Trzynaście lat po wojnie Andrzej Wajda opowiedział za Jerzym Andrzejewskim historię o chłopaku z lasu, akowcu, dla którego po kapitulacji hitlerowców w Polsce nadal nie ma nadziei na życie. Sześćdziesiąt lat po Wajdzie Marcin Liber i Małgorzata Sikorska-Miszczuk w Teatrze Modrzejewskiej zdekonstruowali jego film i złożyli na nowo, po swojemu. Skonfrontowali przy tym powojenne traumy z mapą podziałów społecznych III RP, a dziedzictwo polskiej szkoły filmowej z doświadczeniem popkultury. Popremierowa recenzja spektaklu „Popiół i diament – zagadka nieśmiertelności” Piotra Kanikowskiego.


Im dłużej próbuję analizować, co z tego wyszło, tym mocnej narzuca mi się obraz z mojego dzieciństwa. Przez kilka letnich niedziel pod kościół we wsi, gdzie dorastałem, przyjeżdżał mężczyzna z pralką Franią zmyślnie przerobioną na maszynę do robienia waty cukrowej. Nim rozłożył kram, zbiegała się gromada łasuchów. Patrzyliśmy, jak sypie cukier do wirującego bębna, ociera o jego ścianki patyk i obraca w palcach, nawijając zwoje lepkiego puchu. Kula na końcu drewienka puchła i puchła. Najpierw była jak pingpong, potem jak śnieżnobiała futbolówka, w końcu oślepiała niczym słońce, gdy muskając słodycz ustami wracaliśmy do domów.

Zaczerpnięta z Wajdy opowieść o udanym (ostatecznie) zamachu i nieudanej miłości to nie więcej niż patyk, którym Liber i Sikorska-Miszczuk manewrują w wirującym bębnie czasu. Zręcznie nawijają na nią kolejne warstwy i nieoczywiste sensy. Mówią o wielu rzeczach jednocześnie, zmieniając tonacje i nastroje. Balansują między apokaliptycznymi diagnozami a ironią; między śmiechem a śmiertelną powagą. To wydłużają, to skracają dystans do opowiadanej przez siebie historii. Dlatego pierwsze, co uświadamia sobie widz po spektaklu to kipisz w głowie.

Nie da się jednym zdaniem powiedzieć, o czym jest ta sztuka. O Krysi Rozbickiej, która boi się śmierci? Podczas wojny tyle razy uciekała przed mordercami, że śni już tylko o mordercy, który jej nie zabije. O Maćku Chełmickim, jej wyśnionym urodzonym mordercy, który siedząc na trumnach niedorzecznie chciałby posmakować życia? O tym, że – jak bohaterowie greckiej tragedii – nie mają szans razem ani osobno? O Polsce, przeklętej jak Hotel Metropol, gdzie żywi podają sobie ręce nad trumnami i raz na jakiś czas razem zapadają w śmierć? O tym „szkle bolesnym” z przywołanego w przedstawieniu wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego? Czy naprawdę także nam, którzy nie doświadczyliśmy wojennej traumy, utkwiło w oku i wciąż „czaszki białe toczy przez płonące łąki krwi”?

Może „Popiół i diament. Zagadka nieśmiertelności” to spektakl o fatum wiszącym nad Polską? O tym, jak polityczne napięcie pomiędzy ośrodkiem narodowym a komunistami na zawsze zdeterminowało losy naszej ojczyzny? O zaklętym kręgu nienawiści, w którym będą się rodzić i umierać kolejne pokolenia?

Te refleksje są zbieżne z perspektywą, przyjmowaną przez twórców polskiej szkoły filmowej; Wajdę, Konwickiego, Kawalerowicza… Ale Marcin Liber i Małgorzata Sikorska-Miszczuk nie poprzestają na ich przywołaniu. Raczej biorą je w nawias, robią krok w tył i pytają widza, czy tamto przesłanie wciąż rezonuje. Trochę prowokacyjnie w spektaklu zostały przytoczone opinie młodych Polaków, że „Popiół i diament” Andrzeja Wajdy to ramota i że oni osobiście wolą kino Patryka Vegi.

