Drukuj

Zamieszanie związane z wycofaniem się Anny McCracken z reżyserii "Mamatango" zeszło podczas premiery w legnickim Teatrze Modrzejewskiej na drugi plan - spektakl, dokończony przez zespół realizatorów, obroniły kreacje aktorskie i autentyczne historie legniczan stanowiące podstawę scenariusza. Recenzuje Magda Piekarska.

"Mamatango" miało w zamyśle łączyć opowieści legniczan, zbierane przez reżyserkę i aktorki w jednej z galerii handlowych, z wątkami z "Naszego miasta", dramatu Thorntona Wildera sprzed 70 lat i "Medei" Eurypidesa. Tuż przed premierą podjęto jednak decyzję o okrojeniu scenariusza, z którego wypadły odniesienia do obu dramatów i kwestie narratora, którym miał być Devin McCracken (to było powodem rezygnacji reżyserki).

Jednak szwów nie było widać, a budujące dramaturgię kontrasty między komedią a tragedią (nieprzypadkowo akcja spektaklu rozgrywa się na rogu ulic Cmentarnej i Radosnej) tylko wzmocniły energię przedstawienia. Jego podstawą pozostały rozmowy z mieszkańcami miasta, którym przy kawiarnianym stoliku zadawano te same pytania - o definicję kobiecości, męskości, o to, czego oczekują od życia, na czym im najbardziej zależy, czego się boją. Z ponad 80 zapisów wybrano dziewięć, które stały się kanwą monologów występujących w spektaklu aktorek.

W efekcie otrzymaliśmy przedstawienie na styku dokumentu i poezji, wyczarowane na legnickiej Scenie na Piekarach. Nie mogę ocenić, czy spektakl z udziałem Devina McCrackena, który miał być jedynym mężczyzną w damskim tyglu, byłby lepszy, czy gorszy, ale na pewno kalejdoskop przeplatających się ludzkich historii straciłby przez jego komentarze na intensywności. Mimo wszystko jednak mężczyzna nie był na tej scenie wielkim nieobecnym - pojawiał się wykreowany przez aktorki, żeby opowiedzieć o kobietach. Choćby to, że są, proszę państwa, rzeczą wspaniałą, choć niepojętą, jak dowodził dresiarz, zagrany przez Ewę Galusińską.

Publiczność na Piekarach rozmieszczono jak na stadionowych trybunach, po obu stronach sceny, która staje się rodzajem boiska, ulicą, przystankiem tramwajowym, poczekalnią, mieszkaniem i kawiarnianym stolikiem, przy którym wysłuchujemy zwierzeń bohaterek. To tu wpadają na siebie, odbijają się od ścian, tu wymieniają pospieszne uściski. Tutaj też zamierają na chwilę, kiedy kolejna z nich zaczynają snuć swoją opowieść, stając twarzą w twarz z publicznością. Wysłuchujemy historii o spełnieniu i jego braku, o miłości, rozstaniach, śmierci, marzeniach, oczekiwaniach wobec życia i tego, co może po nim nastąpić. O szczęściu za 21,50, jakie daje zdobycie wymarzonej cukiernicy, i o wielkich tragediach, jak śmierć bliskich.

Te kontrasty znajdują odbicie w aktorskich kreacjach. Z jednej strony rewelacyjne na granicy szarży popisy Małgorzaty Urbańskiej i Ewy Galusińskiej, z drugiej - wyciszoną, a jednak wstrząsającą rolę Anity Poddębniak. A pomiędzy nimi wachlarz z różną intensywnością dawkowanych środków, które Zuzie Motorniuk pozwalają zmienić się w naiwną, optymistyczną do bólu nastolatkę, znakomitej Joannie Gonschorek na oczach widzów stać się dzieckiem, a Magdzie Biegańskiej zagrać poszturchujące się nawzajem małżeństwo.

Katarzyna Kaźmierczak i Gabriela Fabian próbują ukryć przed widownią sekrety swoich bohaterek i sprzedać ich piękne kłamstwa, ale są w tym tak przejrzyste, że ich dramat jest widoczny jak na dłoni. Najsłabiej na tym tle wypadła Magda Skiba - w trudnej roli wdowy opowiadającej o śmierci męża.

Monologi aktorek mają dodatkowy walor - zindywidualizowany, potoczny język, który twórcy scenariusza przejęli od pierwowzorów scenicznych bohaterek. To właśnie język - chropowaty, pełen błędów, chaotyczny - broni paradokumentalne opowieści przed banałem. Uniwersalnego wymiaru nadają mu elementy dodatkowe. Przejmujący song o aborcji Zuzy Motorniuk, zaśpiewany do zrytmizowanego akompaniamentu powtarzanych jak zacięta płyta słów, uderzeń piłki, odgłosów przesuwanego po podłodze wózka. Z pozoru tylko bezładne gonitwy, oddające nasz codzienny maraton, bez chwili na zaczerpnięcie oddechu.

Wreszcie finał, w którym aktorki spotykają się już nie z publicznością, ale z sobą nawzajem, żeby zatańczyć tango na scenie pokrytej żwirem, w wirującym pyle. Widok tych damsko-damskich par w delikatnym uścisku, czułym porozumieniu jest źródłem wzruszenia i tęsknoty - równie intensywnej u kobiet, jak u mężczyzn - za kojącą wspólnotą, będącą antidotum na wszystko, co boli.

**"Mamatango", reżyseria zespół, aranżacja przestrzeni i kostiumy Esther Dandani, ruch sceniczny Murielle Elizeon, Ines Hernandez, występują Katarzyna Kaźmierczak, Magda Biegańska, Magda Skiba, Anita Poddębniak, Małgorzata Urbańska, Gabriela Fabian, Zuza Motorniuk, Joanna Gonschorek, Ewa Galusińska. Premiera 14 lutego 2010 na Scenie na Piekarach.

(Magda Piekarska, „Cmentarna z Radosną”, Gazeta Wyborcza Wrocław, 20-21.02.2010)