Drukuj
Kariera Eryka Lubosa przyspieszyła, gdy wypatrzył go Przemysław Wojcieszek i obsadził w roli blokersa Bogusia w „Made in Poland”. Sztuka zrealizowana w legnickim Teatrze Modrzejewskiej była przebojem polskiej sceny lat 2004-2005. Aktor nie mniej brawurowo grał i innych buntowników w teatrze. Teraz dostrzegło go kino. Jako Indor w „Boisku bezdomnych” Kasi Adamik zdobył nagrodę dla najlepszego aktora drugoplanowego na ostatnim festiwalu w Gdyni – sylwetkę aktora przedstawia Barbara Hollender.

Zmrużone oczy. Lekko przygarbiona sylwetka, ciało jakby gotowe do skoku. A do tego rozkołysany, marynarski krok. Tak chodzą mocni faceci. Tak też porusza się Indor. Zakapior. Wariat. Budzi respekt.

Podobnie jest z Erykiem Lubosem. Charakterystyczny wygląd sprawia, że łatwo przypiąć mu etykietkę twardziela, którego przeznaczeniem są głównie role charakterystyczne. Ale to pozór.

– Eryk był stworzony do zagrania Indora – mówi reżyserka "Boiska bezdomnych" Kasia Adamik. – Ma to, czego szukałam: powierzchowność bandziora, pod którą kryje się jednak niezwykła wrażliwość i inteligencja. Jest nieoczywisty.

To samo zauważył Grzegorz Jarzyna, gdy w 2005 roku ściągnął aktora do TR Warszawa z wrocławskiego Teatru Współczesnego. – Powiedział mi, że choć postaci, które kreuję, wychodzą z mroku, zawsze idą w stronę dobra – wspomina Lubos.

Bokser i poeta


Pochodzący z Tarnowskich Gór 32-letni aktor fascynuje, bo jego gra oparta jest na zderzeniu przeciwieństw. Warunki fizyczne kontrastują z wnętrzem postaci. Patrzymy na faceta o wyglądzie boksera, a okazuje się, że ma wrażliwość poety.

– Zależy mi na tym, by nieustannie łamać konwencję, a nie trafiać w najprostszy gust – mówi z przejęciem Lubos.

Tak właśnie zbudował swoje najsłynniejsze role w teatrach we Wrocławiu, Legnicy i Gdańsku. Zagrał tytułową postać w "Pietruszce" Igora Strawińskiego i Alexandre'a Benois i Billy'ego w "Kalece z Inishmaan" Martina McDonagha. Jak w transie recytował Księgę Eklezjasty w "Historii Jakuba" Stanisława Wyspiańskiego. Był Silnym w "Wojnie polskoruskiej pod flagą białoczerwoną" Doroty Masłowskiej. Jako Boguś pokazał wściekłość i frustrację młodego pokolenia w "Made in Poland" Przemysława Wojcieszka. Brawurowo wcielił się również w Aleksa w "Nakręcanej pomarańczy" Anthony'ego Burgessa.

Występował u Pawła Szkotaka, Piotra Cieplaka, Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej, Przemysława Wojcieszka, Jana Klaty. Zdobywał nagrody teatralne, ale w filmie początki były trudne.

– Będąc w zespole Teatru Współczesnego we Wrocławiu, nie miałem czasu na kino. Mogłem coś zagrać tylko podczas wakacji – mówi Lubos. – Raz pojawiłem się na planie filmowym i usłyszałem: "Eryczku, trochę się nie mieścisz w kadrze – za dużo energii, za dużo ekspresji".
Z tego powodu miał również problemy, gdy chciał zdawać do szkoły aktorskiej. – Najpierw pojechałem do Krakowa, gdzie powiedzieli, że mam dziwne stany psychiczne. Z Warszawy zrezygnowałem, ominąłem Łódź i ruszyłem do Wrocławia.

Dostał się, ale w szkole walczył z profesorami. – Chciałem im udowodnić, że można iść na całość. Dokopać się do najgłębszych pokładów emocjonalnych odgrywanej postaci – tłumaczy.

Wybuch


Lubos stara się w praktyce stosować wskazówki rosyjskiego reżysera i teoretyka teatru Wsiewołoda Meyerholda – nieustannie eksperymentować, walczyć z rolą. Ta metoda znakomicie sprawdzała się na teatralnej scenie. Jednak w filmie musiał się nauczyć nowego warsztatu, innego rodzaju skupienia.