Marcin Liber podejmuje więc grę z gustami „pokolenia Vegi”. Sięga po estetykę Halloween i rekwizyty z filmów o wampirach w rodzaju czosnku, osikowego palika czy wody święconej. Po kaskadersku parodiuje najbardziej dramatyczne sceny z „Popiołu i diamentu” Wajdy, obracając je w żart, kabaretowy skecz, zabawny mem nadający się na Facebooka. Gdy Maciek Chełmicki i Andrzej Kossecki wkraczają na scenę, bardziej niż udręczonych wojną zamachowców z AK przypominają agenta J i agenta K, którzy w „Facetach w czerni” z futurystycznymi giwerami oraz długopisami do resetowania pamięci strzegli Ziemian przed podstępnymi kosmitami. Niby od niechcenia Liber puszcza oko do fanów serialu „Miasteczko Twin Peaks” Davida Lyncha i gangsterskiego love story Oliviera Stone`a „Urodzeni mordercy”. Trupy zastrzelonych wstają z trumien i uśmiechają się przepraszająco jak upiory w disneyowskich animacjach, a potem udzielają ślubu w zastępstwie Chrystusa. W warstwie muzycznej pojawia się oldskulowa piosenka grupy Bauhaus z horroru Tony`ego Scotta „Zagadka nieśmiertelności” i zmiksowana z klubowymi rytmami obłędna wersja „Wierszy wojennych” z repertuaru Ewy Demarczyk.

Mimo wysiłków, by traktować polską historię lekko, z popkulturową dezynwolturą, w legnickim przedstawieniu ciągle wylewa się przed oczy jakaś ciemna metafizyczna lawa; przyczajone w ukryciu zło, trupy, które nie są halloweenowymi przebierańcami i śmierć, której nie można powtórzyć w dublu. Tym momentom prawdy – prawdy, do której odwoływali się twórcy polskiej szkoły filmowej – towarzyszą czasem cytaty z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego, sfilmowanego przez Wajdę 15 lat po „Popiele i diamencie”. Zapity konformista Pieniążek to inne wcielenie Dziennikarza z tamtej ekranizacji. Także Krysia z Maćkiem przez moment rozmawiają kwestiami Panny Młodej i Pana Młodego jakbyśmy jako Polacy od co najmniej dwustu lat tkwili zaklęci w tej samej bronowickiej chacie.

„Sami swoi, polska szopa” – można powiedzieć za Wyspiańskim o postaciach, które krążą po sali bankietowej Hotelu Metropol z pawimi ogonami narodowych wad. Są tam łasy zaszczytów partyjny karierowicz świętujący awans na ministra zdrowia (Bogdan Grzeszczak), i jego służalczy, amoralny sekretarz (Robert Gulaczyk); Dziennikarz Pieniążek, gotowy za wódkę kadzić komunie tak samo jak kadził sanacji (Paweł Palcat); wykorzystujący bez skrupułów swą pozycję Dyrektor Słomka (Paweł Wolak) i wyrachowania Stefa, która dla pary pończoch zapomina o zabitym narzeczonym i oddaje się szefowi na hotelowym stoliku (Magda Skiba).

Andrzej Wajda w swoim filmie eksponował zarówno szlachetny idealizm Stefana Szczuki, który szczerze wierzył, że z takimi ludźmi zbuduje lepszą Polskę, jak i determinację Maćka Chełmickiego, poświęcającego życie dla innej wizji ojczyzny. U Libera, o dwa pokolenia młodszego i mądrzejszego o doświadczenia III RP, nawet to zostaje sparodiowane i zakwestionowane. Grany przez Rafała Cielucha Stańczyk – zagadkowa figura przeszczepiona do „Popiołu i diamentu” z „Wesela” – okrutnie drwi z ofiary akowca. Nie skąpiąc szyderstw odtwarza kończącą film Wajdy sekwencję, w której Zbigniew Cybulski umiera, plącząc się wśród prześcieradeł i wijąc w bolesnych spazmach na wysypisku śmieci.

Dla polsko-polskiej wojny znowu nie ma lepszej puenty niż chocholi taniec, upiorny polonez, którego w sali balowej hotelu Metropol żywi tańczą pospołu z martwymi. Spektakl pełen jest przejmujących symboli i cytatów, odwołujących się do naszej kulturowej spuścizny. Stańczyk w pewnym momencie zastyga w pozie ze słynnego obrazu Jana Matejki. To alegoria Polski. A może „Bestii”, jak mówi Jurgieluszka – u Wajdy znająca życie babcia klozetowa, a tu medium kontaktujące się ze światem umarłych i Śmierć we własnej osobie (nawiasem mówiąc, świetna rola Joanny Gonschorek).

