Drukuj

- On nikogo nie skreślał. Wiedział, że jak się ludziom daje przestrzeń, to oni nagle się w niej rozrastają. Dawał swoim uczniom szanse, a to, co potrafił z tych chłopaków wykrzesać, było piękne – wspomina patrona legnickiej sceny teatralnej Ludwika Gadzickiego legnicka aktorka, terapeutka, animatorka kultury Katarzyna Kaźmierczak nominowana do tegorocznej Nagrody Ludwika w rozmowie z Katarzyną Gudzyk.


Jesteś jedną z trzech osób nominowanych w tym roku do teatralnej Nagrody Ludwika. To dla ciebie ważne wyróżnienie?

– Bardzo. A najbardziej ze względu na osobę Ludwika.

Wielu podkreśla, że Ludwik Gadzicki to postać nieszablonowa. W regionie znany był jako nietuzinkowy polonista, poeta, fan teatru i najwierniejszy widz legnickiej sceny. Wiem, że z jego osobą wiąże się dla ciebie pewna historia?

– Ludwika poznałam dwadzieścia lat temu, gdy przyjechałam do Legnicy. Robiłam tu wtedy z Sitarem (Markiem Sitarskim – przyp. red.) duodram. Znałam tylko jego. Ludzie w teatrze pracowali nad „Jak wam się podoba” Szekspira, ale ja nie załapałam się na ten projekt, bo dojechałam później. To był taki dziwny moment. Ponieważ nie grałam, miałam tylko ten monodram, brakowało kasy. Wtedy poznałam Ludwika. Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Był z chłopakami na wszystkich spektaklach. Uwielbiał nas, mnie i Sitara, zresztą z wzajemnością. Przyjeżdżał, obsypywał nas kwiatami, to dzięki niemu, jako zupełnie nowa w Legnicy aktorka, dostałam Żelazną Kurtynę (nagroda dla najlepszego aktora sezonu – przyp. red.). Ludwik był trochę z kosmosu, ale miał w nosie, jak to będzie postrzegane. Miał w sobie tyle ciepła i dobroci, że poczułam się przez niego zaadoptowana. Pomógł mi uczynić z Legnicy drugi dom.

Nagroda, o której mówimy, przyznawana jest niebanalnym osobowościom. Ludziom, którzy z pasją i zaangażowaniem działają na rzecz innych. Są – jak Ludwik Gadzicki – nieszablonowi i pozytywni. Wpisujesz się w ten kosmos?

– Tak, mieszkam na „Księżycu”, jak mówimy w teatrze (śmiech). A chcąc być serio, uczę się od osób takich jak Ludwik. I myślę, może nieskromnie, że też mam taki kawałek w sobie. Że jak mi na czymś zależy, to nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Ludwik zawsze był bardzo dla innych, otwarty, zaangażowany. Nie poświęcał się, ale w ten sposób realizował siebie i miał z tego ogromną radość. To, że robił coś dla ludzi, było w jego przypadku naturalne jak oddychanie. Imponował mi tym.

Czym najbardziej?

– Tym, że nigdy nie tracił z oczu człowieka, nawet gdy był bardzo zajęty, zabiegany. I tego też chcę się od Ludwika uczyć i pamiętać o tym zawsze, by w codzienności, w pędzie nie zapominać o człowieczeństwie. On nikogo nie skreślał. Wiedział, że jak się ludziom daje przestrzeń, to oni nagle się w niej rozrastają. Dawał swoim uczniom szanse, a to, co potrafił z tych chłopaków wykrzesać, było piękne. Bardzo mi się to, co robił, podobało. Może dlatego, że ja też tak lubię myśleć o ludziach –nikogo nie skreślać.

Pamiętam takie nasze spotkanie z Ludwikiem na chwilę przed jego śmiercią. Pędziłam gdzieś na rowerze, a on szedł powolutku ulicą. Zaprosił mnie na herbatę. Spieszyłam się, miałam plan tego, co jeszcze muszę zrobić, ale pomyślałam, że to jest takie ważne, żeby spełnić tę jego prośbę. Później okazało się, że była to nasza ostatnia herbata. I właśnie w takim kontekście o nim myślę. Że taki był. Zawsze miał czas na tę symboliczną herbatę.

Gdy mówię Kasia Kaźmierczak, na myśl przychodzi aktorka, terapeutka, prezeska Stowarzyszenia Inicjatyw Twórczych, wokalistka. Jest tych ról kilka, która z nich liczy się teraz najbardziej?

– Wszystkie są ważne. Praca z ludźmi to zasadnicza część mojej aktywności, ale staram się też nie zatracić innych rzeczy. Te przestrzenie przenikają się, uzupełniają. Ostatnio najbardziej brakuje mi chyba aktorstwa, ale na szczęście mam wokół siebie mądrych ludzi, przyjaciół, którzy zachęcają mnie, abym zrobiła projekt teatralny, bo przecież cały czas kocham to i tego potrzebuję.

Praca terapeutki daje mi dużo radości, ale wiąże się z ogromną odpowiedzialnością i bywa naprawdę trudna. Właśnie dlatego angażuję się w projekty, które pozwalają mi pielęgnować to, co we mnie twórcze. Ten zasób bardzo pomaga w pracy terapeutycznej, a śpiewanie i aktorstwo pozwalają mi naładować akumulator.

Co najbardziej lubisz w pracy terapeutki?

