Drukuj
Ogromny sukces najbardziej legnickiego filmu w historii polskiej kinematografii. „Mała Moskwa” Waldemara Krzystka zdobyła Złote Lwy, główną nagrodę najważniejszego forum polskiego filmu czyli 33. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Nagrodę za najlepszą rolę kobiecą przyznano Swietłanie Hodczenkowej, odtwórczyni głównej roli w tym filmie.

To bezprecedensowy sukces filmu, który na prezentację festiwalową do Gdyni jechał ledwie w dzień po legnickiej prapremierze. Nie towarzyszyły mu zatem recenzje, zainteresowanie krytyków, recenzentów, ani mediów. Do dnia festiwalowej projekcji „Mała Moskwa” była filmem kompletnie nieznanym, któremu nie poświęcono ani jednej, najskromniejszej nawet prasowej wzmianki w krajowych gazetach. Tymczasem faworyzowani konkurencji mieli nie tylko recenzje i omówienia, ale także silną promocję, która zapewniła im obecność, a czasami także laury, przywiezione z wcześniejszych festiwali.

Wystarczyła jednak jedna festiwalowa projekcja i uważna obserwacja emocji, jakie film wyzwolił u widzów, i wszystko się zmieniło. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki festiwalowy outsider stał się czarnym koniem imprezy (co – przy okazji - świadczy o marnej orientacji zawodowych recenzentów filmowych, a także o ich nadmiernie koniunkturalnych i stadnych zachowaniach).

Nagle jakby we wszystkich piorun strzelił, co dokumentują recenzje opublikowane na chwilę przed werdyktem jurorów 33. FPFF w Gdyni:

"Mała Moskwa" to jeden z 16 obrazów walczących w tym roku o główną nagrodę festiwalu w Gdyni - Złote Lwy dla najlepszego polskiego filmu fabularnego. Film Krzystka zebrał w Gdyni bardzo dobre oceny, w kuluarowych rozmowach jest nawet określany jako faworyt wśród filmów mających największe szanse na nagrodę.
PAP

„Mała Moskwa“ Waldemara Krzystka pogodziła oczekiwania bardzo różnych widzów. Dowiodła, że nasi twórcy potrafią kręcić filmy dla szerokiej widowni w różnym wieku, nie drażniąc uproszczeniami, wtórnością czy infantylizmem. Są w stanie poprzez mocne, ciekawe postaci oddać meandry niełatwych polsko-rosyjskich relacji.
Trzon fabuły stanowi historia miłosnego trójkąta – zakazane uczucie łączące polskiego oficera i Rosjankę. Ale jest to jedynie pretekst do pokazania szerszego kontekstu. W odważnych dialogach i mocnych scenach, wyraźnie jednak oddzielających to, co rosyjskie, od tego, co sowieckie. W „Małej Moskwie“ tkwi kawałek dużego dobrego kina.
Jolanta Gajda-Zadworna, Życie Warszawy

Najpopularniejszy film tegorocznej Gdyni, który ma szanse być kinowym hitem, to "Mała Moskwa" Waldemara Krzystka. Ten film również jest rozmową z widzem, ale polegającą na świadomym wykorzystaniu konwencji kina: oglądamy melodramat na 24 fajerki utrzymany w stylu dawnych filmów hollywoodzkich i rosyjskich.
Krzystek poruszył dwie czułe struny - romansową i narodową. Opowiedział legendę tragicznego romansu, zakazanej miłości, której scenerią jest baza wojsk radzieckich w Legnicy. Żona rosyjskiego oficera (zjawiskowa Swietłana Chodczenko) uwiedziona przez porucznika Polaka (Lesław Żurek) ulega fascynacji Polską, śpiewa piosenkę Demarczyk na radzieckiej wojskowej imprezie - "Grand valse brillant", na przemian po rosyjsku i polsku. Ta scena otwierająca film kompletnie rozbraja widownię.
Tadeusz Sobolewski, Gazeta Wyborcza

Mała Moskwa" to wzruszająca opowieść o zakazanej miłości, polityce i, co najciekawsze, świecie, którego praktycznie nie znamy. W Polsce przez długie lata stacjonowały radzieckie wojska, ale tylko nieliczni mogli zobaczyć jak wygląda życie w zajmowanych przez nich osiedlach i koszarach. Krzystek w swoim filmie przenosi nas do tego świata, pokazuje, że za murami, mimo strachu i wścibskich politruków też żyli ludzie, którzy tak samo jak my kochali, cierpieli i mieli swoje marzenia. Film Krzystka jest w całości polską produkcją, ale większość ról odtwarzają w nim rosyjscy aktorzy. I, co najważniejsze, robią to znakomicie. "Mała Moskwa" to jeden z najlepiej zagranych filmów tegorocznego festiwalu. Wcielająca się w rolę Wiery, Svetlana Khodchenkova, stworzyła porywającą kreację kobiety miotającej się pomiędzy miłością, a przywiązaniem do oddanego męża. Świetni są również Jurij Ickov i Aleksiej Gorbunow jako Politruk i agent KGB. Oczywiście bardzo dobrze wypada również Lesław Żurek w roli zdobywającego serce Wiery, Michała.
serwis www.plejada.pl