Odczytywanie tych tropów to tylko jedna z frajd, dla których warto wybrać się do Teatru Modrzejewskiej na „Popiół i diament. Zagadkę nieśmiertelności”. Po niedzielnej premierze za wyjątkowe zjawisko mam Olgę Mysłowską, która razem z Filipem Kanieckim stworzyła Hanka Lewicka Band, brawurowo przygrywający bankietowiczom. Uważam, że swą interpretacją „Wierszy wojennych” przyćmiła Ewę Demarczyk. Marcinowi Liberowi zawdzięczam zatem kolejną – po grupie Semantik Punk, zaangażowanej do jego „III Furii” – muzyczną fascynację.

Nie sposób nie wspomnieć o znakomitej obsadzie aktorskiej. Stańczyk w interpretacji Rafała Cielucha jest wybitny: cierpki, cyniczny, cięty jak osa, a jednocześnie pełen wodzirejskiego wdzięku. Od pierwszych sekund, kiedy w błazeńskim kostiumie z manierą Niemena śpiewa fragment wiersza Norwida, bije od niego blask. Jednak nie tylko Cieluch u Libera gra jak w natchnieniu. Wspomniałem wcześniej o Joannie Gonschorek, ale bardzo podobali mi się również udający obłęd Bogdan Grzeszczak, delirycznie rozdygotany Paweł Palcat, romantycznie rozważna Magda Biegańska i nierzeczywisty, jakby uszyty z peerelowskich propagandówek, Wiesław Cichy, który po latach nieobecności powraca na legnicką scenę. Anita Poddębniak stworzyła wstrząsającą kreację Marii z Ravensbrück, ofiary z hitlerowskiego obozu zagłady, która niczym upiory z „Dziadów” Mickiewicza wstępuje między żywych, by domagać się śmierci ukochanego męża. Na straceńczej pozycji był grający Maćka Chełmickiego Albert Pyśk, bo musiał konfrontować się z legendą Zbyszka Cybulskiego, ale zręcznie poradził sobie z tym niełatwym wyzwaniem.

Po „III Furiach”, które Marcin Liber zrealizował w Teatrze Modrzejewskiej w Legnicy w 2011 roku, poprzeczka była zawieszona wysoko. Zaliczam się do fanów tamtego spektaklu. Oglądałem go trzy razy i niezmiennie miałem ciarki na plecach. Na „Popiół i diament. Zagadkę nieśmiertelności” szedłem więc pełen oczekiwań, ale też obaw. Data premiery – stulecie odzyskania niepodległości – sugerowała wyjątkowe wydarzenie i dodatkowo podsycała apetyt. Liber nie zawiódł, znowu zrobił mi w głowie kipisz. Gdy próbowałem go trochę uporządkować, miałem przed oczyma obrazy płonącej od rac i z wściekłości Warszawy. Polska szopa.

 

  • Teatr Modrzejewskiej w Legnicy. Małgorzata Sikorska-Miszczuk „Popiół i diament – zagadka nieśmiertelności”. Reżyseria: Marcin Liber, scenografia: Mirek Kaczmarek, kostiumy: Grupa Mixer, muzyka (na żywo, kompozycje i aranżacje): Olga Mysłowska, Filip Kaniecki. Grają: Albert Pyśk, Magda Biegańska, Magda Skiba. Mateusz Krzyk, Wiesław Cichy, Anita Poddębniak, Paweł Wolak, Paweł Palcat, Robert Gulaczyk, Bogdan Grzeszczak, Joanna Gonschorek, Bartosz Bulanda, Mariusz Sikorski, Olga Mysłowska/Katarzyna Dworak, Rafał Cieluch. Premiera na Scenie Gadzickiego 11 listopada 2018 r.


NAJBLIŻSZE SPEKTAKLE: 16, 17, 18 listopada (piątek, sobota, niedziela), godz. 19.00; BILETY: 35 zł (normalny)/ 25 zł (ulgowy); INFORMACJA I REZERWACJA: tel. 76 72 33 505, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

(Piotr Kanikowski, „Wybitny “Popiół i diament” w Modrzejewskiej. Polska szopa”, http://24legnica.pl, 16.11.2018)