towarzyszą temu niekiedy zasadnicze zmiany nastroju. Narkoman wypraszający datki do plastykowego kubeczka jest w swoim monologu tragiczny i śmieszny, patetyczny i żałosny, pozostawiając widzów w dziwnym pomieszaniu emocji. Przełamanie tego stanu przynosi następna, budząca żywiołowe wybuchy śmiechu scenka, w której mamy do czynienia ze świeżo upieczonym milionerem, pławiącym się w dobrodziejstwach luksusu.

Bohater nie odstępuje na krok ukochanego grilla, wygłaszając znad "dochodzących" steków bałamutne prawdy, które okażą się dyktowane strachem przed utratą stanu posiadania.
Są też budzące rumieniec na obliczach pań opowieści hojnie wyposażonego przez naturę erotomana czy relacja podstarzałego pozera z "odlotowej" narkotyczno-alkoholowej imprezy. Jej kulminacja będzie miała miejsce w McDonaldzie, gdzie bohater z dwoma kolesiami zaatakuje grupkę skinów, bo "czasami trzeba splunąć diabłu w oko, by wiedzieć, po co się żyje".

Sceny stworzone przez Bogosiana najbardziej czytelne są w Stanach Zjednoczonych, choć z pewnością i w całym sytym świecie Europy Zachodniej, dokąd usilnie aspirujemy. Bronisław Wrocławski swoim przekonującym wykonaniem monodramu stwarza wrażenie, jakbyśmy tam byli od dawna zadomowieni.

Janusz R. Kowalczyk, Rzeczpospolita

***********************************************************************************


Eric Bogosian
Sex, prochy i rock and roll

monodram Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi
przekład - Sławomir Michał Chwastowski
reżyseria - Jacek Orłowski
występuje - Bronisław Wrocławski
prapremiera polska: 24 maja 1997

spektakl w Teatrze Modrzejewskiej w Legnicy
środa 22 listopada godz. 19.00
bilety: 30 zł

Bogosian w ironiczny sposób portretuje ludzi o różnym statusie społecznym i materialnym. Jego bohaterowie to żałośni frustraci, momentami odrażający, to znów budzący współczucie. Szukają własnego miejsca w brutalnej rzeczywistości, którą sami współtworzą. Czyniąc z pieniędzy, seksu, narkotyków współczesne fetysze, wpadają w sidła zastawione przez samych siebie. W pogoni za surogatem tracą z oczu autentyczne wartości. Życie jest namiastką życia, a oni sami stają się karykaturami ludzi.
Spektakl był wielokrotnie nagradzany: nagroda dla najlepszego aktora VI Konkursu Teatrów Ogródkowych w Warszawie Grand Prix, nagroda dziennikarzy, nagroda wojewody szczecińskiego, nagroda dyrektora szczecińskiego Ośrodka TVP na XXXVIII Ogólnopolskim Festiwalu Małych Form "Kontrapunkt" w Szczecinie, nagroda aktorska na XXXVIII Kaliskich Spotkaniach Teatralnych, nagrody publicystów kulturalnych TVP i Rozgłośni Polskiego Radia we Wrocławiu na XXII Wrocławskich Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora i Małych Form Teatralnych, Grand Prix i nagroda publiczności na Ogólnopolskich Zderzeniach Teatrów Jednoosobowych w Kłodzku, nagroda im. Teatru Chopina w Chicago dla najlepszego spektaklu opartego na dramaturgii amerykańskiej, nagroda aktorska podczas Festiwalu Dramaturgii Współczesnej w Zabrzu…

************************************************************************************


Z Bronisławem Wrocławskim rozmawiała Krystyna Paszkowska z Dziennika Bałtyckiego:


Czy fakt, że urodził się pan w Łodzi miał jakiś wpływ na wybór drogi życiowej?

- Faktycznie jestem łodzianinem i to z dziada pradziada, ale nie, to raczej nie miało wpływu na mój wybór. Do aktorstwa dochodziłem taką naturalną drogą poprzez konkursy recytatorskie. W pewnym momencie będąc w szkole średniej poczułem, że aktorstwo, to jest to, co chciałbym robić i zdałem do szkoły teatralnej łódzkiej.

