Drukuj
Polski teatr coraz chętniej podejmuje tematy z dziedziny lifestyle'u, w rodzaju: "dokąd na wakacje", "gdzie do knajpy", "kupić loft czy mieszkanie". I bada je niczym antropolog. Na przykład w Legnicy, gdzie aktorskie małżeństwo zrealizowało spektakl „Sami”. Mit "Zmień miejsce - zmienisz życie" rozpada się na oczach widzów z każdą kolejną sceną, dowcipnego choć niosącego pesymistyczne przesłanie spektaklu – pisze Joanna Derkaczew.

Z teatrem jak z rodziną - dobrze wychodzi się na zdjęciach. Takie założenie przyjęli już lata temu koryfeusze polskiego lifestyle'u, organizując w przestrzeniach teatralnych pokazy mody, gale kosmetyków, premiery nowych marek samochodów, jak to się mówi w branży reklamowej - "eventy". Wiele czytelniczek pism kobiecych zna wnętrza teatru głównie z ostatnich stron swoich ulubionych tytułów, gdzie gwiazdeczki przechadzają po foyer obwieszone firmowymi gadżetami.

Same teatry wolały udawać, że z show-biznesem i lifestyle'em nie mają tak naprawdę nic wspólnego - to nie my zadajemy się z high life'em, to tylko nasze sale. Ostatnie sezony pokazują jednak, że reżyserzy i autorzy chętnie podjęliby ze światem pisemek i poradników dialog. Oczywiście, na własnych warunkach.

Jeśli magazyny czy programy telewizyjne typu Tvn Style zachęcają "Nadchodzi era loftów!", "I ciebie stać na luksus z odzysku", to teatr zbada, kim są ludzie, którzy dali się skusić tej modzie, i jakie ponieśli konsekwencje. Igor Gorzkowski w spektaklu "Hydraulik" (warszawskie Studio Teatralne "Koło") według filmu Petera Weira opowiedział o nowej fali małej stabilizacji. Już nie kupowany na raty maluch, ale loft, laptop i karnet na jogę stają się dobrem koniecznym. Komfort w enklawie spłacanego powoli mieszkania stał się warunkiem zdrowia psychicznego i stabilności związku. Nakreślony przez Gorzkowskiego portret współczesnych trzydziestolatków z pewnością nie nadawałby się do cukierkowych minireportaży telewizji śniadaniowych ani na cover story pism dla ludzi sukcesu.

Spektakl Studia Koło z początku wydaje się lekki i komiczny, jednak odkrywa jakiś czuły nerw, jakąś mentalną lukę i niemożność pokolenia loftów. W uporządkowane relacje pary głównych bohaterów (Joanna - Marta Chodorowska, Oskar - Bartosz Mazur) wkrada się bowiem usterka. Nadesłany przez administrację hydraulik zagnieżdża się w ich łazience niby tygrys ludojad w "Męczeństwie Piotra Oheya" Mrożka. Zaczyna stawiać niebezpieczne pytania z zapałem etnografa, który trafił na nieznaną kulturę.

Odkrywa, że pokolenie "odważnych, liberalnych, wykształconych, chwytających życie" wpadło w koleinę pewnego modelu życia i panicznie boi się wyjrzeć poza nią. Nie wiedzą, dlaczego muszą być wegetarianami, muszą chodzić na jogę, muszą jeździć na zagraniczne stypendia, muszą mieć modne mieszkanie, muszą wchodzić w harmonijne związki. Żyją zgodnie z kryteriami, których nauczyli się pragnąć - bez nich rozsypują się, czują się skrzywdzeni i sami są gotowi krzywdzić.

A co jeśli okładki pism kuszą historiami: "Porzucili miasto - odnaleźli siebie", "Exodus mieszczuchów zmienia oblicze polskiej wsi", "Neo-ziemiaństwo", "Gwiazdy, które uciekły od cywilizacji"? Paweł Wolak i Katarzyna Dworak, para artystów z Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy, odpowiada autorskim spektaklem "Sami". Opowieść o parze, która porzuca życie w wielkim mieście i kupuje wymarzony domek na łonie natury, szybko pokazuje drugie dno. Kryzys w ich związku nie polegał na błędnym doborze miejsca do życia, ale na błędach w budowaniu wzajemnych relacji. Mit "Zmień miejsce - zmienisz życie" rozpada się na oczach widzów z każdą kolejną sceną, dowcipnego choć niosącego pesymistyczne przesłanie spektaklu.

"All Inclusive" Marka Modzelewskiego z Teatru Wybrzeże w Gdańsku (scena w Sopocie) otworzy oczy tym, którzy uwierzyli w następującą receptę: "Twój związek potrzebuje zmiany klimatu: zabierz swoja druga połowę w egzotyczną podróż...". Zamiast wakacji życia czeka ich tydzień wśród bełkotu prymitywnych rodaków oraz powtórka z wzajemnych urazów.

Mówiąc o modzie, teatr przemyca temat "jak bezpiecznie zbudować wygodną tożsamość", mówiąc o imprezkowym życiu wielkiego miasta - kreśli portrety pokoleń. Gdy w "Śmierci podatnika" Moniki Strzepki i Pawła Demirskiego (Teatr Polski we Wrocławiu) pani Jola-stylistka (Michał Opaliński) wygłasza wykład o konsekwencjach wyboru konkretnej marki odzieżowej, wiadomo, że to nie reklama, ale "spowiedź dziecięcia wieku".

Z kolei "HollyDay" Michała Siegoczyńskiego (Teatr Studio w Warszawie) według "Śniadania u Tiffany'ego" to tylko z pozoru "BigBrother" z życia początkującej gwiazdeczki i obiecującego muzyka. Okazuję się bolesną diagnozą nowych wykorzenionych, którzy budując swoje miejskie rodziny z przyjaciół, współpracowników i kochanków, zapadają się w samotność.

Jeszcze niedawno lifestyle pojawiał się w teatrze (zwłaszcza w Teatrze TV) tylko jako obrazek typu: młoda, dobrze ubrana kobieta wchodzi do wypełnionego designerskimi meblami mieszkania, włącza delikatny jazzik i snuje się przez kilka minut z kieliszkiem czerwonego wina w dłoni. A dalej lecimy już tradycyjną fabułą. Dziś polski teatr lifestyle'u to badający nowe grupy i zjawiska społeczne teatr antropologiczny.

(Joanna Derkaczew, „Teatr pyta: dokąd na wakacje?”, Gazeta Wyborcza, 25.04.2008)