Drukuj

Tegoroczna edycja Boskiej Komedii w swoim programie mieściła kilka spektakli opartych na tekstach rosyjskich: „Wujaszek Wania” w reżyserii Iwana Wyrypajewa z Teatru Polskiego w Warszawie; „Biesy” w reżyserii Jacka Głomba z Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy, „Trzy siostry” Jędrzeja Piaskowskiego z Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie i „Mistrz i Małgorzata” Pawła Passiniego z Teatru Ludowego w Krakowie. Pisze Tadeusz Kornaś.

 

Na 28 festiwalowych przedstawień to wcale niemało – najmocniejsza reprezentacja narodowa (nie licząc tekstów polskich). Na dodatek najbardziej klasyczny zestaw: Czechow, Dostojewski, Bułhakow. Wypada zadać pytanie, czy to przypadek? A może rosyjskie utwory, zwłaszcza stare, dziś klasyczne, opisują w jakiejś mierze pejzaż duchowy współczesnej Polski? Może są wynikiem powracającej nostalgii za klasycznym teatrem, opartym na świetnej literaturze? A może powód jest jeszcze inny. Na pewno warto na te spektakle spojrzeć uważniej.

(…)

Nieco inny przypadek inscenizacji literatury rosyjskiej to spektakl „Biesy” Teatru im. Heleny Modrzejewskiej z Legnicy. To przedstawienie stało się bolesnym przeżyciem dla grających aktorów – duża część publiczności wyszła w trakcie spektaklu. Brakło pewnie tak mięsistych ról, jak w warszawskim „Wujaszku Wani”. Pewnie brakowało i kilku innych elementów. Ale zmierzenie się z „Biesami” Dostojewskiego nigdy nie jest proste.

Spektakl z Legnicy, przygotowany przez Jacka Głomba, grany był na dużej scenie Starego Teatru – w miejscu legendarnej już dziś premiery Andrzeja Wajdy. Nie wiem, czy był to świadomy wybór, ale zderzenie tych dwóch widowisk narzucało się (przynajmniej starszej części widowni). Kiedyś, gdy inscenizował Wajda, tę samą scenę pokrywało błoto (sztuczne co prawda), wypełniały ją biesy, snujące się w czarnych strojach, prezentowano najbardziej ekstremalne doznania ludzkie, jakąś szaleńczą gorączkę samozagłady. Teraz – w spektaklu Głomba – akcja dzieje się w składnicy odpadów. Sprasowane bloki makulatury i inne surowce wtórne stanowią jedyny krajobraz przedstawienia. Nerwowe i chaotyczne działania postaci i jakaś małość, miałkość bohaterów budują cały ten zbieszony świat... Tak jakby świat się już skurczył, jakby biesy zawładnęły rozgorączkowanymi ludźmi, biegnącymi po stoku ku samozagładzie (ten obraz „Biesów” Dostojewski zaczerpnął z Ewangelii wg św. Marka)...

Nie zamierzam na tym miejscu oceniać gry poszczególnych aktorów, bo nie to wydało mi się kluczowe. Ale w legnickim spektaklu ta makulatura, ta małość, ten pęd ku samozagładzie bez opamiętania robiły jednak wrażenie. W legnickiej adaptacji „Biesów” nie wykorzystano najbardziej radykalnych fragmentów powieści jak spowiedź Stawrogina, bo pewnie wydawały się niepotrzebne. Pozostał krajobraz wytarty z namiętności, dążeń pomimo nieustannego gadania o nich... Krajobraz ludzi opętanych przez daremne idee, zmanipulowanych, chaotycznych i nijakich. Pokazano zdegradowane „Biesy”, zrobiono, jak sądzę celowo, męczące przedstawienie. Jakby dobro w ogóle nie istniało.

(…). Całość tekstu jest TUTAJ!

(Tadeusz Kornaś, „Rosyjskie konteksty”, http://teatralny.pl, 9.01.2019)