„Car Samozwaniec, czyli polskie na Moskwie gody” to mocna rzecz o bebechach polityki równie brutalnej i bezwzględnej dziś, jak i w początkach XVII wieku, z których czerpie scenariuszową historię. Sztuka ocieka krwią, wali w pysk, chlasta po oczach i uszach bez znieczulenia. Trzy przedstawienia najnowszej sztuki na legnickim afiszu teatralnym to propozycja na wieczory 18-20 września. Adres: Scena na Nowym Świecie.


Na legnicką scenę wkroczyła wyreżyserowana przez Jacka Głomba opowieść o pierwszej dymitriadzie, gdy polska magnateria wykorzystała polityczny zamęt i słabość Rosji do zbrojnej interwencji, aby - po śmierci cara Borysa Godunowa - osadzić na moskiewskim tronie wychowanego na polskim dworze młodzieńca podającego się za syna Iwana Groźnego.

W legnickiej inscenizacji reżyser odarł dramat Nowaczyńskiego z historycznego kostiumu i wykreował ponadczasowy świat rzeźni. Zarówno tej jak najbardziej dosłownej, jak i metaforycznej. Stworzył polityczną opowieść o starciu cywilizacji, Wschodu z Zachodem, katolicyzmu z prawosławiem, ale też o kulisach polityki, której domeną są intrygi, spiski, zdrada, podstęp, żądza władzy i chciwość. Całość wręcz bezlitośnie spływa krwią. Akcja, która w zasadniczej warstwie toczy się w kremlowskich komnatach, może przebiegać gdziekolwiek. W dowolnym miejscu i czasie. Wszędzie tam, gdzie trwa niemal plemienna wojna wszystkich ze wszystkimi o wpływy, władzę, pieniądze i kobiety.

Zgodnie z reżyserską zapowiedzią, ale też z oryginałem zgrabnie przystrzyżonym przez Roberta Urbańskiego na kształt dynamicznego politycznego thrillera, wszyscy w tej opowieści solidnie i równo dostają po łbie – zarówno napędzani żądzą wojennych łupów polscy okupanci Kremla, którzy z poczuciem wyższości pogardzają jego gospodarzami, jak i odrzucający modernizacyjną szansę, wiernopoddańczy i nawykli do absolutyzmu spod buta i knuta oraz pogrążeni w morderczych spiskach rosyjscy magnaci. Finał jest w tej sytuacji tragicznie przewidywalny.

Jeśli ktoś w tej opowieści odnajdzie nasze polskie odniesienia i współczesne nam polityczne boje oraz podział i wielkie społeczne pęknięcie na frakcje liberalno-modernizacyjną i klerykalno-konserwatywną, na niepowodzenie popisowego projektu politycznego, będzie miał do tego prawo i sceniczne uzasadnienie. Gdy widz zauważy przemożną rolę instytucji kościoła (w spektaklu prawosławnej cerkwi), jako uczestnika gry o wpływy i bezwzględnego politycznego gracza, też będzie miał ku temu powody.

Choć ekipa Modrzejewskiej opowiada historię sprzed 4 wieków, obraz współczesnego Kremla, cynicznie depczącego prawa człowieka i ignorującego głos międzynarodowej społeczności, niepokojąco dobrze wpisuje się w tę metaforę. Aktualne są nawet intencje Dymitra: wszak tak jak unijni politycy chciałby cywilizować Rosję, zaszczepiać jej europejskie standardy i „swobody”. I tak samo jak liberalny Zachód lekceważy odmienność tego kraju, jego tradycję, kulturę, religię, mentalność mieszkańców, etc. Jeśli polityczna diagnoza Jacka Głomba jest słuszna, to w ostatnim akcie powinniśmy spodziewać się katastrofy
– napisał Piotr Kanikowski w portalu 24legnica.pl.

Najnowsza sztuka Teatru im. Modrzejewskiej to część ministerialnego projektu „Klasyka żywa” i bierze udział w konkursie na inscenizację dawnych dzieł literatury polskiej. To również powrót do społeczno-obyczajowych (także politycznych) eksploracji, które Jacka Głomba wyraźnie fascynują. Spektakl jest po legnicku klasyczny – osadzony w industrialnej przestrzeni, zrobiony z dbałością o detale, dotyka żywej tkanki historycznie i współcześnie zawiłych relacji polsko-rosyjskich. Warto zobaczyć” – zachęca w popremierowej recenzji Katarzyna Gudzyk z tygodnika Konkrety.

Mocna rzecz opatrzona niepokojącymi dźwiękami grającego na żywo w spektaklu wrocławskiego kwartetu Kormorany. Przedstawienia na legnickiej Scenie na Nowym Świecie w piątek, sobotę i niedzielę (18-20 września) o godz. 19.00. Bilet: 29 zł (ulgowy 18 zł).

Grzegorz Żurawiński