Drukuj
Dyrektor legnickiego Teatru Modrzejewskiej, Jacek Głomb, przyrównał prezydenta Legnicy do mitycznego Herostratesa przepełnionego obsesją zyskania wiecznej sławy. Konflikt między teatrem a urzędem, chociaż bardziej między obu panami, przeistoczył się już w otwartą wojnę, która pewnie szybko nie zakończy się pokojem – pisze Tomasz Jóźwiak.

Zaczęło się sensacyjnie. Mariola Hotiuk z teatralnego PR (chodzi o Monikę Bieniusiewicz, zastępczynię dyrektora i główną księgową teatru - przyp. red. serwisu) jak co dzień monitorowała bankowe konto Modrzejewskiej. Po kolejnych odwiedzinach na stronie z zaskoczeniem zauważyła, że konto bankowe teatru zostało zablokowane przez sądowego komornika na wniosek władz miasta. I zaczęło się.

Choć tak naprawdę ta historia zaczęła się w 1993r. Wtedy właśnie ówczesna dyrektor Centrum Sztuki – Teatru Dramatycznego nabyła od Skarbu Państwa budynki. Co roku legnicki teatr  musiał spłacać raty za zakup nieruchomości. Sytuacja nieco się komplikuje, gdy teatr przechodzi pod częściowe auspicje władz miasta. Teatr przestał płacić raty, bo dotacje przekazywane co roku przez władze Legnicy i Urząd Marszałkowski nie wystarczały na pokrycie wszystkich zobowiązań teatru.

Dług rósł, aż w końcu wraz z odsetkami osiągnął poziom 238 tys. zł. Władze miasta działając w imieniu Skarbu Państwa zaczęły domagać się spłaty zobowiązań. Dyrektor teatru twierdzi, że wezwania do zapłaty nie przychodziły, bo urząd wystawiał je na inny adres.

Innego zdania jest zastępca prezydenta Legnicy, Ryszard Białek, który powiedział dziennikarzom, że pisemne ponaglenia przychodziły na adres teatru. Białek tłumaczył, że prezydent działa w interesie Skarbu Państwa i gdyby postąpił inaczej, mógłby rażąco naruszyć dyscyplinę finansów publicznych, co mogło skutkować nawet wnioskiem o odwołanie prezydenta z zajmowanej funkcji. Postawą władz miasta oburzony jest dyrektor Modrzejewskiej, Jacek Głomb.

- Pan Krzakowski ma kompleks Herostratesa, który został zapamiętany jako antybohater ogarnięty i przepełniony obsesją zdobycia wiecznej sławy. Uważał, że miejsce w historii może mu zapewnić popełnienie jakiegoś spektakularnego wydarzenia, jakieś wielkiej zbrodni. By osiągnąć swój cel, spalił świątynię greckiej bogini Artemidy, jeden z siedmiu cudów świata. Pan prezydent na siłę chce przejść do historii tego miasta, ale jako pierwszy prezydent, który niszczy własną instytucję nasyłając na tę instytucję komornika – z trudem powstrzymywał ostrzejsze słowa Jacek Głomb, dyrektor legnickiego Teatru im. Modrzejewskiej.

Krótko po konferencji prasowej w teatrze, swoją konferencję zorganizowały władze miasta. - Pan prezydent nie miał innego wyjścia z tej sytuacji. Musiał wszcząć procedurę egzekucyjną, bo w przeciwnym razie byłby posądzony o zarzut niegospodarności i łamania prawa. Dyrektor teatru nie przyjmował do wiadomości, że musi te zobowiązania spłacić. Uznał, że są one sporne, a nie wymagalne – tłumaczył zastępca prezydenta Legnicy, Ryszard Białek.

Przy okazji na jaw wyszło, że gdyby władze miasta nie wystąpiły do sądu z wnioskiem o egzekucję zadłużenia, w przyszłym roku byłoby ono przedawnione. Obserwatorzy tego ostrego konfliktu zauważają, że obie strony są winne, bo gdyby wykazano się dobrą wolą i chęcią załatwienia tej sprawy, dziś nie byłoby żadnego sporu i oskarżania.

Jedno jest pewne. Wojna, która się rozpoczęła nie zakończy się na jednej bitwie. Czy obie strony dojdą kiedyś do porozumienia? Tak byłoby dla sprawy najlepiej, choć dziś trudno się spodziewać, że któraś ze stron wywiesi białą flagę…

(Tomasz Jóźwiak, „Szabelki w dłoń”, Express Legnicki, 18.06.2008)