Drukuj
Dobiega końca sezon w dolnośląskich teatrach Najlepszym przedstawieniem sezonu była „Sprawa Dantona” we wrocławskim Teatrze Polskim. Najlepszy i najbardziej wyrównany repertuar zbudował legnicki Teatr Modrzejewskiej. Upadki i wzloty oraz kadrowe zmiany na dolnośląskich scenach 2007/2008 analizuje Krzysztof Kucharski.

Kończy się w nieco nerwowej atmosferze już sześćdziesiąty trzeci sezon teatralny na Dolnym Śląsku. Przez parę ostatnich lat nasze sceny brylowały w Polsce. Zgarniały festiwalowe laury po kraju i zagranicy. Mijający sezon był znacznie skromniejszy.

Zacząć muszę od tego, że jeleniogórski teatr dramatyczny nie ma dyrektora, bo za chwilę podzieli się na dwie osobne instytucje: Teatr Animacji Teatr im. Norwida. W Animacji rządzić pewnie będzie Bogdan Nauka, a w Teatrze im. Norwida zostanie kierownik artystyczny Wojciech Klemm, któremu umowa za moment wygaśnie i nie sądzę, żeby prezydent miał zamiar ją przedłużyć.

Z Wałbrzycha odchodzi Piotr Kruszczyński. Zaproponował na swoje miejsce Sebastiana Majewskiego, znanego z wrocławskiej Sceny Witkacego, który wspólnie z Danutą Marosz będzie prawdopodobnie ten teatr prowadził w najbliższej przyszłości.

Odejście Kruszczyńskiego z wałbrzyskiego teatru to dla tej sceny strata, bo artystycznie wykreował ją po raz pierwszy w jej historii na teatr liczący się w skali ogólnopolskiej. Pod jego skrzydłami odbył się głośny debiut Jana Klaty w„Rewizorze” Gogola oraz triumfalny powrót Mai Kleczewskiej na ogólnopolskie forum ze spektaklem „Czyż nie dobija się koni ”McCoya.

Natomiast, gdy piszę te słowa, w Legnicy trwa wojna. Po jednej stronie stoi prezydent miasta Tadeusz Krzakowski w parze z komornikiem, a po drugiej dyrektor Teatru Modrzejewskiej Jacek Głomb. Chodzi o dług, jaki teatr ma względem Skarbu Państwa. Ale nie tylko pieniądze grają tu rolę, ważniejsze są chyba wzajemne animozje między prezydentem a dyrektorem. Panowie, pracujecie za nasze pieniądze. Trochę pokory.

We Wrocławiu wielkie ruchy personalne się nie zapowiadają. Trwają zakłady, jak bardzo zadłuży się dyrektor największej sceny w regionie Krzysztof Mieszkowski. Na razie ma manko w wysokości sześciuset tysięcy złotych, co nie jest sumą rekordową w jego „dorobku”. Marszałek, jak i minister kultury, nie widzą w tym nic złego. O konkursie na stanowisko dyrektora Teatru Polskiego nikt już nie mówi.

Jeśli chodzi o sferę artystyczną, najgorszy sezon na Dolnym Śląsku miała scena dramatyczna im. Norwida w Jeleniej Górze, najlepszy albo może bardziej wyrównany był to czas dla Teatru Modrzejewskiej w Legnicy. Miarą tu nie jest tylko oryginalny i ciekawy międzynarodowy festiwal „Miasto”, ale też przedstawienia Lecha Raczaka na wysokim artystycznym diapazonie, „Marat-Sade” Petera Weissa czy sięgający do lokalnych odniesień „Łemko” Roberta Urbańskiego w reżyserii Jacka Głomba.

Najlepszym ze wszystkich spektaklem Jana Klaty była „Sprawa Dantona” Stanisławy Przybyszewskiej. Szczęśliwy los sprawił, że Klata spektakl ten zrobił w Teatrze Polskim we Wrocławiu i już wygrał nim różne festiwalowe boje. Sprawiedliwie, bo to naprawdę dobre przedstawienie, do którego resztę produkcji tego wrocławskiego molocha teatralnego trudno równać. Chociaż bezwątpienia sukcesem u publiczności cieszy się inny spektakl Teatru Polskiego –skromny, ale niezwykle dowcipny i brawurowo zrealizowany przez Mariusza Kiljana i Adama Cywkę recital „20najśmieszniejszych piosenek na świecie”.

Słabszy niż zwykle sezon miał Wrocławski Teatr Współczesny. Najkorzystniej, ale z dużym niedosytem wypadł „Baal” Brechta w reżyserii Anny Augustynowicz. Nie poradził sobie z drugą sztandarową pozycją sezonu,„Kupcem weneckim” Shakespeare’a, Gabriel Gretzky. Zawiódł kompletnie natomiast utalentowany Michał Zadara, który na scenie Współczesnego poległ w „Księdze Rodzaju 2” Wyrypajewa i pogłębił rozczarowanie sobą w „Operetce”Gombrowicza na scenie Capitolu.

(Krzysztof Kucharski, „Nerwowy finał na scenie”, Polska Gazeta Wrocławska, 25.06.2008)