Drukuj
Kwartetem smyczkowym witała, a chóralnym śpiewem żegnała Jerzego Trelę młodzież I Liceum Ogólnokształcącego w Legnicy, która zaprosiła tego wybitnego krakowskiego aktora na spotkanie w szkolnej auli. – Jest pan uosobieniem tego, co najszlachetniejsze w polskim teatrze – tak motywy zaproszenia objaśnił jego inicjator, legnicki polonista i twórca autorskiego programu edukacji teatralno-dziennikarskiej w tej szkole, Tomasz Dziurzyński. Dwie setki młodych ludzi zasypało artystę pytaniami…

- Cieszę się, że jestem wśród młodych ludzi, którzy lubią teatr. Nie mam wątpliwości, że także dzięki wam teatr przetrwa, bo spotkań na żywo ze sztuką ludzie będą coraz bardziej szukać. Tym bardziej, im współczesna technika, telewizja, Internet… będą odsuwać ludzi od siebie. Macie w Legnicy wspaniały teatr, doskonały zespół. Ceńcie go sobie, bo to jeden z nielicznych w Polsce, który istnieje tak mocno, o którym mówi się tak głośno, bo warto o nim mówić. Hołubcie go, pielęgnujcie w sercach niezależnie od tego, gdzie rzucą was osobiste losy. Nie miejcie kompleksów, bo wasz teatr jest odbiciem tego, co najwartościowsze w polskim, europejskim teatrze. Pamiętam, jak w latach ustrojowego przełomu lat 80/90 minionego stulecia usłyszałem w Londynie znamienne słowa: „zmieniajcie u siebie wszystko, zmieniajcie ustrój i co tylko chcecie, ale – na Boga! – nie zmieniajcie teatru, bo to najlepsze, co macie! Przecież nie tony wydobytego węgla, a polska kultura: teatr, muzyka, plastyka, kino… tworzyły dobry wizerunek Polski na świecie – dzielił się refleksjami, apelował i wspominał Jerzy Trela.

- Czy teatr może zmieniać świat? Nawet, pomijając własną próżność, pragnę tego, bo gdybym nie wierzył, że tym co robię potrafię oddziaływać na ludzi, to pewnie robiłbym co innego. Jeśli w młodym pokoleniu artystów, takich jakich macie w Legnicy, jest tyle energii i siły, by poprzez teatr zmieniać świat, to szczerze życzę im powodzenia. Moim zdaniem jednak, teatr jest wtedy dobry, gdy jest ponadczasowy. Bo chociaż rolą teatru jest reagowanie na otaczający świat, to jednak o jego sile nie decyduje doraźność, ale jakość, klasa jaką reprezentuje. Gdy zaczynałem swoją pracę aktora, w latach 60-tych, 70-tych ubiegłego wieku teatr był ważniejszy niż dziś, miał większe społeczne znaczenie. Mówiło się o misji teatru, bo nie było tak wielu innych miejsc, tylu mediów i sposobów docierania do ludzi, do przekazywania im własnych emocji i przemyśleń – mówił w Legnicy krakowski aktor i pedagog, wychowawca wielu aktorskich pokoleń.

- Dość późno odkryłem w sobie, że aktorstwo jest tym, co pragnę robić. Można chyba powiedzieć, że mój teatralny los, to kara za młodzieńcze nieuctwo. W liceum kazano mi uczyć się wierszyków na pamięć, a ja tego szczerze nie cierpiałem, zatem nie robiłem. W efekcie łapałem kolejne dwóje, przy siódmej z kolei zaczęło to grozić brakiem promocji. Wówczas uratowali mnie koledzy. „Naucz się jakiegoś wiersza, przecież nasza profesorka jest naprawdę fajna, powiesz go to cię przepuści…” – usłyszałem. Cóż było robić, wkułem „Śmierć pułkownika” i wyrecytowałem kompletnie zaskoczonej nauczycielce. I stało się! Natychmiast zdecydowała, że wystartuję w konkursie recytatorskim, a ja nie miałem wyjścia. Jeśli chciałem zdać do następnej klasy, musiałem się zgodzić. A potem… recytowałem („W głuchej puszczy, przed chatką leśnika, rota strzelców stanęła zielona…”) tego Mickiewicza na przeróżnych konkursach, wszystkich akademiach z dowolnej okazji i gdzie tylko była potrzeba, by „uświetnić”, dołączyć „część artystyczną”. Ciągle ten jeden, jedyny wiersz, którego się wyuczyłem… Aż koledzy nie zdzierżyli, nie byli w stanie już dłużej tego słuchać i zagrozili mi laniem, jeśli nie nauczę się czegoś innego… Tak się zaczęło, a potem trafiłem do Teatru Groteska. Jednak nie na scenę, ale do… pracowni plastycznej. Dopiero kilka lat później na moim angażu pojawiło się słowo „aktor” – wspominał Jerzy Trela.

