Joanna Gonschorek i Paweł Palcat na gdyńskiej plaży wystąpili w spektaklu „Matka Courage krzyczy” w reżyserii Grzegorza Grecasa (także legniczanin) z Teatru Układ Formalny we Wrocławiu. Wrażenia w swoim „Dzienniku podróży” opisał krytyk teatralny i autor bloga domagalasiekultury.pl.


Autor „Matki Courage i jej dzieci”, Bertold Brecht w jednym z wywiadów pisze o niej tak: „Ta sztuka ukazuje nam, że Matka Courage nie wynosi żadnej nauki ze swoich osobistych katastrof. Choć jednak Matka Courage nie nauczyła się niczego – to publiczność oglądając ją, może się, moim zdaniem czegoś nauczyć. W tym celu powinniśmy wypróbować wszelkie środki artystyczne, pomocne ku temu, obojętne, stare czy nowe”.

Paweł Palcat i Grzegorz Grecas z Teatru Układ Formalny postanowili przepisać dramat Brechta, umiejscawiając go w owładniętej wojną domową afrykańskiej Liberii z czasów krwawego dyktatora Charlesa Taylora. Najistotniejszą zmianą w podejściu do dramatu Brechta – który wydaje się być rodzajem dramatycznego, epickiego fresku, bez wyraźnego początku i końca – staje się dopisane przez autorów zakończenie. W ich wersji Matka Courage po prostu „wynosi naukę ze swoich osobistych katastrof”, wybaczając mordercom swojej córki. Przerywa tym samym spiralę zemsty i bazującego na niej zła. Odchodzi gdzieś w świat, ocaliwszy swoją czystość, a może i duszę, a my, „publiczność, oglądając ją, możemy się – również – czegoś nauczyć”.

Spektakl „Matka Courage krzyczy” został zagrany na gdyńskiej plaży Redłowo, która przeobraziła się na jego czas w liberyjskie wybrzeże. Może Bałtyckie zagrało odgradzający bohaterów od amerykańskiego raju Atlantyk, niebezpieczny i powstrzymujący z powodu sinic wszelkie próby przedostania się tam, gdzie być może czekałoby ich lepsze życie. Co gorsza, zainfekowana morska woda nie pozwoliła nawet na zmycie z siebie śladów koszmaru, który przyszło im przeżyć a powalone przez ruchy gdyńskiego klifu drzewa dopełniały pejzażu owładniętej wojną Liberii, kraju/więzienia, miejsca bez nadziei i perspektyw. Decyzja, żeby zagrać taki spektakl na brzegu morza to jeden z najlepszych pomysłów teatralnych ostatnich miesięcy. Dawno nie widziałem, żeby miejsce gry w tak spektakularny sposób pomogło przedstawieniu. Zresztą, trudno mi sobie dziś wyobrazić ten spektakl w jakiejś zamkniętej przestrzeni, bez równomiernego dźwięku uderzających o brzeg morskich fal. W ten sposób został też spełniony cytowany już wyżej postulat autora, żeby „wypróbować wszelkie środki artystyczne (…), obojętne, stare czy nowe”.

Grający postać Masy, człowieka skupiającego w sobie wszelkie twarze, odsłony i okropności wojny, Paweł Palcat zapowiedział nam na początku, że kobiety, nazywanej Matką Courage, nie zapomnimy już nigdy i miał rację. Nie mogę się do dzisiaj opędzić od zaciętej – pełnej, to nienawiści, to miłości, to strachu, to wyniosłej godności – twarzy, grającej ją znakomicie Joanny Gonschorek. Wstrząsająco zagrała też scenę przebaczenia, jej oczy pełne mieniących się w świetle reflektora łez, to najczystsza poezja teatru. Pozostali aktorzy byli równie dobrzy: ekspresyjna Niemowa Katarzyny Kłaczek czy synowie Matki Courage, Maciej Rabski i Przemysław Furdak. Na osobne wspomnienie zasługuje Paweł Palcat, człowiek kameleon. Jego wywiedziona z charakteru brechtowskiego Werbownika postać Masy to majstersztyk. Ni to aktor, ni lokalny kacyk, ni reżyser tego okropnego świata. Jest kimś na kształt Piotra Wierchowieńskiego z „Biesów” Dostojewskiego, ludzkim pojemnikiem na zło, które odbija się w jego oczach za każdym razem w inny sposób, w zależności od tego, kto się w nich przegląda. Niezwykłe role. Niezwykły spektakl. W tych „okolicznościach przyrody” – jedyny. Trzeba przyznać, że zarówno tekst, jak i reżyseria są również solidne i zasługują na pochwałę, no może za wyjątkiem tekstów songów, nad których literacką formą można było naprawdę bardziej popracować.

Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć artystom z Teatru Układ Formalny, żeby częściej wchodzili w układ formalny z naturą! Wszak zgodnie z zaleceniem Mistrza, obchodzącego właśnie po sąsiedzku swoje polskie święto: „przeznaczeniem teatru, jak dawniej tak i teraz, było i jest służyć niejako za zwierciadło naturze, pokazywać cnocie własne jej rysy, żywy jej obraz, a światu i duchowi wieku postać ich i piętno”. Artystom z Wrocławia na gdyńskiej plaży udało się to znakomicie. Oby tak dalej!

(Tomasz Domagała, „Dziennik podróży POCIĄGIEM DO MIASTA”, http://domagalasiekultury.pl, 2.08.2018)