Drukuj
Najnowsza premiera Teatru Modrzejewskiej jest kolejną z prób opowiedzenia realiów polskiej ulicy. Ich jakością staje się bylejakość i marazm. Przypadkowy seks, agresja i emocje, z którymi nie radzą sobie bohaterowie to lejtmotywy aż nazbyt znane. Mimo to sztuka broni się jakąś głębszą prawdą i brakiem kiczu – ocenia Katarzyna Gudzyk.

Legnickie blokowisko. Na dworze ciemno i jakoś nieprzyjemnie. Scena w blaszaku po raz kolejny stała się miejscem, w którym legniccy aktorzy chcą opowiedzieć historię życiowych rozbitków. Już pierwsze sceny sygnalizują, że nie będzie to sztuka o grzecznych chłopcach, przy którym wszyscy będą się dobrze bawili.

Blisko godzinny spektakl oscyluje na granicy dobrego smaku. Możliwe nawet, że bardziej zniesmacza niż zachwyca. Dostarcza wrażeń rodem z thrillera. Serwuje trudną do zaakceptowania prawdę, której można by się wstydzić.

Chłopcy wychodzą na ulicę

Jeśli Arturowi Rojkowi (liderowi Myslovitz) wydawało się, że pisząc tekst do „Chłopców” opowiada prawdę o nocnym życiu ulicy, to więcej jak pewne, że nie miał pojęcia o istnieniu „Howie’go i Rookie’go Lee”. Rozpoetyzowana rockowa ballada ma się nijak do świata, który w swoim dramacie prezentuje Irlandczyk Mark O’Rowe, a właśnie po ten tekst sięgnęli legniccy aktorzy.

W tej wizji chłopcy nie dyskutują o amerykańskich filmach, ale leją się po gębach. Z nadmiarem testosteronu radzą sobie jak potrafią, czyli właściwie nie radzą sobie w ogóle. Rozrywki dostarcza przypadkowy seks w brudnej bramie i nałogowe łuskanie słonecznika.

Uliczni twardziele, zagubieni niczym dzieci we mgle, pozwalają, by świat przeciekał im przez palce. Przypominają bezwolne kukiełki, których działanie warunkują najprostsze mechanizmy, a z marazmu może wyrwać ich tylko tragedia.

Trudno o zachwyt?

W surowej przestrzeni osiedlowego pawilonu negatywne emocje odbijają się od ścian niczym piłka rzucana przez Howie’go Lee. Krwiście wulgarny język sztuki potęguje jej naturalistyczny wymiar. Trudno oczekiwać, aby widz był zachwycony faktem, że oto przygląda się zdarzeniom, o których istnieniu zapewne wolałby nie wiedzieć. Aktorzy nie pozwolą mu jednak na błogostan, świadomie obnażą wszystko to, co drzemie w człowieku.

Spektakl nie zachwyca w warstwie tematycznej, i zarazem najbardziej zewnętrznej, ale mimo to ujmuje jakąś głębszą prawdą, wobec której widownia nie pozostaje obojętna. Nie ma w niej miejsca na zafałszowanie i kicz. Jest natomiast – na doskonałą grę aktorską.

Trzyosobowy zespół udowadnia ponad wszelką wątpliwość, że bez szkody dla widowiska może i potrafi wcielać się w rozmaite role. Każde z nich w jednym spektaklu gra kilku charakterologicznie różnych bohaterów, a najefektowniejsza w swoich metamorfozach jest chyba Joanna Gonschorek. Przekonują, że przemoc i agresja obchodzą się bez kaskaderskich numerów. O wiele bardziej brutalne i skuteczne w opisie może być słowo mówione.

Groźba „Made in Poland”

Gonschorek, Cieluch i Palcat dokonali jeszcze jednej ważnej rzeczy. Wybierając konkretną przestrzeń i dramat w sposób świadomy lub nie doprowadzili do swoistej konfrontacji swojej artystycznej wizji z głośnym „Made in Poland”. Choć początkowo można odnieść wrażenie, że analogii nie sposób uniknąć – nic bardziej mylnego.

U Wojcieszka pozostawał skromny, ale zawsze margines, pozwalający żywić nadzieję na odmianę. Jego bohaterowie, mimo wszystko, byli bardziej dobrzy niż źli, czego jednoznacznie nie można powiedzieć o postaciach z dramatu O’Rowea.

„Howie i Rookie Lee” to wizja o wiele bardziej nihilistyczna. U Wojcieszka widz ocierał się o świat, w którym żyje. Tutaj został w nim unurzany. Nie chodzi o to, by oceniać dwie, w gruncie rzeczy, odmienne poetyki, ale warto podkreślić, że aktorzy, a zarazem adaptatorzy dramatu uniknęli pułapki czyhającej w blaszaku. Stworzyli coś zupełnie odmiennego od „Made in Poland” i za to należą się im brawa.



O’Rowe po legnicku


Teatr Modrzejewskiej w Legnicy
Scena Inicjatyw Aktorskich
Mark O’Rowe
HOWIE I ROOKIE LEE
premiera 29 marca 2008
Scena na Piekarach

Przekład: Klaudyna Rozhin
Adaptacja, reżyseria i wykonanie: Joanna Gonschorek, Rafał Cieluch, Paweł Palcat
Opieka scenograficzna: Małgorzata Bulanda
Muzyka: Amadeusz Naczyński
Realizacja świateł: Władysław Sajda

Warto wiedzieć


„Howie the Rookie” (tak brzmi tytuł oryginału) przyniósł irlandzkiemu dramatopisarzowi wiele nagród. Były to: George Devine Award (1999); Rooney Prize for Irish Literature (1999), Irish Times New Play Award (2000).
W Polsce sztukę znaną jako „Howie i Rookie Lee” po raz pierwszy wystawił warszawski Teatr Rozmaitości. Premiera odbyła się w sali prób „Stolarnia” w 2001 roku.

(Katarzyna Gudzyk, „Generacja rozbitków”, Konkrety.pl, 2.04.2008)