"Mała Moskwa" stała się potrzebnym nam oddechem - normalności, podanej w przepiękny sposób. To historia miłosna, niemal szekspirowski romans, na miarę "Romea i Julii", w którym w roli dwóch skłóconych rodzin występują Polska i Rosja. To również piękne studium miłości zranionej, zdrady. Miłości, która nie popada w złość, w agresję, ale która kocha do końca i mimo wszystko.
Agnieszka Mucha, Internetowa Baza Filmowa, www.fdb.pl

.Magdalenie Cieleckiej przechodziły "ciary" podczas projekcji. Nam też. Każdy inny werdykt byłby nie sensacją, ale skandalem. „Mała Moskwa” jest jednym z najlepszych polskich filmów XXI wieku, to, jak na polskie warunki, pod każdym względem film świetny i może bezwzględnie startować w konkurencji światowej, a Svetlana Khodchenkova jest tak piękna, jak ostatnio w kinie rosyjskim Tatiana Samogłowa.
Gazeta Świętojańska

Film ma sprawne tempo, operator Tomasz Dobrowolski zrobił zdjęcia w bliskich, intymnych planach i w ciemnych tonacjach, a scenograf Tadeusz Kosarewicz dokonał niemożliwej, ale udanej rekonstrukcji Legnicy czasów stacjonowania Rosjan. Pieczołowicie odtworzone zostały kostiumy i rekwizyty z epoki.
Dzieło Krzystka raczej nie będzie faworytem do nagrody głównej w konkursie tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, ale przecież z założenia miał to być solidnie zrobiony romans - i jeśli udało się w nim powiedzieć tak dużo, to i tak reżyser odniósł artystyczny sukces. Do Legnicy, miejsca filmowych wydarzeń, jechałam uzbrojona w chusteczki. Dobrze zrobiłam, bo pod koniec, jak chyba wszyscy, miałam łzy w oczach.
Magda Podsiadły, Gazeta Wyborcza-Wrocław


***********************************************************

Stało się zatem to, czego Waldemarowi Krzystkowi życzył w specjalnym przedpremierowym posłaniu szef legnickiego Teatru Modrzejewskiej Jacek Głomb. „Mała Moskwa” podbiła najpierw Legnicę (środową prapremierę oglądało ponad 1,5 tys. widzów!), a ledwie dzień później festiwalową Gdynię.

Jest wiele przyczyn szczególnej życzliwości, jaką Legnica i jej teatr mają dla tego właśnie filmowca. Pomijając nawet fakt, że „Mała Moskwa” już z tytułu jest filmem o Legnicy, a reżyser w tym mieście spędził młodzieńcze lata kończąc miejscowe I Liceum Ogólnokształcące, to ma on także silne związki z Teatrem Modrzejewskiej”. Nie kto inny bowiem, ale właśnie Krzystek był reżyserem telewizyjnej wersji najsławniejszego spektaklu w historii legnickiego teatru „Ballady o Zakaczawiu” (tam też po raz pierwszy pojawił się w sztuce, stacjonujący do 1993 roku w Legnicy, żołnierz radziecki).

Teatr Modrzejewskiej od początku kibicował i wspierał projekt „Małej Moskwy” stając się jedną z instytucji, które wspomogły twórców filmu. Legniczanie mają zaś satysfakcję, że w filmowych epizodach zobaczyli swoich teatralnych ulubieńców: Przemysława Bluszcza (handlarz z targowiska), Janusza Chabiora (oficer polskiej żandarmerii), Anitę Poddębniak (sprzątaczka) i Pawła Palcata (milicjant).

Nagrody regulaminowe nie były jedynymi, które padły łupem "Małej Moskwy". Film otrzymał także nagrodę specjalną Rady Programowej TVP, nagrodę specjalną prezesa TVP Andrzeja Urbańskiego, który swoją nagrodę przyznał także odtwórczyni głównej roli w filmie Waldemara Krzystka Swietłanie Hodczenkowej.

Rosyjska aktorka o przyznanych jej nagrodach dowiedziała się w siedzibie korespondenta TVP w Moskwie, dokąd zaproszono ją na transmisję z festiwalowej gali. O ile jeszcze spokojnie, choć radośnie, przyjęła nagrodę prezesa TVP, to główna kobieca nagroda gdyńskiego festiwalu wprawiła ją w stan szoku. 25.letnia aktorka nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa, mimo zachęt i próby rozmowy, jaką starała się w jej języku podjąć z nią Grażyna Szapołowska.

Grzegorz Żurawiński