Drukuj

Można na Jarosława Kaczyńskiego patrzeć przez pryzmat prostych emocji – nienawiści, zazdrości, zawiści – ale trzeba pamiętać, że jest to szeregowy poseł, który trzyma w Polsce wszystko za mordę. Napromieniowany doświadczeniem, które pozwala mu być kimś więcej, odczuwać inaczej niż normalny człowiek – mówi legnicki aktor Paweł Palcat w rozmowie z Magdą Piekarską.


Magda Piekarska: Co cię uruchamia w teatrze?

Paweł Palcat: - Jeśli spektaklowi towarzyszy idea, działam jak dobrze naoliwiona maszyna. Jak mam do czynienia z teatrem rozumianym jako rozrywka, po prostu robię swoje. Ale jak coś mnie dotyka osobiście, wyłazi ze mnie dziwna moc.

Bracia Kaczyńscy w „Hymnie narodowym” tak cię dotknęli?

- Jak Przemek Wojcieszek przyniósł ten tekst, byłem rozczarowany. Powiedziałem: chcesz uderzyć, to weź kastet i napierdalaj, a nie muskaj delikatnie po policzku. Z braćmi mocowałem się długo. I nadal jest to dla mnie wyzwanie. Emocje podczas każdego spektaklu są tak nakręcone, że nie widzę schodów. Inna sprawa, że muszę być gotowy na wszystko – zdarzyło się, że ktoś wyszedł na scenę i mnie przytulił, innym razem ktoś się buntował, zaczął mi dogadywać.

Jarosław Kaczyński początkowo był karykaturą. Chciałem to nawet podkręcić, ale potem zacząłem się zastanawiać, co może czuć facet, który stracił brata, mocował się z chorobą matki, którą musiał przed długi czas oszukiwać, a teraz czuje wymierzone w siebie wszystkie obiektywy. Jak straszny to jest ciężar dla jednego człowieka.

Współczujesz mu?

- Tak, i może stąd próba zrozumienia, empatycznego podejścia do tej postaci. Można na Kaczyńskiego patrzeć przez pryzmat prostych emocji – nienawiści, zazdrości, zawiści – ale trzeba pamiętać, że jest to szeregowy poseł, który trzyma w Polsce wszystko za mordę. Napromieniowany doświadczeniem, które pozwala mu być kimś więcej, odczuwać inaczej niż normalny człowiek.

Uważasz, że doświadczenie straty może nas uzbroić? O tym jest też twój najnowszy spektakl „Maraton/Tren”.

- Każdy z nas ma jakieś lęki, fobie, obawy. Ja też miałem swoje. A potem zmarła moja mama. Na początku była rozpacz, zdziwienie, że ziemia się nie zatrzymała, że słońce dalej świeci. Ale potem poczułem, że nie boję się już niczego. To nie znaczy, że jestem teraz silniejszy, że stałem się robotem. Ale wiem, że nawet to, co najgorsze, jest do przejścia, nawet jeśli pozostawi w nas wyraźny ślad, wejdzie nam pod skórę, stanie się częścią naszej osobowości. „Maraton/Tren opowiada o tym, że śmierć najbliższej osoby nie zrobi z nas supermanów, ale sprawi, że dowiemy się, jak wygląda najgorsze. I w tym sensie wydaje mi się, że trochę wiem, co czuje Kaczyński i że on wie, co mogę poczuć ja.

(…) Cała rozmowa w Gazecie Wyborczej Wrocław. Jest TUTAJ!

(Magda Piekarska, „Wyłazi ze mnie dziwna moc”, Gazeta Wyborcza Wrocław, 17.03.2017)