Drukuj

Jedno z rozpoznań Jacka Głomba mogłoby być słuszne - polski teatr jest w głębokim kryzysie. Bo skoro ludzie teatru nie dyskutują poprzez teatr o świecie, ale poprzez manifesty i wywiady dyskutują o jakości różnych form teatralnych i o panującej modzie, to chyba nie jest dobrze - pisze Paweł Sztarbowski w felietonie dla teatralnego portalu.

Po przeczytaniu kilku wywiadów z dyrektorami teatrów zaczynam obawiać się o los Agnieszki Glińskiej. Bo czy ona udźwignie ciężar wszystkich zalotów i dyrektorskich wyznań miłosnych, które stały się ostatnio jej udziałem? Parę miesięcy temu wzdychał do niej na łamach "Polityki" Robert Gliński, od razu gdy został dyrektorem Teatru Powszechnego w Warszawie. A tydzień temu nastąpiła już jakaś kumulacja.

Najpierw Jacek Głomb zapowiedział zatrudnienie jej w Legnicy jako czołowej przedstawicielki "teatru opowieści", który to ma stać się flagowym hasłem kontrrewolucji planowanej w tamtejszym teatrze. Chwilę zaś później Krzysztof Mieszkowski nagabywany przez dziennikarkę zasugerował, że nie wyklucza z Glińską współpracy, bo nie ma ona nic wspólnego z tradycyjnym teatrem. Tym samym można wnioskować, że reżyserka tak samo jak pod sztandarem kontrrewolucji, równie mile widziana byłaby w rejonach, przeciwko którym rewolucja Głomba jest kontr.

A wszystko to jakiś bal przypomina, na którym ta znakomita reżyserka, ale też (przepraszam za lekko seksistowski wtręt) niecodziennej piękności kobieta, nagle ma występować i w zgrzebnej szacie kopciuszka i w sukniach księżniczki jednocześnie, nie nadążając do karnetu wpisywać tych wszystkich kolejno proponowanych kadryli, kotylionów, mazurów... Ja rozumiem oczywiście, że karnawał w pełni i można mieć ochotę tańczyć, a nawet wygłaszać manifesty.

Ale też celowo sprawę Agnieszki Glińskiej z dyskusji Głomba i Mieszkowskiego wyciągam, jako że to akurat artystka na wszelkie tego typu podziały odporna. I dzięki temu łatwo pokazać, że ich spór jest w gruncie rzeczy czysto marketingowym chwytem, którego zakładnikami stają się poszczególni artyści i tak naprawdę nie tyle ich spektakle, a bardziej ich nazwiska, wokół których idiotycznie nanizane zostają kategorie tradycji i nowoczesności, całości i szczątkowości, reprezentacji i dystansu, a przy okazji tego, co modne, a co niemodne.

I możemy tego typu problemów postawić tysiąc, tylko powiedzmy sobie jasno: To są tematy zastępcze! I dyskutowanie o nich na akademiach czy wydziałach teatrologii ma zapewne warsztatowy sens, podobnie jak na akademiach sztuk pięknych mają sens dyskusje o jakości płótna, trwałości podkładu, czy szerokości pędzli. Ale dyskutowanie o tym na łamach "Gazety Wyborczej" wpycha sztukę do środowiskowego getta i nawet nieźle oblatani w zagadnieniach kultury czytelnicy muszą się zapewne drapać w głowę i z wytężeniem zastanawiać, o co właściwie dwaj spece od teatru się spierają? Albo po prostu po paru zdaniach przewracają gazetę na kolejną stronę.

To wszystko świadczy, że jedno z rozpoznań Jacka Głomba mogłoby być słuszne - polski teatr jest w głębokim kryzysie. Bo skoro ludzie teatru nie dyskutują poprzez teatr o świecie, ale poprzez manifesty i wywiady dyskutują o jakości różnych form teatralnych i o panującej modzie, to chyba nie jest dobrze. Przestrzeń społeczna przynosi nam w ostatnim czasie tysiące przykładów sporów, ba!, gwałtownych rebelii, a ludzie teatru zaczerniają łamy działu kultury ważnej gazety tym, z jakimi artystami bardziej im po drodze, z jakimi zaś nie i roztrząsają dylematy, czy szlachetniejsza jest linearna opowieść, czy postmodernistyczny patchwork. To znaczy, że nie rejestrują rzeczywistości, prawdopodobnie ich ona nie obchodzi, gdyż ważniejsze stają się środowiskowe naparzanki. Czyżby męczyła nas nuda i trwoga? Takie mamy dobre samopoczucie na własny temat, że świat przestaje nas interesować?

Na szczęście jest jeszcze coś! Znakomite spektakle, np. Strzępki, Libera, Klaty czy Lupy, które pokazują, że teatr widzi jednak więcej niż czubek własnego nosa. Oczywiście nieprzypadkowo wymieniłem reżyserów zatrudnianych właśnie przez Mieszkowskiego i Głomba.

(Paweł Sztarbowski, „Tematy zastępcze”, www.e-teatr.pl, 31.01.2012)