Drukuj

Najnowszy spektakl legnickiego teatru to dowód pomysłowości i zespołowości. Bez modnych wodotrysków, niepotrzebnej golizny i stadionowego bełkotu. Sprawnie, rzetelnie i pięknie. Legniccy aktorzy słyną z umiejętności zespołowego wytwarzania ciekawej atmosfery na scenie i znowu im się to udało. Pisze Michał Rocznik.



Upychanie ludzi po szufladach, a nawet po szafach przychodzi nader łatwo. Nie tylko im, ale także (o dziwo!) nam. Artyści z legnickiego teatru podobno wiedzą, jak do tego dochodzi. Obiecali opowiedzieć o tym w nowym spektaklu „Inny chłopiec” i to na niezłym poziomie. Bez modnych wodotrysków, niepotrzebnej golizny i stadionowego bełkotu. Sprawnie, rzetelnie i pięknie. Aż chciało się pójść.

Sztuka jest adaptacją powieści Willy’ego Russella pod tym samym tytułem. Dla potrzeb scenicznych – jak wyjaśnia Paweł Palcat – autorzy skupili się na wątku głównego bohatera Raya. Dzięki temu chciano zachować jednorodność narracji.

Opowieść rozpoczyna się wyjazdem 17-letniego Raya do Londynu. W tym momencie następuje retrospekcja wyjaśniająca, dlaczego do tego doszło. W finale chłopak znowu znajduje się na przystanku. Mamy więc klamrę spajającą całość. W zrozumieniu pomaga logicznie uporządkowany tekst, zastosowane zabiegi aktorskie i scenograficzne.

Raymond (Bogdan Grzeszczak) to jedenastolatek, o wielkiej wyobraźni i inteligencji. Jak się szybko okazuje, może to być nie tylko błogosławieństwem, ale i przekleństwem. Jego pomysły nie odbiegają od standardów rówieśniczych, o czym świadczy aplauz kolegów. Budzą za to zgorszenie dorosłych. Jako inicjator brzydkiej zabawy umieszczony zostaje w szufladce: zboczeniec.

Każdy kolejny wybryk jest odczytywany jako potwierdzenie słuszności osądu. Bohaterowie spektaklu przyjmują określoną postawę wobec Raya. Większość go potępia: dyrekcja szkoły (Katarzyna Dworak-Wolak), wujostwo (Joanna Gonschorek i Paweł Wolak), najlepszy przyjaciel (Krzysztof Brzazgoń) i jego matka (Magdalena Skiba), inspektor policji (Paweł Palcat).

Od początku konsekwentnie broni go babcia – która umiera (Małgorzata Urbańska), dwaj koledzy – także mający problemy w szkole (Robert Gularczyk i Mateusz Krzyk), psycholog – wyrzucona właśnie z pracy (Gabriela Fabian). Tak więc los jakby uwziął się na niego – niczym w antycznym dramacie. Jedyną szansą utrzymania się na powierzchni jest uzyskanie wsparcia matki (Ewa Galusińska), która nieustannie miota się między miłością a odrzuceniem.

Nikt nie wie, gdzie w wychowaniu dzieci znajduje się granica między nadmierną surowością i pobłażaniem. W każdym przypadku przebiega ona w innym miejscu. Tutaj zdaje się to wiedzieć tylko babcia – kochająca i zalecająca miłość. Jej wyrozumiałość opiera się na doświadczeniu życiowym, wie, że będzie w końcu dobrze. A czy będzie, tego nie wiemy, bo spektakl kończy się znakiem zapytania.

Spektakl posiada wielką głębię psychologiczną i emocjonalną, dlatego ogląda się go bez znużenia, nawet wielokrotnie. Pozostaje na długo w pamięci. Mają się czego doszukiwać zwłaszcza ci, którzy posiadają własne dzieci. Legniccy aktorzy słyną z umiejętności zespołowego wytwarzania ciekawej atmosfery na scenie i znowu im się to udało.

Granie dziecka utrudnia stworzenie kreacji – łatwo pokusić się o schematyzm, parodię. Bogdanowi Grzeszczakowi rola wyszła wyśmienicie. Nie popada w skrajności. Nie sili się na to, by być dzieckiem na scenie. I dlatego wierzymy, że nim jest. Nawet mandarynki mogą być herbatnikami – umowność będąca kwintesencją teatru. Właśnie ta symboliczność ujęta w scenie tłoczących się oskarżycieli w głowie Raymonda przemawia najsilniej. To moment kulminacyjny sztuki, świetnie wyrażony nie tylko grą aktorską.

Dramatyzm podkreśla też światło i przynosząca dreszcz aranżacja muzyczna Andrzeja Janigi z polskimi słowami Zuzy Motorniuk. Zaszczuty chłopiec milczy. Ale broni się opisując to, co zaszło w swoim komiksie – w rzeczywistości wystylizowane prace Gabrieli Fabian.

Zespołowość zasługuje tutaj na szczególną pochwałę. Aktorzy kierowani przez aktora Pawła Palcata musieli dojść do wspólnych uzgodnień, co w sztuce wydaje się przedsięwzięciem wielce karkołomnym z uwagi na mnogość artystycznych propozycji i aspiracji.

(Michał Rocznik, „Bez wodotrysków i bełkotu”, Konkrety.pl, 8.02.2012)