„W 40 lat od "Dziadów" Dejmka znów rozegrała się awantura o Mickiewiczowski dramat.” Na szczęście znów znalazł się ktoś, kto dał awanturnikom Marksem po głowie. Winniśmy Wacławowi Krupińskiemu wdzięczność za czuwanie nad stanem polskiego teatru. Dzięki niemu bardziej zrozumiała staje się dla nas sytuacja, w której klasyka przegrywa z Koniną – legnicki dramaturg Robert Urbański odpowiada autorowi Dziennika Polskiego.

Mało kto wie, jak wysoki jest Wacław Krupiński, ale z pewnością musi być tytanem, skoro jest mu dana łaska spoglądania z wysoka na żałosne przepychanki mentalnych karłów polskiego teatru. Z dala od wielkiego świata, na prowincjonalnym klepisku, awanturuje się jakiś tam Głomb. Znamy jegomościa; kiedyś już protestował, domagając się, o zgrozo, większej dotacji na teatr. A przecież mógł spuścić uszy po sobie, uznając pokornie, że władze mają prawo przyznawać dotacje, „kierując się własnym gustem”, ponieważ one odpowiadają za budżet miasta czy regionu.

Zaczęło się od irytacji Głomba, że „nie docenili, nie pozwolili się skonfrontować, wielkości nie uznali”. (Skąd liczba mnoga, kiedy decyzję podjął jednoosobowo pan Konina? Chyba że to pluralis maiestatis.) Otóż docenili i uznali. „Dziady” Raczaka to nie wypociny dla uczniaków, którym nie chce się przebrnąć przez lekturę. Świadczą o tym recenzje czołowych polskich krytyków, których Krupiński pozwala sobie wspaniałomyślnie spławić jednym zdaniem albo i wydrwić.

Proponujemy dalsze udoskonalanie festiwalu: po zlekceważeniu krytyki teatralnej i doradców, których opinie pan Konina uznał za mniej istotne niż własne widzimisię, po wykazaniu zbędności jakichkolwiek konfrontacji – wziął je na swoją pierś niczym Wallenrod sam pan Konina – trzeba zlikwidować jurorów i publiczność. Jedynym jurorem i widzem będzie dyrektor Konina, a jego „jednoosobowa odpowiedzialność za kształt festiwalu” stanie się absolutnie doskonała.

Na koniec Krupiński wystawia porażającą diagnozę współczesnemu polskiemu teatrowi: „Niskopienne ambicyjki i urazy, anse i kontredanse w gronie ludzi teatru, gdzie coraz większe role grają animozje, układy. Towarzyskie. Albo finansowe. Albo męsko-męskie. Gdzie coraz częściej sztukę zastępują listy protestacyjne (wcześniej choćby M. Grabowski podczas tarnowskiej Talii) i gesty-manifesty.”

I taki właśnie jest ten Głomb, wypisz wymaluj. Jego działalność nie ma nic wspólnego ze sztuką. Jego teatr nie robi dobrych spektakli i jedyną szansą byłoby dlań „powołanie własnego jury”, z którym podpisze „umowę o dzieło”. A potem ewentualnie wywiesi czarne flagi.

„W 40 lat od "Dziadów" Dejmka znów rozegrała się awantura o Mickiewiczowski dramat.” Na szczęście znów znalazł się ktoś, kto dał awanturnikom Marksem po głowie. Winniśmy Wacławowi Krupińskiemu wdzięczność za czuwanie nad stanem polskiego teatru. Dzięki niemu bardziej zrozumiała staje się dla nas sytuacja, w której klasyka przegrywa z Koniną.

Robert Urbański