Drukuj
Melodramat Waldemara Krzystka, zdobywca Złotych Lwów na festiwalu polskich filmów w Gdyni od dziś w kinach. Przed poniedziałkową (24 listopada) wrocławską premierą filmu, ze Swietłaną Chodczenkową, aktorką, która zagrała w "Małej Moskwie" rolę Wiery, rozmawiała Magda Podsiadły.


Magda Podsiadły: Nie było Pani w Gdyni we wrześniu, gdy ogłaszano werdykt Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Oglądaliśmy Panią na wizji z Moskwy, gdy usłyszała Pani, że dostała główną nagrodę aktorską za rolę Wiery w "Małej Moskwie". I nie powiedziała Pani wtedy słowa komentarza. Tak Panią zaskoczyły te laury?

Swietłana Chodczenkowa*: - Usłyszałam, że nagrodę otrzymuje... Swietłana Chodczenkowa i wtedy łączność została przerwana. Nic nie słyszę, nic nie rozumiem, wiem tylko, że wygrałam. I koniec. Myślałam, że mnie u was po prostu nie widać, ani nie słychać.

Zagrała Pani w filmie, który dotyka trudnych polsko-rosyjskich problemu czasów powojennych, pokazuje was jako okupanta w Polsce. Jak, sądzi Pani, przyjmą go Pani rodacy?

- W Rosji można dziś mówić o wszystkim, uprawiać sztukę na każdy temat. Nie ma już cenzury. Można rozmawiać o NKWD, o Związku Radzieckim. Jednak nadal nie ma sprzyjających warunków, by ten film został w Rosji dobrze przyjęty.

Dlaczego?

- Bo to nie jest film dla szerokiej publiczności, a dla ludzi, którzy tamtego czasu doświadczyli. Oni rzeczywiście na niego czekają. Dla nich będzie ciekawy, ale dla mojego pokolenia dwudziestolatków temat jest niespecjalnie nośny. Choć oczywiście kinomani wiedzą, że taki film powstał, że opowiada o Rosjanach, że zdobył wiele nagród.

Ale na różnych rosyjskich blogach czytam, że ludzie czekają na ten film, nawet jeżeli go komentują, pozytywnie i negatywnie. Czy po prostu nie wyraża Pani obawy, że zostanie uznany za antyrosyjski?

- Bo rzeczywiście jest antyrosyjski, gdy pokazuje Rosjan, którzy piją, awanturują się, biją między sobą. Trudno więc przewidzieć, jak zostanie w Rosji przyjęty. Sądzę, że ludzie, którzy przeżyli radzieckie czasy, uznają, że nie wolno pokazywać takiego wizerunku oficerów i armii radzieckiej. W szczególności ten film nie spodoba się mojemu teściowi, który jest oficerem w wojsku.

Ale też jestem przekonana, że będą tacy, którzy uznają ten film za ważny za to, że odbrązowił to, co było dotąd uznane za najlepsze. Tak czy inaczej, to nie jest jednak kino polityczne. Zrobiliśmy film o miłości, który zakotwiczony jest w konkretnym czasie historycznym.

Czy w życiu spotkała się Pani z takimi opowieściami o losach Rosjan, jak historia Wiery, która ma autentyczny pierwowzór?

- Nie, dopiero rozmowy z Waldemarem Krzystkiem podczas pracy na planie uświadomiły mi, jak wyglądała rzeczywistość pokolenia moich dziadków. W szkole uczono nas o tym okresie, ale bez wglądu w detale. Wiedziałam, że wojska radzieckie stacjonowały na terytorium Polski, ale już nikt nam nie powiedział, w jak rygorystycznym systemie żyli wtedy Rosjanie i że Legnica była nazywana Małą Moskwą.

Wstrząsnęło Panią to, czego dowiedziała się Pani na planie?

- Zobaczyłam, że to był system, który niszczył jednostkę moralnie i fizycznie. Gram prawdziwą postać, o której do dziś nie wiadomo, czy rzeczywiście popełniła samobójstwo, czy została zamordowana z przyzwoleniem państwa. Wtedy nie można było żyć normalnie, nie można było kochać, urodzić ukochanemu dziecka bez zgody państwa. Jedna z postaci filmu mówi znamienne słowa: jak armia skierowała cię do Polski, to nie znaczy, że jesteś w Polsce, jak jesteś żoną oficera, to nie znaczy że jesteś osobą.

Wspomniała Pani, że to jednak przede wszystkim historia o miłości. Co dla Pani w tej historii jest najważniejsze?

- Podziwiam moją bohaterkę Wierę. Okazała się bardzo silną osobą, do końca walczyła o to, czego pragnęła, przeciw systemowi i oczywiście ucierpiała strasznie, ale była z człowiekiem, którego kochała, mimo że to był zakazany związek, bo z Polakiem, urodziła mu dziecko. Tym trudniejsza to była sytuacja, że musiała wyrzec się męża, a to była jednak zdrada. Nie wiem, jak ja zachowałabym się w takich okolicznościach. Tego nie można przewidzieć.

Jak radzi sobie dziś młode kino rosyjskie?

- Teraz, gdy nastał globalny kryzys, trudno powiedzieć, co będzie dalej z naszą kinematografią. Wiele projektów zostało zawieszonych, a nawet zamkniętych. Państwo wycofuje się z dotacji na produkcje. Na co dzień pracuję w niezależnym teatrze impresaryjnym, mam za sobą pierwsze ciekawe doświadczenie dobrze ocenionej pracy w kinie europejskim, więc patrzę w przyszłość optymistycznie.

* Swietłana Chodczenkowa - rocznik 1983, moskwianka, zanim ukończyła Akademię Teatralną, była krótko modelką. Zagrała w dziesięciu filmach.

(Magda Podsiadły, „Romans nie dla Rosjan”, Gazeta Wyborcza Wrocław, 28.11.2008)