Można pana nazwać kolekcjonerem nagród. Czy jest jeszcze jakaś, o której pan marzy? Nie mówię tu o "typowych", jakimi są filmowe Oskary...
- Wszystkie te nagrody jakiekolwiek się trafią aktorowi po drodze, to są miłe rzeczy. Nie mam jednak co ukrywać - tak za bardzo to się nimi nie przejmuję. Dla mnie najważniejszy jest bezpośredni kontakt z widzem. Ja oczywiście zdążyłem się trochę zestarzeć, ale nadal trochę szaleję podczas tego przedstawienia, jakim jest "Sex, prochy i rock&roll". Ono miało też swoje dobre chwile nagród, że tak powiem. Staram się patrzyć na to dość trzeźwo. Z nagrodami różnie to bywa, więc to chyba jest najlepsza metoda.

Kiedy, pana zdaniem, można mówić o dobrym przedstawieniu?

- Jak uda nam się zrobić jakieś dobre przedstawienie. Musi być rozsądne, może być śmieszne i publiczność je przyjmuje zgodnie z naszymi założeniami: do śmiechu - to do śmiechu, do płaczu - to do płaczu, że tak ujmę to prościutko. To jest wówczas powód do zadowolenia.

Czy można w pana przypadku zaryzykować stwierdzenie, że monodram jest tą formą sztuki, w której najlepiej się pan czuje?
- Trzy takie części Erica Bogosiana pod rząd zrobiliśmy spośród kilku jego zbiorów. Ale ja wcześniej jeszcze, przed 15 laty, zrobiłem monodram oparty na listach Bułhakowa. W międzyczasie zagrałem też dużo "normalnych" można powiedzieć ról, niezamkniętych tylko w obrębie jednego hasającego po scenie gościa. Skądinąd ten, my to tak nazywamy, monodram jest dość specyficzny, w trochę innym stylu niż u nas się zwykło rozumieć. Ten monodram jest stylem przeniesionym ze świata. To takie jakby show, spektakl, w którym aktor współgra z publicznością. W przypadku monodramu "Sex, prochy i rock&roll" partnerem dla aktora jest właściwie cała widownia. To jest taka rozmowa aktora z publicznością.

Twórczości Bogosiana nie można nazwać grzeczną, ugłaskaną...

- Teatr nie uzdrawia świata, ale stawia pytania i Eric Bogosian też takie stawia. Chociaż zgoda, one są drażliwe, okrutne, pewnie błyskotliwe, ironiczne. To jest takie przedstawienie raczej i do śmiechu, i do płaczu. Ja bym wolał, aby było do płaczu, ale ono jest tak napisane w formie pułapek. Autor trochę żartuje sobie. Chciałbym wierzyć, że jednak i chwyta za gardło, w myśl gogolowskiego "Z czego się śmiejecie, z siebie się śmiejecie". To są takie obrazki z życia, przytoczone fragmenciki z zaobserwowanego świata ludzi bogatych, biednych, sfrustrowanych przez los, mających jakieś swoje fetysze. Otwarte pozostaje pytanie, czy korzystać z życia, czy kontemplować ten dzisiejszy konsumpcjonizm. Krótko mówiąc: czy lepiej mieć, czy być? Czy da się to w ogóle wyważyć.

Z którym z reżyserów najlepiej się panu pracuje?

- Ja lubię teatr zrozumiały. Jak reżyser zrozumie tekst, to przekaże to zrozumiale aktorowi, a ten z kolei widzom. Ja mam takiego współrealizatora, reżysera, przewodnika, z którym robię już dziesiątą sztukę. Jest to Jacek Orłowski. Z nim lubię pracować, wspólnie lubimy wątpić, opowiedzieć coś o współczesnym świecie w sposób prosty, niewymyślny, dla wszystkich zrozumiały.

(Krystyna Paszkowska, "I do śmiechu, i do płaczu", Dziennik Bałtycki 10.05.2006)


*****************************************************************************

Bronisław Wrocławski (1951)


Aktor teatrów łódzkich: Jaracza (1973-74, 1990- ), Powszechnego (1974-90). Od 1970 roku członek ZASP. Wykładowca PWSFTviT, od 1996 roku pełni funkcję dziekana wydziału aktorskiego tej uczelni.
Należy do coraz węższego grona aktorów, którzy traktują swój zawód jako powołanie. Choć kinematografia go nie rozpieszcza (znany jest przede wszystkim z "Vabank 2" Juliusza Machulskiego, "Ciała" Saramonowicza i Koneckiego, "Taty" Ślesickiego, serialu "Bank nie z tej ziemi" oraz "Miasteczka"), prawdziwym żywiołem dla niego stał się teatr i praca pedagogiczna w łódzkiej PWSFTViT. Od dziewięciu lat szczególne miejsce w jego aktorskich przedsięwzięciach zajmuje twórczość Erica Bogosiana.