Prezentacja polskiej edycji powieści Filipa Floriana „Wszystkie sowy” z udziałem rumuńskiego pisarza, a także promocja wydanego dzięki teatralnemu wsparciu i publicznej kweście audiobooka z inną powieścią tego autora pt. „Dni króla” była treścią sobotniego (1 grudnia) spotkania w Caffe Modjeska, które poprowadziła legnicka tłumaczka obu tytułów Radosława Janowska-Lascar.


Przetłumaczona już  na język węgierski i niemiecki powieść Filipa Floriana „Wszystkie sowy”, którą dziennik „Die Welt” umieścił w zestawieniu najlepszych książek zagranicznych, które ukazały się w Niemczech w 2016 roku, to siódma pozycja z literatury rumuńskiej, która - dzięki wrocławskiemu wydawnictwu Amaltea - trafia do polskiego czytelnika i szósta w tłumaczeniu Radosławy Janowskiej-Lascar. Legnicka prezentacja tego wydawnictwa odbyła się w dzień po jego oficjalnej premierze, w dniu najważniejszego rumuńskiego święta państwowego, w stulecie Wielkiego Zjednoczenia obchodzonego dla upamiętnienia rezolucji zgromadzenia narodowego Rumunów z Transylwanii, Banatu, Kriszany i Marmarosz o unii z Rumunią, co nastąpiło 1 grudnia 1918 roku (współczesna Rumunia obejmuje 9 regionów historycznych).

- To czwarta książka Filipa Floriana, która ukazała się po polsku i w ten sposób jej autor stał się najbardziej znanym rumuńskim pisarzem w Polsce – zauważyła Radosława Janowska-Lascar.

Akcja powieści „Wszystkie sowy” toczy się w Rumunii na początku XXI wieku w niespokojnym okresie niekończącego się przechodzenia od komunizmu do demokracji. Opowieść o przyjaźni jedenastolatka Luciego i emerytowanego inżyniera Emila toczy się w małym, górskim miasteczku oddalonym od wielkich wydarzeń i zgiełku nowoczesności. Emil, pasjonat ornitologii, pełni rolę mentora i przewodnika wchodzącego w życie chłopca, zarówno po świecie przyrody, jak też literatury i muzyki. Z kolei Luci staje się depozytariuszem osobistej historii Emila, schorowanego człowieka, pragnącego w spokoju dożyć swoich dni. Dzięki jego pamiętnikowi poznajemy osobistą prawdę o powojennym półwieczu Rumunii epoki komunizmu. Ważnym elementem powieści jest pamięć i rekonstrukcja świata, który przeminął.

- Mimo że miałem dziadka, który był mi przyjacielem i mentorem, który nauczył mnie co to jest wolność, uśmiech i chodzenie po górach, to powieść nie jest w żadnej mierze autobiografią. To literacka fikcja, odmiennie niż miało to miejsce – w także wydanej po polsku – powieści napisanej wspólnie z bratem pt. „Starszy brat, młodszy brat” – zastrzegał Filip Florian.

Fragmenty wybrane z powieści czytał w trakcie spotkania legnicki aktor Paweł Palcat. Jego głos można usłyszeć także na wydanym w listopadzie audiobooku z inną powieścią Filipa Floriana, jaką są wydane po polsku w 2016 roku „Dni króla”. To książka finalistka Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus 2017 i powieść, którą przetłumaczono także na: węgierski, niemiecki, angielski, słoweński, słowacki, włoski, hiszpański i bułgarski.

„Dni króla” to osadzona w realiach XIX-wiecznej Rumunii opowieść o emancypacji narodów środkowoeuropejskich oraz tworzeniu się w tym regionie nowoczesnych państw i społeczeństw. W tle są procesy historyczne, które doprowadziły do zjednoczenia całkowicie zależnych od Imperium Osmańskiego księstw rumuńskich w państwo pod berłem Hohenzollernów. W warstwie fabularnej autor rysuje w niej psychologiczny portret dwóch mężczyzn: niemieckiego dentysty oraz cierpiącego na ból zębów pruskiego księcia. Ów książę otrzymał właśnie ofertę objęcia rumuńskiego tronu i zachęca medyka do wyjazdu do nieznanego, przeżartego intrygami i wszechobecną korupcją kraju.  Młody Hohenzollern szybko stanie się reformatorem swojej nowej ojczyzny, a historia oceni go jako jednego z najwybitniejszych władców rumuńskich. Jako król Karol I przyniesie Rumunii praworządność, koleje, konstytucję i niepodległość. Umrze w 1914 roku, w pierwszych miesiącach Wielkiej Wojny, której ostatecznym akordem będzie rozpad imperiów i Wielkie Zjednoczenie roku 1918.

W trakcie spotkania mówiono nie tylko o literaturze. – My, Rumuni mamy sporo za uszami. Np. wspólny z Węgrami udział w II wojnie światowej po stronie Hitlera. Mamy też specyficzną cechę, by przeczekać i dołączyć do zwycięzców. Tak było podczas obu wojen światowych. Nawet podczas radzieckiego oblężenia Bukaresztu w 1944 roku rumuńskie gazety przygotowane były na każde rozstrzygnięcie. Miały gotowe dwie wersje gazet. Jedną z tytułem „Niech żyje Stalin!”, drugą z tytułem „Niech żyje Hitler”. W historii każdego narodu jest wiele takich zdarzeń, które zamiata się pod dywan. Wiem, że są ludzie, którzy pamięć uważają za obciążenie, za ciężką walizkę, którą trzeba zostawić, by iść do przodu. Ja należę do innej kategorii, mimo że nie mam zacięcia belferskiego, by bezrefleksyjnie powtarzać, że historia jest nauczycielką życia. Są jednak takie momenty w historii, które odsłaniają prawdę o duszy i sercu narodu.  I wtedy nie przestaję się dziwić, jak pewne rzeczy mogły się wydarzyć. Jak w Sarajewie, gdzie snajperzy zastrzelili 400 dzieci widząc przecież, do kogo celują. Czy można to zamieść pod dywan? -  dzielił się już pozaliterackimi refleksjami rumuński pisarz.

Dzięki legnickiej tłumaczce Radosławie Janowskiej-Lascar od czterech lat historia i literatura Rumunii są stale obecne na spotkaniach w teatralnej kawiarni. Wszystko zaczęło się w listopadzie 2014 roku od promocji powieści „Matei Brunul” Luciana Dana Teodorovici (także finalista Angelusa) oraz eseistycznego reportażu o rumuńsko-mołdawskiej współczesności pt. „Rumun goni za happy endem” autorstwa Bogumiła Lufta, dziennikarza i publicysty, byłego polskiego ambasadora w Rumunii i Mołdawii. Tak narodził się cykl „Rumunia nieznana. Wszystko co chcielibyście wiedzieć o Rumunii, a baliście się zapytać”.

Jest też teatralny wątek tego rumuńskiego nurtu. Należy do niego sztuka Gianiny Cărbunariu „Stop the Tempo!” (opublikowana w 2005 roku w miesięczniku Dialog w tłumaczeniu Radosławy Janowskiej-Lascar) wyreżyserowana przez Jarosława Tumidajskiego i wystawiona na legnickiej Scenie na Strychu w 2015 roku, ale też adaptacja powieści Rolfa Bauerdicka, którą w reżyserii Lecha Raczaka wystawiono w 2013 roku na Scenie na Nowym Świecie pod tytułem „Madonna, Księżyc i pies”.

Grzegorz Żurawiński