Na legnickiej scenie gościliśmy już wybitne polskie monodramy i gwiazdy gatunku. Byli Stuhr, Pszoniak, Janda, Wrocławski, Trela. Wkrótce, ale już po wakacjach, zobaczymy być może największego z żyjących polskich aktorów Janusza Gajosa i „Mszę za miasto  Arras” Andrzeja Szczypiorskiego zrealizowaną w ubiegłym roku przez Teatr Narodowy z Warszawy. To w ramach cyklu „Modrzejewska – Dom Otwarty” na Scenie Gadzickiego 19 października. Będzie okazja do spotkania z aktorem.


Zanim jednak do tego dojdzie warto przeczytać recenzję z przedstawienia, którą zamieścił ostatnio w Sukcesie Jacek Cieślak. Przeczytajcie uważnie o tym, niemal proroczym, przedstawieniu. Jeśli będziecie mieli skojarzenia z tu i teraz, będą może trochę na wyrost, ale nieuniknione:

„Dobrze jest móc oglądać wielkich aktorów w kameralnych przestrzeniach, mieć ich na wyciągnięcie ręki, obserwować każdy ruch oka, mistrzowską mimikę, podążać za najdelikatniejszym gestem. Takiej okazji dostarcza monodram Janusza Gajosa "Msza za miasto Arras" wg powieści Andrzeja Szczypiorskiego, zrealizowany z pomocą reżyserską Piotra Cieplaka na Scenie Studio Teatru Narodowego.

Janusz Gajos spotyka się z powieścią Szczypiorskiego już po raz drugi. Pierwszy raz zagrał Jana, świadka średniowiecznych pogromów dokonanych na Żydach, w Teatrze Powszechnym w 1994 r. w spektaklu wyreżyserowanym przez Krzysztofa Zaleskiego. Byliśmy wtedy świadkami "wojny na górze" i podziałów w łonie dawnego obozu "Solidarności", co wiązało się także z szukaniem kozłów ofiarnych. Tamtą rolę Gajosa przytłoczył jednak quasi-historyczny kostium Zofii de Ines, która stworzyła dla aktora ciężki, skórzany pancerz.

Teraz na scenie jest tylko najzwyklejsze drewniane krzesło i wybitny aktor ubrany w zwykłą marynarkę i koszulę. Przychodzi bocznymi drzwiami - nie z garderoby, tylko z korytarza, jakby był tylko przechodniem, który zajmuje naszą uwagę, żeby opowiedzieć swoją historię. Historię idealnie trafiającą w nasz czas, kiedy tyle mówi się o zmianie, a jednocześnie trwają polityczne rozliczenia oraz poszukiwania winnych sytuacji nietolerowanej przez obecny obóz władzy. Kontekst jest tym bardziej intrygujący, jeśli wziąć pod uwagę, że Andrzej Szczypiorski napisał swoją najsłynniejsza powieść jako ukryły pod średniowiecznym kostiumem komentarz do Marca '68, kiedy ofiarami rozliczeń w PZPR stali się polscy Żydzi.

Gajos gra Jana, człowieka sceptycznego, co nie znaczy, że cynicznego. Po prostu życie i to, co widział, nauczyło go, by nie ulegać nagłym emocjom, zachować dystans i poddawać wszystko analizie zdrowego rozsądku. W Arras, gdzie przebywał, stał się bowiem świadkiem zbiorowego szaleństwa oraz fanatyzmu. Wszystko zaczęło się niewinnie - od śmierci konia. Skończyło się na pogromie. Pozornie nieznaczące zdarzenie zostało bowiem rozbuchane do niebotycznej skali, nie bez wpływu księdza Alberta, który zdobywał coraz większy wpływ na najbiedniejszych obywateli, kierując ich uwagę i podejrzenia na Żydów.

To właśnie Albert staje się w opowieści Gajosa uosobieniem niebezpiecznego populisty i demagoga. Dopuszcza do udziału w radzie miasta ludzi niewykształconych, manipuluje nimi i doprowadza do rozkręcenia antyżydowskiej histerii, co jest jednocześnie klęską rządów większości. Jej ofiarami stają się nie tylko Żydzi, ale również obywatele przeciwstawiający się rozpętaniu nienawiści - mający śmiałość wystąpić przeciwko Albertowi.

Narracja, którą prowadzi Gajos, ma swoje dramatyczne zwroty, jej walorem jest zaś niejednoznaczność. Jan grany przez wybitnego aktora odwołuje się do rozmów, jakie prowadził z tolerancyjnym hrabią da Saxe, a także religijnych dysput z biskupem Utrechtu. Gajos korzysta z okazji do cytowania dialogów, by dynamizować monodram. Jest w tych relacjach zawarta przestroga, by wszelkie wyroki ferować ostrożnie, ponieważ nawet najszczersze dążenie do prawdy i sprawiedliwości narażone jest na pokusy drogi na skróty. Tymczasem życie jest o wiele bardziej złożone, niż nam się wydaje w chwilach politycznych iluminacji”.

(Jacek Cieślak, „Modlitwa o normalność”, Sukces nr 6/2016)