Drukuj
Przepięknym pokazem kostiumów i fragmentów scenografii w starej hali fabrycznej przy ul. Jagiellońskiej dobiegł do mety wczoraj I Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Miasto” w Legnicy. Drugiego takiego festiwalu nie ma w Europie i pewnie na świecie – podsumowuje Krzysztof Kucharski, wrocławski recenzent teatralny.

Drugiego takiego festiwalu nie ma w Europie i pewnie na świecie – jest świętem prapremier, a każdy z uczestników tego zdarzenia nie tylko specjalnie na tę okazję przygotował swoje przedsięwzięcie, ale też musiał je wkomponować w nienaturalną, wydawałoby się, dla teatru przestrzeń.
 
W ruch poszły: nieczynne hale fabryczne, była dyskoteka (Letni Teatr), przedwojenny teatr varietes, magazyny, sala dawnego Wojewódzkiego Domu Kultury czy kościół albo bunkier. Dla wielu widzów te miejsca były odkryciem, choć na co dzień przechodzą koło nich obojętnie.

Mnie zauroczyło wnętrze byłej hali magazynowej Milany przy ulicy Ściegiennego. Tam w czynną zabawę w teatr poprzedzoną warsztatami wciągnęli młodych (i nie tylko) legniczan twórcy włoskiego Stalker Teatro.

Każdy festiwal, nawet taki nie konkursowy, jak legnicki, kusi do sporządzania rankingów. To zmora nałogowych oglądaczy. Na mnie największe wrażenie zrobił bardzo poetycki spektakl Teatru Nowa Łaźnia Bartosza Szydłowskiego z Nowej Huty. Tu muszę wtrącić małe zastrzeżenie - piszę tę moją relację przed spektaklami: Teatru.doc z Moskwy i wrocławskiego Ad Spectatores oraz poznańskiego Teatru Ustausta, których spektakle kończyły festiwal – o nich jutro krótki aneks.

Krakowianie pokazali „Krwawe gody” oparte na tekście Federico Garcii Lorki. Z bardzo twórczą scenografią Małgorzaty Szydłowskiej i niezwykle  klimatyczną muzyką graną i śpiewaną na żywo przez cygański zespół Kałe Jakha (Czarne Oczy) i fantastycznym solistą Adamem Kozłowskim. Spektakl oparty na bardzo prostym pomyśle – nożu, który wyznacza granicę między życiem a śmiercią. Wedle jednej z cygańskich (i romskich, jak wymaga poprawność językowa) legend po śmierci zmieniają się w ptaki. Takie właśnie tirli-tirli buduje poetycką konwencję tego artystycznego zdarzenia. Na publiczności i obserwatorach ten właśnie spektakl zrobił największe wrażenie. Bardzo dobrze w tych ocenach wypadła też premiera legniczan „Łemko”, o której przed następnym wejściem na afisz napiszę oddzielnie.

Trochę rozczarowali mnie Gruzini (Teatraluri Sardapi) z „Przemianą” Kafki. Usprawiedliwia ich fakt, że przyjechali ze spektaklem zastępczym, po wypadku swojego lidera, który do Legnicy przygotowywał specjalną premierę. Publiczności bardzo podobała się amerykańska wersja (własny scenariusz) „Ożenku” Gogola z trzema pannami młodymi. Jeśli dodać wesele Lorki (Nowa Łaźnia) i łemkowskie wesele gospodarzy (Teatra Modrzejewskiej), to na festiwalu były trzy wesela. Wszystkie powinności weselnego gościa spełniałem, jak umiałem.

(Krzysztof Kucharski, „Trzy wesela”, Słowo Polskie-Gazeta Wrocławska, 17.09.2007)