- Aktor, który mówi, że zawsze wie jak grać wydaje mi się podejrzany. Przecież tego uczymy się całe życie! Były jednak role, które zaważyły na moim życiu. A może jeszcze bardziej ludzie, z którymi się wówczas zetknąłem… Taką wybitną i ważącą dla mnie postacią był Konrad Swinarski i jego „Dziady”, a później „Wyzwolenie”. Zwłaszcza ta druga sztuka była ważna, po Gustawie/Konradzie w „Dziadach” byłem już bardziej zawodowo świadomy i ukształtowany. Tak czy inaczej, to były decydujące chwile w moim życiu, od których zaczęła się trwająca do dziś ta wielka radość i udręka, którą – na przemian – daje mi teatr. Musicie jednak wiedzieć, że jeśli w jednej roli na pięć zagranych osiągniemy to, czego pragnęliśmy, do czego dążyliśmy, co chcieliśmy przekazać, to naprawdę jest to niezły wynik.
A trema? Po tylu latach na scenie mam ją przed każdym występem. Każdy ją ma, niektórzy tylko udają, że jest inaczej. Największa jest wówczas, gdy mam wrażenie, że spektakl wchodzi w premierę, a nie jest jeszcze gotowy, nie jest do końca przygotowany… Takiej tremy, która wówczas mi towarzyszy, naprawdę się boję, bo może paraliżować.
Aktorstwo, o czym trzeba pamiętać, to sztuka tworzenia iluzji. Jednak tylko w teatrze, tylko na scenie może dochodzić do utożsamiania się z odgrywaną rolą, identyfikacji z postacią. Aktor, który rolę przenosi do codziennego życia powinien jak najszybciej iść do psychiatry…
Zawsze chcę grać najlepiej, jak potrafię, ale nie zawsze mam siłę. Jednak nie znam pojęcia zwolnienia lekarskiego. Gdy ostatnio byłem u lekarza usłyszałem: - „No to, panie Jerzy, sześć czy dziewięć dni zwolnienia? Gdy odpowiedziałem, że chodzi jedynie o to, bym mógł wieczorem pojawić się na scenie, usłyszałem: - „Pan jest szalony!”. Pewnie jestem… - dzielił się swoimi przemyśleniami krakowski aktor, ewidentnie podczas spotkania z młodzieżą silnie przeziębiony i zachrypnięty.

„Wielkie kazanie księdza Bernarda” (spektakl ten grany był na scenie Teatru Modrzejewskiej w przeddzień spotkania z legnicką młodzieżą – red.) to pierwszy monodram w moim życiu. Wszystko zaczęło się od urodzinowego przyjęcia Leszka Kołakowskiego, autora tego tekstu, na którym dano mi do przeczytania fragment „Wielkiego kazania…”, bo usłyszałem, że to jeden z ulubionych żarcików filozoficznych jubilata. Tekst i zawarta w nim żartobliwa, ironiczna zabawa w diabła, przy poważnym namyśle, nad powodami, dla których wokół nagromadziło się tyle zła, zaczął mnie dręczyć. Wracałem do niego, porzucałem, bo to piekielnie trudny tekst, napisany jak muzyczne rondo. Wreszcie postanowiłem się z nim zmierzyć, a okazją było 40-lecie Teatru STU, którego byłem współzałożycielem. Zaproponowałem, by właśnie tekst Kołakowskiego przenieść na scenę z okazji jubileuszu. Krzysztofa Jasińskiego (reżyser i dyrektor artystyczny krakowskiego Teatru STU – red.) poprosiłem, by znalazł reżysera i dałem mu tekst do przeczytania. Już następnego dnia usłyszałem: „Nikogo nie szukamy. Sami to zrobimy. I zrobiliśmy! Żaden inny diabeł nie maczał w tym swoich łap (premiera odbyła się 19 lutego 2006 roku – red.) – odsłaniał kulisy stworzenia monodramu Jerzy Trela.

zapiski ze spotkania: Grzegorz Żurawiński

************************************************************************************

Jerzy Trela
(1942)

W latach 1961-64 pracował w Teatrze Lalek w Domu Kultury w Nowej Hucie, a następnie w Teatrze Groteska w Krakowie. W 1969 roku ukończył Wydział Aktorski PWST w Krakowie. Podczas studiów był jednym ze współtwórców i aktorem teatru STU. Pierwszą ważną rolę na tej scenie zagrał w "Pamiętniku wariata" w reżyserii Jana Łukockiego. W latach 1969-1970 był aktorem krakowskiego Teatru Rozmaitości. Później związał się ze Starym Teatrem w Krakowie. Od 1979 roku uczy w PWST, był także jej rektorem (1984-90).

