Dyrektor „Kochanowskiego” nie zaprosił legnickich „Dziadów” na opolski festiwal klasyki, przy okazji lekceważąc członków rady programowej. - Gdyby to było tylko dobre przedstawienie, tobym o nie nie walczył, ale ono jest wybitne - mówi wprost Jacek Głomb, dyrektor Teatru Modrzejewskiej w Legnicy. Relacjonuje Iwona Kłopocka.

Twórcy legnickich "Dziadów" protestują, bo nie zostali zaproszeni na opolski festiwal klasyki. Zdecydował o tym dyrektor Konina.

- Gdyby to było tylko dobre przedstawienie, tobym o nie nie walczył, ale ono jest wybitne - mówi wprost Jacek Głomb, dyrektor Teatru Modrzejewskiej w Legnicy. "Dziady” wyreżyserował Lech Raczak, jeden z głównych kiedyś buntowników teatralnej alternatywy. Przedstawienie zostało pokazane w Warszawie, Wrocławiu, Lublinie, Krakowie - wszędzie zbierając bardzo dobre recenzje.

Do udziału w Opolskich Konfrontacjach Teatralnych zostało zgłoszone obok 17 innych inscenizacji klasyki. W repertuarze festiwalu jednak się nie znalazło.

- Nawet nam do głowy nie przyszło, że tak może się stać, skoro pochlebne recenzje wystawili nam krytycy zasiadający w radzie programowej festiwalu - mówi Jacek Głomb. - Ale to arbitralna decyzja dyrektora Koniny. Praca rady była fikcją. Uważamy, że sprawa jest naganna i chcemy ją wyjaśnić.

Regulamin mówi, że program festiwalu ustala dyrektor OKT, czyli Teatru Kochanowskiego, po zasięgnięciu opinii rady programowej. Do tej pory było tak, że członkowie rady oglądali wszystkie przedstawienia zgłoszone do festiwalu, a potem spotykali się i dyskutowali o ich wartości. Ostateczną decyzję podejmował dyrektor.

Nowy szef "Kochanowskiego”, który radę dostał w spadku po Bartoszu Zaczykiewiczu, wybrał inną formułę. Zamiast spotkania zaproponował członkom rady wypełnienie tabelki, w której mieli uszeregować zgłoszone przedstawienia od najlepszego do najgorszego. Na dodatek skrócił określony w regulaminie czas na dostarczenie opinii, w związku z czym rada nie zdążyła zobaczyć wszystkich przedstawień.

Jacek Sieradzki, wybitny krytyk teatralny, od lat zasiadający w radzie OKT, wypełnienia tabelki odmówił, z rady się wypisał i nie przyjął honorarium. - Rada to jest rozmowa. Dyrektor Konina rozmową nie był zainteresowany, tylko chciał rankingu. Potraktował mój udział w radzie czysto formalnie, a mnie to nie interesuje. Żadnych rekomendacji nie udzielałem - mówi Sieradzki. Legnickie "Dziady” bardzo ceni i uważa za jedno z ciekawszych przedstawień w ostatnich latach.

Maryla Zielińska, związana z Teatrem Narodowym, też tabelki nie wypełniła, tylko alfabetycznie wymieniła tytuły przedstawień godnych pokazania - wśród nich również "Dziady”.

- Nie zostałam powołana do wypełniania tabelek - mówi Maryla Zielińska. - Dyrektor Konina złamał regulamin. Doradzanie to nie jest stawianie stopni przedstawieniom. Wciąż nie znam programu festiwalu. Czuję dyskomfort, bo zostałam wmanipulowana w sytuację, za którą nie mogę odpowiadać, a w pewnym sensie firmuję ją swoim nazwiskiem.

Tomasz Konina jest zdziwiony całą sytuacją i przypomina, że to on odpowiada za festiwal od strony artystycznej i finansowej.

- Rada nie jest komisją konkursową, tylko ma ułatwić życie dyrektorowi. Spotkanie z radą nie było mi potrzebne. Wolałem dostać trzy dokumenty z rekomendowanymi tytułami, niż za państwowe pieniądze sprowadzać tu ludzi i spędzać z nimi wieczory na kolacjach w hotelach.

A "Dziady”? - Po prostu mi się nie podobały - mówi Konina.

(Iwona Kłopocka, „”Dziady” do domu!”, Nowa Trybuna Opolska, 4.03.2008)



KOMENTARZ

Schodzimy na dziady

Po 40 latach od pamiętnych "Dziadów" Dejmkowych doczekaliśmy się drugiej awantury o dramat Mickiewicza - niestety, na miarę naszych popsutych obyczajów. Jacek Głomb znany jest z niekonwencjonalnych metod obrony swego teatru. W środę organizuje konferencję prasową w Opolu na ten temat, zapowiada też, że i tak pokaże przedstawienie w czasie Konfrontacji - na własną rękę. Czy trzeba lepszej reklamy?

Dyrektor festiwalu ma prawo układać jego program wedle swego gustu - z czego potem będzie się tłumaczyć przed widzami, krytyką i sponsorami. Z drugiej strony, jeśli regulamin festiwalu każe powołać radę programową, to niech dyrektor traktuje ją i jej opinie poważnie, zwłaszcza że zasiadają w niej wybitni krytycy teatralni. Rada-fasada kosztuje więcej niż dwa "wieczory na kolacji w hotelu", a te pieniądze pochodzą z publicznej, czyli widzów, kieszeni.

Iwona Kłopocka