– Żeby zagrać skrajne emocje na ekranie i nie popaść w histerię, trzeba je najpierw w ciszy hodować we własnym wnętrzu. Dopiero wtedy można wybuchnąć – mówi aktor. – Krok po kroku oswajałem się z kamerą.

Zaczął od niewielkich występów, m.in. w "Starej baśni", "Ono". Był gangsterem Jubym w serialu "Oficer" i dilerem Łaziennym w "Pitbullu". Wybuch mógł nastąpić dopiero teraz, gdy zagrał Indora.

– Kasia Adamik zaryzykowała. Pierwszy raz dostałem w filmie szansę zbudowania pełnowymiarowej roli – przyznaje Lubos.

– Można go porównać do amerykańskich aktorów, którzy stapiają się z odgrywaną postacią – mówi Kasia Adamik. – Podczas pracy na planie zdarzało się, że nie wracał na noc do domu, tylko szedł spać w busie przeznaczonym do charakteryzacji. Tułał się po Dworcu Centralnym.

– Muszę się zatracić – odpowiada Lubos. – Inaczej nie potrafię.

Przyznaje, że rola Indora w "Boisku bezdomnych" jest przełomem w jego filmowej karierze, dzięki nagrodzie w Gdyni łatwiej będzie stawić czoła nowym wyzwaniom. Zapału Lubosowi na pewno nie zabraknie.

– Gdy kręciliśmy sceny grania w piłkę na boisku, to wszyscy aktorzy padali ze zmęczenia – mówi Kasia Adamik. – Tylko Eryk między dublami robił pompki. Energia go rozpiera.

Portret ludzi podnoszących się z upadku


"Boisko bezdomnych" Kasi Adamik zajmuje w naszej tegorocznej produkcji filmowej miejsce szczególne. Bo takie obrazy w Polsce nie powstają. W ostatnich latach rodzime dramaty społeczne rysowane były zazwyczaj w ciemnych barwach. Opowiadały o beznadziei, szarości i braku perspektyw. O ludziach, którzy biją głową w mur niemożności, pogrążają się w marazmie albo wyjeżdżają na saksy za granicę.

Adamik miała wszelkie szanse, by się w ten nurt wpisać. Zrobiła w końcu film o bezrobotnych z Dworca Centralnego. Pokazała ich drogę, na której początku nie zawsze stały patologia i pijaństwo. Bo – jak sama mówi – dziś tragedie, bankructwa i załamania dotykają także osoby o wyższej pozycji społecznej. Ale nie stworzyła studium degrengolady. Przeciwnie, sportretowała ludzi podnoszących się z upadku.

Zagrany przez Marcina Dorocińskiego główny bohater filmu Jacek jest byłym piłkarzem i trenerem, który nie dał się skorumpować. Odreagowywał zawodowe porażki alkoholem, czego nie wytrzymała jego żona. Uciekł od rzeczywistości, z jedną torbą w ręku zjechał prosto na warszawski Dworzec Centralny. Tam spotkał innych życiowych wykolejeńców. Facetów wegetujących z dnia na dzień, którzy z różnych przyczyn stracili pracę, rodziny i stabilizację. Razem postanowili pobiec za marzeniem: stworzyć drużynę piłkarską i zdobyć mistrzostwo świata bezdomnych.

Adamik opowiada o niełatwym zbieraniu się do życia. Zaludnia ekran barwnymi postaciami, podpatruje chwile zwątpień, determinacji, szczęścia. Pokazuje, jak w menelach budzi się wiara w siebie i ludzką godność. Chęć zasłużenia na szacunek innych.

"Boisko bezdomnych" jest wartko opowiedziane i świetnie zagrane przez zespół aktorów z Marcinem Dorocińskim, Krzysztofem Kiersznowskim, Erykiem Lubosem, Markiem Kalitą, Bartłomiejem Topą i Jackiem Poniedziałkiem na czele. Film ma kilka zwrotów akcji, błyskotliwe dialogi. Ale przede wszystkim zupełnie niepolski optymizm. Adamik powiela amerykańskie schematy, jednak u nas wydają się one świeże. Mocno osadzona w realiach bajka o podnoszeniu się z dna brzmi wiarygodnie i pięknie.

Młoda reżyserka dokonuje trudnej sztuki: udaje się jej zbliżyć do siebie kino artystyczne i komercyjne. Ten niegłupi film ogląda się bez znużenia, z prawdziwą przyjemnością.

(Barbara Hollender, „Wrażliwy człowiek z etykietą twardziela”, Rzeczpospolita, 9.10.2008)