Stworzył wybitne kreacje sceniczne, m.in. w "Dziadach" i "Wyzwoleniu" w reż. Konrada Swinarskiego, "Hamlecie" w reż. Andrzeja Wajdy, "Ślubie" i "Fauście" w reż. Jerzego Jarockiego. Jest laureatem wielu nagród, m.in. na festiwalach teatralnych we Wrocławiu i Opolu, Nagrody Krytyki Teatralnej im. Boya-Żeleńskiego, Nagrody im. Aleksandra Zelwerowicza, Nagród Ministra Kultury i Sztuki I i II stopnia, Złotego Ekranu, a także Nagrody Komitetu Radia i Telewizji.

Wybrane filmy (z kilkudziesięciu): "Kolumbowie" reż. Janusz Morgenstern, "Znikąd donikąd" reż. Kazimierz Kutz, "Na srebrnym globie" reż. Andrzej Żuławski, "Do krwi ostatniej" reż. Jerzy Hoffman, "Człowiek z żelaza" reż. Andrzej Wajda, "Kobieta samotna" reż. Agnieszka Holland, "Matka Królów" reż. Janusz Zaorski, "Karate po polsku" reż. Wojciech Wójcik, "Ga, ga. Chwała bohaterom" reż. Piotr Szulkin, "Trzy kolory. Biały" reż. Krzysztof Kieślowski, "Tylko strach" reż. Barbara Sass, "Autoportret z kochanką" reż. Radosław Piwowarski (nagroda za najlepszą drugoplanową rolę męską na FPFF w Gdyni, 1996), "Historie miłosne" reż. Jerzy Stuhr, "Kochaj i rób, co chcesz" reż. Robert Gliński. W 1987 r. stworzył wybitną kreację w węgierskim filmie "Kialtas s kialtas" ("Krzyk i krzyk”) w reż. Zoldt Kezdi-Kovacs.

Teatr Telewizji powierzył Jerzemu Treli role m.in. w tak głośnych spektaklach, jak „Dziady”, „Płatonow”, „Widok z mostu”, „Płaszcz”, „Noc Walpurgii", ;,Stalin". Wystąpił także w "Życiorysie", którego reżyserem był Krzysztof Kieślowski.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++


Leszek Kołakowski
(1927)

Najwybitniejszy żyjący filozof polski, od 1968 r. - po pozbawieniu go katedry na Uniwersytecie Warszawskim - mieszkający na emigracji, obecnie w Oksfordzie, gdzie jest członkiem All Souls College.

Głównym przedmiotem jego zainteresowań filozoficznych jest historia filozofii, zwłaszcza od XVIII wieku, w tym doktryny liberalizmu, a także filozofia kultury oraz religii. Oprócz tekstów filozoficznych spod pióra Kołakowskiego wyszły również utwory o charakterze literackim, choć również poruszające tematykę bliską Kołakowskiemu-filozofowi, dlatego szukając dla nich określenia gatunkowego należałoby mówić w tym przypadku o przypowiastkach filozoficznych (13 BAJEK Z KRÓLESTWA LAILONII, ROZMOWY Z DIABŁEM).

W przypowiastkach i bajkach Kołakowski w przystępnej i atrakcyjnej literacko formie analizuje zagadnienia i paradoksy filozoficzne lub też przedstawia dyskusje pomiędzy różnymi szkołami i doktrynami. Głównymi cechami tych historyjek jest inteligentny, kpiarski humor oraz mistrzowskie operowanie konwencją literacką i stylizacją, zwłaszcza w opowieściach biblijnych. Książki Kołakowskiego przez wiele lat ukazywały się w Polsce w nielegalnym obiegu, odgrywając ważną rolę w kształtowaniu polskiej inteligencji opozycyjnej - szczególne znaczenie miał esej KAPŁAN I BŁAZEN, analizujący postawy inteligencji właśnie wobec władzy. Pierwszym tekstem Kołakowskiego skonfiskowanym przez cenzurę, a zarazem pierwszym, który zaczął funkcjonować poza oficjalnym systemem, był napisany w 1956 r. dla "Po Prostu" manifest "Czym jest socjalizm".

W roku 1996 Leszek Kołakowski nagrał dla Telewizji Polskiej dziesięć mini wykładów poświęconych ważnym zagadnieniom filozofii kultury (m.in. władzy, tolerancji, zdradzie, równości, sławie, kłamstwu), wydane następnie w formie książkowej jako DZIESIęć MINI WYKŁADÓW O MAXI SPRAWACH. W roku 1997, w dniu swoich siedemdziesiątych urodzin, został przez redakcję "Gazety Wyborczej" koronowany na "króla Europy Środkowej".