Drukuj
Czy „Zabijanie Gomułki” Urbańskiego i Głomba wejdzie do programu Kaliskich Spotkań Teatralnych? Problem w tym, że producentem spektaklu jest zielonogórski teatr, którym od niedawna kieruje… były dyrektor sceny w Kaliszu. - Złożyłem taką propozycję – mówi Robert Czechowski. - Znalazł się też sponsor gotów sfinansować występ. Czekamy na oficjalną odpowiedź – mówi dyrektor Lubuskiego Teatru w rozmowie z Bożeną Szal-Truszkowską.


Rozmowa z Robertem Czechowskim dyrektorem Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze:

Panie Robercie, zamienił pan dyrekcję teatru w Kaliszu na teatr w Zielonej Górze. Czy to awans?

- Myślę, że te dwa miasta i oba teatry są porównywalne. Zielona Góra jest niewiele większa od Kalisza. Leży trochę na uboczu, ale za to bliżej zachodniej granicy, co może być dużym atutem. Jest to także bardzo ciekawe miasto, szybko rozwijający się ośrodek akademicki, w którym uczy się blisko 20 tysięcy studentów. A poza tym prawdziwe "zagłębie" kabaretowe i filmowe (w sferze filmów alternatywnych). Teatr, niestety, jest w złym stanie technicznym, praktycznie wymaga generalnego remontu. Mamy też znacznie mniejszy budżet niż Kalisz. Sądzę jednak, że to kwestia zamożności regionu, a nie czyjejś dobrej czy złej woli.

Znów został pan dyrektorem w wyniku konkursu?
- Tak, ale tym razem nie byłem już najmłodszym kandydatem! Zostałem zaproszony do udziału w tym konkursie przez zespół artystyczny, w którym są m.in. moi studenci. A dowiedziałem się o tym wszystkim na trzy dni przed terminem. Nie było więc dużo czasu na zastanawianie się czy i przygotowanie autorskiego programu. Do konkursu zgłosiło się wielu doświadczonych dyrektorów, ale także dwóch bardzo młodych i ciekawych ludzi, którzy jednak zostali wyeliminowani z braku wymaganego stażu dyrektorskiego. W finale byłem więc już najmłodszy - i wygrałem. Wyniki ogłoszono już w lipcu. A potem zaczęła się inna zabawa.

Zdaje się, że swoje udziały mieli w niej także kaliszanie?

- Wiem, że do Zielonej Góry dotarła anonimowa paczka z Kalisza zawierająca plik artykułów z mojej "ulubionej" kaliskiej gazety, która ciągle miała o coś do mnie pretensje. Sądzę, że ta przesyłka stała się pretekstem do różnych przepychanek, które trwały blisko dwa miesiące. Ale chodziło tu raczej o jakieś spory polityczne, w które nie chciałem się mieszać. W końcu Marszałek Województwa Lubuskiego zaproponował mi kontrakt, który zdaje się być formą kompromisu, powierzając mi kierowanie teatrem do końca 2009 roku.

To chyba niezbyt wygodna sytuacja? Niewiele zdąży pan zrobić...

- Zastanawiałem się, czy w ogóle tę propozycję przyjąć, ponieważ warunki konkursowe gwarantowały 5-letnią dyrekcję. Postanowiłem podjąć rękawicę i kolejny raz udowodnić, że mimo absurdalnych jak na specyfikę pracy w teatrze warunków, można tu zrobić coś wartościowego. Wraz z zespołem artystycznym ustaliliśmy, że wspólnymi siłami będziemy starali się przekonać Zarząd Województwa aby kontrakt został przedłużony na kolejne dwa i pół roku, zgodnie z warunkami konkursu. Nie jest to sytuacja komfortowa Objąłem teatr jesienią, kiedy repertuar na najbliższe miesiące był już przygotowany, a budżet na rok 2008 zaplanowany. Na początek poprosiłem Marszałka o przeprowadzenie ogólnej kontroli, sam też zamówiłem audyt w niezależnej firmie. W efekcie ujawniono różne uchybienia formalne, a także deficyt finansowy na koniec roku rzędu 41 tysięcy złotych. Ponieważ na działalność merytoryczną przewidziano zaledwie 286 tysięcy, z czego na dodatek połowa ma pochodzić od sponsorów - moje plany artystyczne musiałem mocno skorygować. A przecież dzięki nim wygrałem ten konkurs!

