Drukuj
Kiedy w ciemnościach kościoła ewangelickiego pada strzał, nie wiadomo kto ginie: Paul? Maria? A może ktoś inny? Tak zaczyna się historia wolimierska opowiedziana przez Wojcieszka „Była już taka miłość, ale nie ma pewności, że to była nasza”. Pewność jest. Na pewno to nie jest moja miłość do spektaklu Wojcieszka – pisze Marzena Kaźmierczak.

Kiedy w ciemnościach kościoła ewangelickiego pada strzał, nie wiadomo kto ginie: Paul? Maria? A może ktoś inny? Tak zaczyna się historia wolimierska opowiedziana przez Wojcieszka. I tak kończy. Krzyki uczestników zdarzenia wyjaśniają sprawę do końca.

– To wy go zabiliście – rozpacza Maria. – On był mój, co ja teraz zrobię? – zastanawia się Artur. – Wsadź go na wóz, zawieź i powiedz, że popełnił samobójstwo – doradza Georg. I całuje Marię. Marię, którą kochał Paul.

Pierwsza część tryptyku nie jest łatwa w odbiorze. Porusza problem przyjaźni, miłości, wiary, obowiązku wobec ojczyzny, zdrady. To opowieść o młodym Niemcu, żołnierzu Wehrmachtu, który przyjeżdża na przepustkę do rodzinnego domu w Wolimierzu. I nie chce już wracać na wojnę. Dezerteruje. Tak, dostał Żelazny Krzyż za odwagę. Uratował życie koledze, któremu czołg zmiażdżył nogi. To nie była odwaga, to był jego obowiązek jako człowieka, jako chrześcijanina. Krzyż wyrzucił z pociągu. Paul ma dość wojny.

– Chcesz posłuchać o wojnie, wszach, czerwonce, ropie co cieknie z ran? – pyta Georga. Ale następca pastora nie chce, ma inne problemy. Nikt nie chce słuchać Paula. Nikt mu nie wierzy. On, targany emocjami, zadaje sobie pytanie o sens wiary, istnienie Boga, powraca do przeszłości wspominając śmierć młodszego brata. I stara się dociec, kto i dlaczego zadenuncjował starego pastora.

Magda Biegańska jako Maria jest tak naturalna, Magda Skiba (Eva) – pełna życia. Anita Poddębniak (matka) – ciepła, kochająca. Scena, w której tuli syna, jak małego chłopczyka, wzrusza. Matka mówi mu: „żegnaj”. Więc nie wierzy, że się jeszcze spotkają. Paul grany przez Łukasza Węgrzynowskiego to typ aryjski. Blada cera, blond włosy, błękitne oczy. Jego Paul nie jest przekonywujący. Sztywny, beznamiętny, nie potrafi na twarzy uzewnętrznić targających nim emocji.

Twarz Węgrzynowskiego to maska. O tym, co się z nim dzieje, świadczą gesty; kanciaste, ostre i ciągłe drżenie ciała. I nie wiadomo, czy to jest świadoma gra aktorska czy efekt przenikliwego zimna (aktor gra w samej koszuli). Ale być może aktor spełnia wyobrażenie Wojcieszka o postaci żołnierza Wehrmachtu?

Akcja przedstawienia skupia się na kościelnych schodach prowadzących do ołtarza. Naturalna scenografia, ubogie rekwizyty: gromnica, butelka wódki, chleb zapakowany w papier, porozrzucana garderoba. Gra świateł i cieni, przejmująca muzyka... to atrybuty spektaklu. Ale jest też nadmierne moralizatorstwo i zarzucanie widza jałowymi wynurzeniami bohaterów, z których nic nie wynika. Momentami tylko senność.

„Była już taka miłość, ale nie ma pewności, że to była nasza”. Pewność jest. Na pewno to nie jest moja miłość do spektaklu Wojcieszka...

(Marzena Kaźmierczak, „To nie moja miłość”, Konkrety.pl, 22.10.2008)