– Jej twórczy charakter i możliwość współtworzenia zmiany. To naprawdę fajne, kiedy widzisz swój wpływ na to, że coś się zmienia. Że zmniejsza się czyjeś cierpienie, bo ktoś w sobie coś odblokowuje, odnajduje radość. Jest trochę jak z każdą inną twórczością, masz w sobie jakiś pomysł, realizujesz go, a w efekcie pomagasz komuś porządkować życie.

A skąd wzięła się potrzeba pracy z ludźmi po kryzysach psychicznych?

– Pracuję z różnymi ludźmi, ale są wśród nich także osoby chore, po kryzysach psychicznych. Jest mi do nich blisko, bo to często outsiderzy. Ja też jestem pomiędzy. W teatrze jestem trochę panią psycholog, a w domu pomocy społecznej trochę aktorką. Żyję inaczej niż kobiety w moim wieku. Oni też żyją inaczej i spotykamy się właśnie w tym kawałku inności. Często udaje mi się ich przekonać, że to dobre mieć inną wrażliwość, być wiernym sobie, mieć odwagę, żeby wyrażać siebie. Spotykam się z nimi we wrażliwości, wspieram ich chęć zmiany. To jest naprawdę bardzo ciekawe.

Stowarzyszenie Inicjatyw Twórczych, którego jesteś szefową, od kilku lat włącza się w ogólnopolską kampanię Schizofrenia – otwórzcie drzwi. Czy ta akcja zmienia coś w podejściu legniczan do osób chorych?

– Myślę, że tak, ale przy tej okazji mówimy też o zdrowiu. Pokazujemy, jak ważny to temat, bo stres i przeciążenie u każdego mogą wywołać kryzys. Moim zdaniem przybywa ludzi, którzy rozumieją potrzebę mówienia o zdrowiu psychicznym, jednak dla wielu ten temat nadal nie istnieje. Stąd tak ważne jest, aby edukować i pomagać zmniejszać lęk przed tabu.

Zmieniając temat, podobno robisz w Miłkowicach film?

– Tak. To część projektu „Pociąg do Miłowic” realizowanego przez tamtejsze Stowarzyszenie „Kolejarz” i GOKiS. Wkupiłam się do tej grupy, bo mój dziadek był kolejarzem. Pracował w Brześciu Kujawskim i prowadził na kolei teatr. W Siedliskach, wsi sąsiadującej z Miłkowicami, też był teatr, który robili kolejarze, więc od razu znaleźliśmy wspólną płaszczyznę. I ten film, który robimy, to też będzie etiuda filmowo-teatralna. Taka ballada o Miłkowicach. Opowieść o bardzo ciekawej historii tej osady, która była kiedyś jednym z największych węzłów kolejowych w Polsce.

Powróćmy do Nagrody Ludwika. Myślałaś może, co zrobisz, jeśli kapituła ogłosi cię laureatką?

– Nie wiem. Może właśnie spektakl? Monodram z dedykacja dla Ludwika...


Na miarę Gadzickiego

Ludwik Gadzicki był lubińskim polonistą, poetą, miłośnikiem teatru i jednym z najwierniejszych widzów legnickiej sceny. Jacek Głomb, dyrektor Teatru Modrzejewskiej, wielokrotnie mówił o nim używając sformułowania widz totalny. Ludwik Gadzicki odwiedzał legnicki teatr tysiące razy. Przez lata przywoził na przedstawienia kolejne pokolenia młodzieży, której chciał przeszczepić własną miłość do teatru. Zmarł 6 listopada 2011 roku. Aby uhonorować tę nietuzinkową postać, jego imię nadano teatralnej scenie, a od 2013 roku legnicki teatr przyznaje Nagrodę Ludwika. Jest to wyróżnienie dla osobowości Zagłębia Miedziowego, które z pasją i zaangażowaniem działają na rzecz swoich środowisk, a przede wszystkim innych ludzi.

Dotychczas teatralną nagrodę otrzymali Cezary Bukowski (1. edycja Nagrody Ludwika) i Joanna Brylowska (laureatka 2. edycji Nagrody Ludwika). W tym roku Kapituła Nagrody spośród zgłoszonych osób nominowała trzy osoby: aktorkę i terapeutkę Katarzynę Kaźmierczak, działającego społecznie i charytatywnie lidera kibiców Miedzi Legnica Krzysztofa Piotrowskiego i Dariusza Łacha, wokalistę i muzyka bluesowego, pomysłodawcę i organizatora Bluesa nad Odrą i wielu innych wydarzeń muzycznych.

Kto z tej trójki będzie laureatem, dowiemy się w piątek, 6 listopada. Zwycięzca otrzyma 5 tys. zł i jak zawsze niekonwencjonalną statuetkę autorstwa Małgorzaty Bulandy. Uroczystość poprzedzi otwarte czytanie sztuki Sarah Kane „Łaknąć” (reż. Konrad Dworakowski) w wykonaniu legnickich aktorów: Magdy Drab, Magdy Skiby, Joanny Gonschorek, Bartosza Bulandy, Bogdana Grzeszczaka i Alberta Pyśka. O zwycięstwie zadecyduje Kapituła, w której w tym roku zasiądą: Kazimiera Więcław-Pierzyńska (siostra Ludwika Gadzickiego), Przemysław Bluszcz, Joanna Brylowska, Jacek Głomb i Krzysztof Mroziewicz.

(Katarzyna Gudzyk, „Ostatnia herbata z Ludwikiem”, Tygodnik Regionalny Konkrety, 4.11.2015)