Co z nich ocalało?
- Jak planowałem, zaczęliśmy od "Wizyty starszej pani" Dürrenmatta, choć pierwotna koncepcja tego widowiska została mocno okrojona Wybrałem tę sztukę, ponieważ opowiada ona historię małego podupadającego miasteczka które może leżeć w Szwajcarii, ale równie dobrze w Polsce. Do takiego biednego środowiska powraca po latach "najbogatsza kobieta świata". Kiedyś, jako młoda dziewczyna, właśnie tutaj przeżyła największą miłość swego życia. Miłość której owocem było dziecko. Jednak, jak to bywa nie tylko w dramatach, została porzucona przez kochanka - przy pełnej aprobacie mieszkańców! Teraz powraca aby kupić sobie sprawiedliwość. Jest gotowa pomóc tym ludziom ofiarowując im miliard, ale żąda zadośćuczynienia albo raczej zemsty, dokonanej ich rękoma na dawnym kochanku. Żąda śmierci Ila. Co zrobią mieszkańcy? Jak sami postąpilibyśmy w takiej sytuacji? Gdzie jest ta granica, której nie wolno przekroczyć nawet za największe pieniądze? "Wizyta starszej pani" zadaje fundamentalne pytania I to jest ta płaszczyzna teatru wartości, którą chciałbym kontynuować także w kolejnych realizacjach. A naszą następną propozycją będzie "Kształt rzeczy" Neila La Bute'a. Sztuka, która też mówi o hierarchii wartości, ale w procesie twórczym - jak daleko ma prawo posunąć się artysta? Poza tym do końca sezonu planujemy jeszcze m.in. dwa widowiska muzyczne, bajkę dla dzieci, cykl spektakli edukacyjnych i spotkań w salonie poezji.

Jak przyjęto "Wizytę starszej pani" w Zielonej Górze?
- Premierę przyjęto owacją na stojąco! A swoistą pointą wieczoru było wystąpienie legendarnej Klary Zachanasian, czyli wspaniałej Barbary Krafftówny, która zaszczyciła nas swoją obecnością. Pani Barbara wygłosiła wzruszającą mowę podkreślając klasę całego zespołu, jego współbrzmienie. Jednak szczególne słowa uznania przypadły Elżbiecie Donimirskiej, odtwórczyni głównej roli.

Podobno byli też goście z Kalisza?

- Bardzo się z tego cieszę. Przyjechała pokaźna grupa kaliszan. Wszędzie, gdzie pracuję, staram się dawać z siebie wszystko. I zawsze tak się dzieje, że gdy opuszczam jakieś miejsce, część ludzi stamtąd przyjeżdża na moje nowe premiery, a część przysyła listy podpisane "życzliwy". Nigdy jednak nie będę mówił źle o Kaliszu, bo nawet te gorzkie doświadczenia były mi potrzebne, czegoś się dzięki nim nauczyłem. Ale tych dobrych było więcej! Przyjaźni zawartych w Kaliszu nikt mi nie odbierze!

Powiedział pan kiedyś, że nie ma szkoły dla dyrektorów teatru, że trzeba się uczyć w praktyce. Na jakim etapie pobierania nauk jest pan obecnie?
- Myślę, że ukończyłem już szkołę podstawową i gimnazjum, a więc teraz jestem w liceum. Nie ma innej drogi, jak poprzez doświadczenie. Rosjanie powiedzieliby, że jest to "droga przez mękę".

Zbliżają się Kaliskie Spotkania Teatralne. Czy będzie pan na nich obecny? Może wraz ze swym teatrem?

- Złożyłem taką propozycję kaliskiej dyrekcji kiedy zobaczyłem spektakl "Zabijanie Gomułki", przygotowany jeszcze za mojego poprzednika (w reżyserii Jacka Głomba na podstawie prozy Jerzego Pilcha). Spektakl typowo aktorski, który zebrał już sporo nagród - ze znakomitą rolą Zbigniewa Walerysia. Znalazł się też sponsor gotów sfinansować występ w Kaliszu. Czekamy na oficjalną odpowiedź. Myślę, że z równym powodzeniem na deskach kaliskiego Teatru moglibyśmy zaprezentować nasze najnowsze dziecko - "Wizytę starszej pani". To w końcu bardzo interesująca kreacja zbiorowa ze znakomitą rolą Elżbiety Donimirskiej. Jeśli nie przebijemy się przez gąszcz artystów z Warszawy czy Krakowa i nie zagościmy nad Prosną zapraszam tych, którzy jeszcze pamiętają starego dyrektora do przepięknej Zielonej Góry.

(Bożena Szal-Truszkowska, "Teatr wartości", Ziemia Kaliska, 11.04.2008)