"Klasyczna koprodukcja” w reżyserii Jacka Głomba ma luźną konstrukcję: składa się z kilku etiud na temat Polski i Gruzji. Przypomina bardziej pozszywany pospiesznie z dość przypadkowych skrawków patchwork niż przemyślane dzieło kreatora dysponującego nieograniczonym czasem oraz dowolną ilością materiału do zabawy. To wada i zarazem atut przedstawienia, które w sobotę miało swoją polską premierę na Scenie Gadzieckiego. Pisze Piotr Kanikowski.


“Klasyczna koprodukcja” jest koprodukcją Teatru Modrzejewskiej w Legnicy i Państwowego Teatru Dramatycznego im. Ilii Czawczawadzego w Batumi. Jej kształt został zdeterminowany przez logistyczne ograniczenia, bo aktorzy i realizatorzy przedstawienia mieszkają w miastach oddalonych od siebie o 2,5 tys. kilometrów. W dodatku mówią trudnymi, kompletnie innymi językami, robią inny teatr, dorastali w innym otoczeniu, w innej kulturze, mają bardzo różne doświadczenia. Z tego zetknięcia – z połączenia dwóch biegunów – bierze się wszystko, co jest w “Klasycznej koprodukcji” najciekawsze. Najciekawsza jest bowiem próba rozmowy na przekór ograniczeniom. I arcyludzka potrzeba, aby się wzajemnie porozumieć. A ponadto wysiłek włożony w poszukiwanie tego co łączy oraz – uwaga! – w zaakceptowanie tego co mogłoby dzielić. A taka lekcja w Polsce, która na naszych oczach rozpada się na wrogie plemiona, ma wartość szczególną.

Być może na ten spektakl należy patrzeć jak na spotkanie. Aktorzy z Gruzji i Polski wspólnie podejmują wyzwanie, by coś o sobie opowiedzieć. Kwestią drugorzędną staje się temat tej opowieści. Na pierwszy plan za to wybijają się czytelne pod każdą szerokością geograficzną gesty: internacjonalistyczne objęcia, splecione dłonie, poklepywanie po plecach, wspólny taniec i zabawa.

Bazą dla scenariusza autorstwa Katarzyny Knychalskiej były autentyczne spotkania aktorów z Legnicy i Batumi, ich improwizacje i rozmowy. Widz został dopuszczony do tego misterium na końcu, gdy “wykształcił się kościec” na tyle silny, by spotkanie zamieniło się w spektakl.  “Klasyczna koprodukcja” jest przez to inna niż wszystko, co do tej pory zrobiły Teatr Modrzejewskiej w Legnicy i Państwowy Teatr Dramatyczny im. Ilii Czawczawadzego w Batumi. Najbliżej jej do performensu albo filmu paradokumentalnego, z tym zastrzeżeniem, że w teatrze wszystko jest ulotne, nietrwałe; dzieje się “tu i teraz”, więc nie podlega zapisowi.

Etiudy różnią się od siebie dynamiką i charakterem. Pierwszą – w której w odpowiedzi na piękny gruziński śpiew polifoniczny Polacy z prześmieszną mieszaniną dumy i wstydu wymrukują “Mazurek Dabrowskiego” – ogląda się jak wyborny kabaretowy skecz. Ale ta tonacja zostaje szybko zarzucona. Kilkadziesiąt minut później ze sceny wieje grozą, bo mowa jest o tysiącach ofiar Józefa Stalina; albo o wojnie, która dla Gruzinów nie jest zmitologizowaną opowieścią zasłyszaną od dziadków walczących w Powstaniu Warszawskim, ale  osobistym, świeżym i niezabliźnionym wciąż przeżyciem. W niektórych scenach raził mnie dydaktyzm, jak ze szkolnych akademii, choć doceniam próbę przełamania tej konwencji poprzez wykorzystanie czarno-białych animacji. Z tego powodu aktorzy musieli chwilami rywalizować o moją uwagę z wyświetlanymi w tle filmikami Mariusza Wolańskiego – błyskotliwymi, żonglującymi żartem, metraforą, skrótem.

Patchworkowy scenariusz wymaga od widza gotowości na szybkie przerzucenie zwrotnicy. Przyznaję, że były takie momenty, kiedy trochę się temu opierałem. Żałowałem, że autorzy spektaklu nie potraktowali wnikliwiej wątku wojennego, bo konfrontacja polskich mitów narodowych z gruzińskimi traumami po wojnie w Ostetii Południowej sprzed 11 lat wydała mi się pomysłem godnym kontynuacji.

Za świetną robotę muszę pochwalić Małgorzatę Bulandę, autorkę kostiumów i oszczędnej, ale sugestywnej, scenografii. Polaków odziała w czarne, a Gruzinów w białe stroje, przez co – jak na piłkarskim stadionie – od pierwszych minut widzowie nie mieli problemów z połapaniem się w składzie drużyn. Monochromatyczność – dość konsekwentnie stosowana również w animacjach – wywołuje bardzo przyjemne wrażenia estetyczne.

Nim Gruzini wrócą do Batumi “Klasyczna koprodukcja” zostanie pokazana jeszcze tylko trzy razy: w Teatrze Polskim we Wrocławiu (13 listopada, godz. 19), w Dzierżoniowie (14 listopada, godz. 20) i w Gorzowie Wielkopolskim (16 listopada, godz. 19).

Legniczanom ciekawym polsko-gruzińskiego spotkania nie pozostaje więc nic innego, jak wsiąść w samochód i wyruszyć do któregoś z tych miast.

“Klasyczna koprodukcja” scenariusz (na podstawie improwizacji aktorskich): Katarzyna Knychalska, reżyseria: Jacek Głomb, scenografia i kostiumy: Małgorzata Bulanda, ruch sceniczny: Kote Purceladze, animacje i ilustracje graficzne: Mariusz Wolański, opracowanie muzyczne: Bartek Straburzyński. Obsada: Aniko Cecchladze, Marina Burdeli. Katarzyna Dworak, Ewa Galusińska, Małgorzata Patryn, Anita Poddębniak, Magda Skiba, Tatia Tataraszwili, Małgorzata Urbańska, Ano Zuraszwili, Bartosz Bulanda, Rafał Cieluch, Zaal Goguadze, Bogdan Grzeszczak, Robert Gulaczyk, Dawid Jakeli, Otar Katamadze, Tite Komachidze, Mateusz Krzyk, Mamuka Mandzgaladze, Paweł Palcat. Inspicjenci: Jola Naczyńska, Zwiad Murwanidze. Tłumaczenie podczas prób i realizacji spektaklu: Tatia Ambardniszwili.

(Piotr Kanikowski, „”Klasyczna koprodukcja”. Patchworkowa robota”, https://24legnica.pl, 13.11.2019)