Drukuj
Stara zasada: dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, czasami się nie sprawdza, bo czasami rozmawiają i są z tego korzyści. Nie ma awantur, pyskówek, niepotrzebnych nerwów i emocji. Znaleźć zdrowy rozsądek jest strasznie trudno. Jak mniemam, te trudności głównie polegają nam tym, że trudno się dogadać. Takim spektakularnym przykładem jest Teatr im. Modrzejewskiej w Legnicy – pisze Krzysztof Kucharski.

Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego reprezentowany przez Piotra Borysa i dolnośląska Solidarność teatralna w osobie Leszka Nowaka po półrocznych pertraktacjach podpisała układ, dzięki któremu 1500 pracowników instytucji kulturalnych podległych władzy marszałkowskiej średnio rocznie będzie zarabiało dwa tysiące więcej. Nie jest to jakaś oszałamiająca suma, bo w skali miesiąca jest to średnio 166 zł, ale mam nadzieję, że pieniądze nie będą rozdzielany według zasady "średnio", a trochę więcej dostaną ci, którzy mają najbiedniejsze portfele.

Od paru lat emocje budzi tak zwana mapa kulturalna Dolnego Śląska. Za tym hasłem też kryją się pieniądze i to o wiele większe. Przykładowo wrocławska opera ma dotacje prawie 20-milionowe, a Teatr Polski prawie o połowę mniejsze. Nie licząc, oczywiście, wpływów własnych.

Budżety instytucji marszałkowskich właściwie rosną każdego roku i nie mam zamiaru nudzić Państwa słupkami cyfr. Moje wątpliwości budzi podział kompetencji. Dostaliśmy wczoraj nową mapkę tych podziałów. Mamy więc muzea, teatry i filharmonie finansowane z kasy tylko miejskiej, z kasy miejskiej i wojewódzkiej; tylko z kasy wojewódzkiej oraz z kasy wojewódzkiej i ministerialnej.

Znaleźć zdrowy rozsądek w takim rozdziale kompetencji dalej jest strasznie trudno. Jak mniemam, te trudności głównie polegają nam tym, że trudno się do końca dogadać. Takim spektakularnym przykładem jest Teatr im. Modrzejewskiej w Legnicy.

Od lat w niekończącym się sporze trwają prezydent miasta Tadeusz Krzakowski i dyrektor sceny Jacek Głomb. Są to animozje personalne, ale... odbijają się na kondycji teatru. Koło ratunkowe rzucił teatrowi Urząd Marszałkowski, który chce przejąć sprawy kompetencyjne. Na razie na takie koło ratunkowe nie może liczyć Teatr im. Norwida w Jeleniej Górze.

Nie marzę o tym, żeby w Polsce było normalnie, bo chyba trzeba poczekać na wymianę pokoleń, ale na Dolnym Śląsku o taką normalność warto walczyć, bo już parę rzeczy się udało. Ta normalność polega też na tym, żeby kultury nie podłączać nigdy do politycznych układów. Normalnie będzie wtedy, gdy się od nich całkowicie uniezależni. Ideałem by było, gdyby kompetencje miały charakter lokalny. Języczkiem u wagi są, oczywiście, nie tylko sprawy personalne.

Jak to logicznie wytłumaczyć, że wrocławski Teatr Polski jest własnością wojewódzką, a Wrocławski Teatr Współczesny tylko miejską. Logicznie się nie da. Dlaczego Opera Wrocławska ma być własnością Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego jako tak zwane dobro narodowe, a wrocławskie Muzeum Narodowe, które ze względu na swoją specyfikę bardziej do tytułu dobra narodowego pretenduje, podobnie jak Muzeum Gross-Rosen, nie? Odpowiedź może być tylko jedna: opera pożera jedną piątą wojewódzkich dotacji. Pytań jest, oczywiście, dużo. Moim zdaniem, ważne jest, że ktoś wreszcie chce ten kompetencyjny bałagan uporządkować.

Warto o tym wszystkim jeszcze porozmawiać.

(Krzysztof Kucharski, „Mapa kulturalna, pieniądze socjalne”, Polska Gazeta Wrocławska, 12.12.2008)