Drukuj
Nagroda za kreację Trąby dla Zbigniewa Walerysia na Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy, finał Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawianie Polskiej Sztuki Współczesnej, laur od Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za reżyserię (Jacek Głomb), adaptację tekstu (Robert Urbański) i scenografię (Małgorzata Bulanda). To repertuar nagród jakie otrzymali twórcy spektaklu “Zabijanie Gomułki” na podstawie “Tysiąca spokojnych miast” Jerzego Pilcha. Pisze Marta Olejniczak.


Ich liczba nie zdziwiła łódzkiej publiczności, która w trakcie spektaklu nie mogła powstrzymać się od oklasków i westchnień. Nie umknął jej również najmniejszy szczegół odmalowanego świata, pełnego PRL-owskich precjozów.

Struga 90. Na szczęście udało się odnaleźć wskazany adres i dojechać na czas. Dawny Dom Kultury Kolejarza, stary i szary budynek. Istna perełka PRL-owskiej architektury. Jeszcze tylko plastikowy numerek do szatni i można zająć miejsce w sali, w której widownię ustawiono z trzech stron, wyznaczonego do gry terenu. Na jego środku stoi ogromny stół i dwie wielkie ławy, niczym ze staropolskiej izby, a nad drzwiami wisi jeden ze świętych obrazków.

Aktorzy są już na scenie, spektakl de facto już się rozpoczął. Zmiana świateł, sala milknie. Szeleści Trybuna Ludu, którą czyta Ojciec (Wojciech Czarnota). Z głębokiego snu budzi się pleciuga Trąba. Od teraz, potoku jego słów nie będzie już końca. Chyba, że zechce przechylić kolejny kieliszek wódeczki - oczywiście, by zwilżyć usta, bo jako inicjator “Zabijania Gomułki” i filozof, do powiedzenia ma wiele.

Gawędziarskie monologi, ich koloryt i lekkość sprawiają, że spektakl oglądamy z przymrużeniem oka. Na pierwszy plan wysunięta zostaje lekkość dialogu, przyjemność obcowania przy wigilijnym stole, radość z wypicia kompotu stojącego na szafie. Nic więc dziwnego, że w tak małej społeczności wielki plan zabijania staje się tajemnicą Poliszynela, a w jego organizacji uczestniczą wszyscy: milicjant ateista, pastor, arcymajster Ujejski i Elżunia Baptystka.

Czym więc staje się wyprawa do stolicy? Hipotetyczną realizacją planu likwidacji I sekretarza KC w indiańskim pióropuszu i kuszą w ręku z grotem upiłowanym od przykrywki z cukiernicy, w rytmie walczyków i radiowych wiadomości. Światem opowiadanym z perspektywy małego Jerzyka, którego dziecięcy punkt narracji interesuje mnie najbardziej jako osobę, która urodziła się u schyłku systemu komunistycznego, a wyobrażenie o starych czasach jest wypadkową opowieści rodziców i ilustracji z książek do historii. To wyprawa na ciastko z Łodzi do Warszawy, które zjem przy stole z plastikowym kwiatkiem w wazonie.

Dzięki tak konsekwentnie poprowadzonej scenicznej wizji starego świata, zrozumiem zachwyt i wzruszenie publiczności nad starym, drelichowym płaszczem, czy walonkami. I tak samo jak inni widzowie, miałam ochotę dotknąć jednego z PRL-owskich precjozów.

Teatr im. H. Modrzejewskiej w Legnicy
(Lubuski Teatr im. L. Kruczkowskiego w Zielonej Górze – przyp. red. @KT-u)
Jerzy Pilch
(Robert Urbański, na podstawie powieści Jerzego Pilcha – przyp. red. @KT-u)

"Zabijanie Gomułki"
reżyseria: Jacek Głomb
scenografia: Malgorzata Bulanda
Obsada: Wojciech Brawer, Zbigniew Waleryś, Wojciech Czarnota, Tatiana Kołodziejska, Marta Frąckowiak, Janusz Młyński, Andrzej Nowak, Robert Gulaczyk, Karolina Honchera, Jacek Krautforst, Patryk Bator
Premiera: 21.04.2007r.
Spektakl zaprezentowano na XIV Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Teatrze Powszechnym w Łodzi.

(Marta Olejniczak, “Z Gomułką w tle...” Dziennik Teatralny Łódź, 24.04.2004)


Od redaktora serwisu:
Zamieszczamy za Dzienikiem Teatralnym, zaznaczamy nieścisłości. Do redakcji skierowaliśmy list z prośbą o korektę

Od redaktora serwisu 2:
Dziękujemy. Na stronie Dziennika Teatralnego www.teatry.art.pl korekta została wprowadzona.