Drukuj
- Niełatwo wkraść się w umysły ludzi, którzy żyli czterysta lat temu. Włączamy więc współczesną wrażliwość, by o nich opowiedzieć - mówi Krzysztof Kopka, reżyser przygotowywanego spektaklu „1612". To kolejny wspólny projekt wrocławskiego teatru Ad Spectatores i moskiewskiego Teatru.doc. Premierę zaplanowano pod­czas legnickiego festiwalu teatralnego Miasto w niedzielę 16 września.

Rozmowa z Krzysztofem Kopką

Katarzyna Kamińska: Spektakl o wy­darzeniach sprzed czterech wieków zagracie premierowo w dość indu­strialnej scenerii - hali dawnych Za­kładów Odzieżowych „Hanka".

Krzysztof Kopka: To bardzo dziwne, apokaliptyczne miejsce. Wygląda tro­chę tak, jakby nagle znikło stamtąd wszelkie życie: halę wypełniają ma­szyny do szycia, szafy pełne skraw­ków materiałów, na wieszakach wi­szą ponumerowane kartonowe wy­kroje. W spektaklu ożywiamy wid­ma historii - to miejsce też jest wid­mem. Gdy pierwszy raz wprowadził nas tam Jacek Głomb, dyrektor festi­walu Miasto, od razu nam się spodo­bało.

Scenografia i kostiumy będą jednak siedemnastowieczne?

Nie. Całą scenografię znaleźliśmy w hali: za zgodą właścicieli użyjemy pozostawionych tam „reliktów". Ak­torzy będą we współczesnych kostiu­mach. Polskie i rosyjskie pieśni śpie­wane na scenie to jedyna oprawa mu­zyczna. Będzie dość minimalistycznie, w stylu Teatru.doc. Teatr.doc słynie też z pracy techniką verbatim, czyli wyjścia „w miasto" z tematem planowanej sztuki, słucha­nia opinii zwykłych ludzi i wykorzysty­wania ich w tekście.

„1612" przygo­towujecie w podobny sposób?

Nie do końca. W pracy z aktorami do budowy kolejnych scen posłużyliśmy się głównie techniką improwiza­cji, wykorzystania własnego doświad­czenia i osobistej wizji tych wydarzeń. Jelena Gremina napisała coś w rodzaju libretta i na nim się opieramy, ale tekst, który usłyszą widzowie, powstaje na próbach. Choć ciągle się zmienia, wygląda na to, że stworzyliśmy wyjąt­kowo pacyfistyczny spektakl.

„1612" będzie rekonstrukcją wyda­rzeń czasu wielkiej smuty?

Trudno o jakiekolwiek dane na temat tego czasu, bo źródła historyczne by­ły zafałszowywane. My mówimy o zwy­kłych ludziach, którzy cierpieli z po­wodu szaleństw władców. Włączamy współczesną wrażliwości próbujemy przeniknąć siedemnastowieczny spo­sób postrzegania świata. Posługujemy się też legendami, przypowieściami, jakie pozostały z tych czasów. Jak np. tą o Marynie Mniszek, która przez je­denaście miesięcy była carycą, a po­tem, wtrącona do więzienia, popełni­ła samobójstwo, rozbijając głowę o ścia­nę. W myśl legendy dziewczyna za­mieniła się w srokę i odleciała w kie­runku Polski. Myślę, że to dobry trop: poprosiliśmy pięć aktorek o przygo­towanie monologu Maryny zmienio­nej w ptaka - powstały wstrząsające, bardzo mądre i poetyckie teksty.

Improwizacje Polaków i Rosjan różnią się od siebie?

Z czasem różnią się coraz mniej. Nasi aktorzy nie są przyzwyczajeni do ta­kiego trybu pracy, potrzebowali tro­chę czasu, żeby się w niej rozsmako­wać. Rosjanie są bardziej jednoznaczni, konstruują prostsze scenki, my czę­ściej ideologizujemy.

W spektaklu wezmą udział także sa­mi widzowie...

Chcemy wciągnąć publiczność do dy­skusji, do podejmowania trudnych de­cyzji razem z bohaterami, do zadawania im pytań. Współcześnie mamy wie­le wątpliwości dotyczących np. poli­tyki: nie wiemy, na kogo głosować ani czy media mówią prawdę. Historia w podręcznikach jest poukładana, racje poszczególnych stron są przedstawiane jednoznacznie. My chcemy po­kazać, że te same wątpliwości towarzy­szą ludziom od zawsze, a historia ni­gdy nie była czarno-biała.

Nie obawia się Pan posądzenia spek­taklu o stronniczość?

Nie mam wpływu na interpretacje czy nadinterpretacje widzów. My mówi­my przede wszystkim o ofiarach z obu stron. W czasie pracy nikt nie próbo­wał forsować swojego zdania czy jednoznacznie osądzać. Mamy szacunek dla własnych odmienności. Sam spek­takl jest odzewem na zmianę rosyjskie­go Dnia Jedności Narodowej z 7 na 4 listopada - jest to dzień oswobodzenia Moskwy spod polskiej okupacji. Ta zmiana pociągnęła za sobą kampanię propagandową: wygrzebano siedem­nastowieczne zdarzenia i zaadaptowano je na dzisiejsze potrzeby. To upra­wianie polityki historycznej, szukanie wspólnego wroga, którym jest Polska reprezentująca „złą" Europę". Tak po­strzegana historia ma dzielić, a nie łą­czyć. Mówi, że Polacy i Rosjanie nie mają szans się dogadać. A to dość nie­bezpieczna i nieprawdziwa perspek­tywa.

Spektakl zobaczymy także we Wrocła­wiu 17 i 18 września o godz. 20 w Browarze Mieszczańskim (ul. Hubska 44/48). Bilety kosztują 15 i 20 zł.

KRZYSZTOF KOPKA - reżyser tea­tralny i dramaturg. Pomysłodawca i współautor „Ballady o Zakaczawiu". wielokrotnie adaptował i wy­stawiał teksty Szekspira, wielbicie! rosyjskiej literatury i teatru.

(Katarzyna Kamińska, „Pacyfistycznie o wielkiej smucie”, Gazeta Wyborcza-Wrocław, 31.08.2007)