Drukuj

- Ten dramat próbuje określić granicę między prawdą a bajką, teatrem a rzeczywistością. Ten rodzaj gry toczonej z widzem jest dla mnie niezwykle interesujący - mówi Magda Drab, która reżyseruje niemal stuletni tekst "Ptak" Jerzego Szaniawskiego. Premiera w niedzielę (1 grudnia) w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Z reżyserką w Gazecie Wyborczej Bydgoszcz rozmawia Sandra Zakrzewska.


Sandra Zakrzewska: "Wszystko to dlatego, żeby było wesoło!" - mówi jeden z bohaterów spektaklu. Tak do końca wesoło chyba jednak nie będzie.

Magda Drab: Będzie to opowieść o tym, jak w gnuśnym, zasiedziałym mieście pewien student wypuszcza w niebo złocistego ptaka i wszyscy obawiają się nadchodzącej rewolucji.

To jeden z dawno niewystawianych w Polsce tekstów.

- Jak wiele z tamtego okresu. "Ptaka" realizujemy w ramach Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej "Klasyka Żywa". W tym roku organizatorzy chcieli zwrócić uwagę na teksty, które były zrealizowane w Reducie, czyli pierwszym polskim laboratorium sztuki teatru. Akurat ten mnie urzekł, ale poszukiwania nie były łatwe. Niestety, dramaturgia dość szybko się starzeje i niewiele rzeczy jest na tyle aktualnych, by wciąż można było je grać, nie ingerując silnie w sam tekst.

"Ptak" zadziwia aktualnością. Aż ciężko uwierzyć, że Jerzy Szaniawski napisał go niemal sto lat temu.

- Przeczytałam wiele sztuk z tamtego okresu i faktycznie większość z nich jest bardzo trudna w odbiorze dziś. Wiele spraw się zdezaktualizowało, inne jest myślenie o relacjach między ludźmi, również problemy społeczne sprzed stu lat są nam obce albo jesteśmy już na innym etapie ich rozwiązywania. Wiele dramatów brzmiało dla mnie archaicznie lub wręcz naiwnie, zwłaszcza, gdy autor próbował zabrać głos w jakiejś kwestii społecznej. Wychodziły teksty w pewnym sensie agitacyjne. "Ptak" taki nie jest. Nie namawia do żadnych konkretnych postaw politycznych, choć jest społecznie, a nawet politycznie zaangażowany.

Zatem w spektaklu możemy doszukiwać się współczesnych odniesień?

- Nie chciałam tworzyć przedstawienia interwencyjnego. Ten tekst tak silnie rymuje się z teraźniejszością, że nie próbowałam tego w żaden sposób udowadniać. Postanowiliśmy zaufać treści, bo takie jest też założenie tej realizacji według programu konkursowego. W zasadzie nie ingerujemy w oryginał - nie możemy wywrócić fabuły czy robić wielkich skrótów. Nie napisaliśmy nowej sztuki, tylko musimy pogodzić się z tym, co Szaniawski zaproponował niemal sto lat temu i to zrealizować. Ten symboliczny, zabawny, a czasem abstrakcyjny tekst mówi o nieśmiertelnych ludzkich przywarach i lękach, stąd pewnie wynika jego aktualność.

Jakich?

- Mamy skłonność do lenistwa, unikania pracy nad sobą, podejmowania trudu rozwijania się. Boimy się zmiany i utraty komfortu czy poczucia bezpieczeństwa. To często prowadzi do absurdu i irracjonalnych zachowań. Na ile są one niewyobrażalne i nie mające nic wspólnego z rzeczywistością? Ten dramat próbuje określić granicę między prawdą a bajką, teatrem a rzeczywistością. Ten rodzaj gry toczonej z widzem jest dla mnie niezwykle interesujący.

Bohaterowie poprzez swoje lęki kreują historie, które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością.

- Nie chcą nic zmieniać, łapią się tradycji z lęku, że coś stracą. Z drugiej strony są osoby, które o tej zmianie marzą. Próbowałam sobie zadać pytanie, na ile taka zmiana jest możliwa.

Zmiana poprzez sztukę?

- Wypuszczenie ptaka jest dziełem artystycznym. To piękny happening, który wiele zmienia w mieszkańcach miasteczka. Sama próbowałam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy sztuka ma taką moc. Wierzę w to, że tak, chociaż są to zmiany często trudno zauważalne i niełatwo ich dokonać. Przekaz naszego spektaklu, pomimo że jest komedią, nie będzie do końca optymistyczny. Ten tekst ma w sobie wiele oniryzmu, a pointa jest moim zdaniem nieoczywista.

Poetyckość i metaforyczność tekstu sprawia, że symbolika odgrywa ważną rolę w spektaklu?

