Drukuj
Ten skandal był do przewidzenia. Film "Anonyma - kobieta w Berlinie" opowiadający o cierpieniach niemieckich kobiet, gwałconych pod koniec II wojny światowej przez żołnierzy Armii Czerwonej, natychmiast po premierze podzielił polityków i recenzentów. Obraz w reżyserii Maxa Färberböcka nakręcono we Wrocławiu i Legnicy z udziałem polskich statystów.


Bohaterką filmu jest dziennikarka, która chcąc uniknąć kolejnych gwałtów, wdaje się w romans z radzieckim oficerem. Ale uczucie, które pojawia się między nimi, nie ma w tamtych warunkach żadnych szans. Główną rolę w filmie gra Nina Hoss, znana z "Białej Masajki". W rolach żołnierzy Armii Czerwonej wystąpią aktorzy rosyjscy. Max Färberböck wyreżyserował wcześniej głośny film "Aimee i Jaguar" o miłości nazistki i Żydówki, ukrywającej się w wojennym Berlinie.

Scenariusz oparto na, wydanych także w Polsce, pamiętnikach Marty Hillers, która zmarła w 2001 roku w wieku 90 lat. Gdy w latach 50. po raz pierwszy opublikowała swe wspomnienia jako anonimowa autorka, książka pozostała w Niemczech niezauważona. "Jednym z powodów była ówczesna tęsknota za zapomnieniem. Chętniej czytano wtedy o słońcu Capri niż o Auschwitz" - napisał dziennik "Die Welt".

Tom powrócił na półki pół wieku później i stał się bestsellerem, ale dopiero film Färberböcka wywołał debatę o losie kobiet takich jak Hillers. "Film podejmuje temat, który dotyka pewnych tabu i drażliwych punktów historycznych rozliczeń. Trauma powojennej historii Niemiec rzadko kiedy pokazywana jest tak wyraziście" - napisał dziennik "Sueddeutsche Zeitung", chwaląc reżysera i producenta za odwagę.

Niemiecki poseł i przewodniczący grupy roboczej "Wypędzeni, uchodźcy i przesiedleńcy" w ramach klubu parlamentarnego CDU/CSU Jochen Fromme oświadczył, że dzięki filmowi 63 lata po wojnie "niemiecka opinia publiczna pozna los i wstyd setek tysięcy kobiet", które padły ofiarą masowych gwałtów dokonywanych przez żołnierzy Armii Czerwonej. "W sowieckiej strefie okupacyjnej gwałty były codziennością aż do 1947 roku. Historycy mówią nawet o 2 milionach ofiar, wśród których były dzieci i staruszki" - napisał Fromme w oświadczeniu przesłanym PAP.

Wielu krytyków zauważa jednak liczne słabości filmu i wytyka reżyserowi artystyczne kompromisy. "Ten rozdział historii Niemiec został potraktowany kiczowato, przez co film odbiega od rzeczywistości" - ocenił "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Palma pierwszeństwa w pokazaniu bestialstw, jakich dopuszczała się Armia Czerwona na niemieckich cywilach należy do Kaia Wessela, reżysera zeszłorocznego filmu telewizyjnego "Die Flucht" (Ucieczka).

(Mariola Zajączkowska, „Niemcy przełamują filmowe tabu”, PAP, 24.10.2008)