- Nie będziemy się starać usilnie wskazywać na symbole zawarte w tekście. To grząski grunt, który może prowadzić do pretensjonalności. Symboliczna jest scenografia.  Mamy lustrzany horyzont. Widownia siedzi naprzeciwko lustra. Na środku widzimy klatkę dla ptaka, właściwie jej połowę. Druga część odbija się w lustrze. Klatka pełna jest ziarenek słonecznika i to wszystko. Nie ukrywamy, że jesteśmy w teatrze. Nawet w pewnym momencie to gramy. Na scenie obecny jest muzyk. Tak samo jak student wypuszcza ptaka w niedzielę, tak my też spróbujemy go w najbliższą niedzielę wypuścić.

Kiedy zaglądałam w obsadę spektaklu, zaskoczyło mnie jedno nazwisko - Karol Nowiński.

- Karol skończył niedawno łódzką filmówkę. Robiąc doktorat miałam tam praktyki. Potrzebowałam młodego chłopaka do roli studenta i wybór padł na niego. Reszta obsady to aktorzy bydgoskiego teatru. Za scenografię odpowiada Karolina Fandrejewska, z którą spotkałam się przy okazji spektaklu realizowanego w ramach Teatroteki, a z Kubą Lewandowskim, odpowiedzialnym za choreografię, współpracowałam jako aktorka.

W Bydgoszczy nigdy wcześniej nie pracowałaś. Jak doszło do tej współpracy?

- Jakiś czas temu odezwała się do mnie dramaturżka bydgoskiego teatru Daria Sobik. Najpierw próbowaliśmy zrobić spektakl dla młodzieży, ale nie dostaliśmy grantu, więc się nie udało. Później pojawił się kolejny pomysł i powstał "Ptak".

Po raz pierwszy reżyserujesz tekst, który nie jest twojego autorstwa.

- Nie pierwszy, ale pierwszy raz muszę się tak bardzo trzymać tekstu. To było trudne zadanie i wyzwanie, bo nie mogłam za dużo w tym tekście "pomieszać". Chciałam dać coś od siebie i zobaczymy, na ile się to udało. Mam poczucie, że ten tekst dał możliwość osobistej wypowiedzi.

Sztuki Jerzego Szaniawskiego dają aktorom przestrzeń do tworzenia dobrych kreacji aktorskich.
Będąc reżyserką i jednocześnie aktorką, starasz się bardziej wpływać na ich grę?


- Ten spektakl do połowy jest bardzo formalny, dlatego moja ingerencja jest naturalna. Prowadzenie aktora jest dużo bardziej zdyscyplinowane niż w przypadku realistycznej sztuki, gdzie to nie musi się zmieścić w rytmie, muzyce. Tworzymy sztuczność tego świata, operetkowość. Pewnie ingerowałam dosyć mocno, ale wydaje mi się, że dla aktora praca przy tego typu tekście to dobra zabawa. To wszystko jest trochę gombrowiczowskie, mrożkowe. Bawimy się przesadą. Tworzymy pewien rodzaj hiperboli i ostatecznie metafory.

Zawodowo zajmujesz się aktorstwem, dramaturgią i reżyserią. Co było pierwsze?

- Aktorstwo. Takie mam wykształcenie, jednak dosyć szybko zaczęłam reżyserować w teatrze offowym i równolegle powstały moje pierwsze teksty.

Potrafisz to hierarchizować?

- Wiele zależy od konkretnej pracy. Wcześniej myślałam, że potrafię i pewnie rok temu odpowiedź na to pytanie była dla mnie bardzo łatwa.

Wtedy jaka była?

- Pisanie znalazłoby się na szczycie. Było to najmniej obciążające stresowo i dawało najwięcej wolności, niezależności, beztroski, spotkań z literaturą, filmem, mnóstwo intelektualnych korzyści. Jednak każde z tych zajęć jest w stanie dostarczyć ogrom satysfakcji, a wszystko zależy od projektu. Poziom stresu i wolności też się zmienia.

Poziom stresu związany z realizacją w Bydgoszczy jest duży?

- Zawsze reżyserowanie wydawało mi się najbardziej stresujące ze względu na ogrom odpowiedzialności, ale w tym przypadku na razie czuję spokój. Nie wiem, czy powinnam tak mówić na tym etapie, ale to była bardzo przyjemna praca. Do tej pory spotkania z zespołem to był radosny i inspirujący czas. Zapewne czym bliżej premiery, tym stres będzie się wzmagał. Przede mną ciężkie dni. (śmiech)

 


(Sandra Zakrzewska, „Premiera w Teatrze Polskim. Wyleci ku niebu złocisty ptak”, https://bydgoszcz.wyborcza.pl, 29.11.2019)