Drukuj

Za nami premierowa odsłona monodramu „Bombel”, który na legnickiej Scenie na Strychu zaprezentował w czwartkowy wieczór 25 czerwca polonista z V LO w Legnicy. Marek Biskup za swój mocno spóźniony debiut na teatralnej scenie zebrał oklaski na stojąco. Zasłużył na nie.


Marek Biskup ma za sobą dwa lata wrocławskiej szkoły aktorskiej, którą porzucił w roku 1990, gdy przyszłość zawodu wydawała się mglista, a państwowe teatry padały jeden po drugim lub – jak to miało miejsce w Legnicy – przekształcane były w hybrydy o statusie domów kultury. Został polonistą. Miłość do teatru jednak przetrwała. Przelewał ją jednak na swoich uczniów, z których kilkoro jest dziś aktorami na zawodowych scenach. Po latach wróciło jednak marzenie, by samemu spróbować.

Gdy legniccy teatromani zobaczyli go wiosną 2012 roku na Scenie Gadzickiego w epizodycznej roli lokaja w „Iwanowie” Czechowa w reż. Linasa M. Zaikauskasa stało się niemal oczywiste, że na tym się nie skończy. Wyzwanie, którego się podjął w tym roku należało jednak do tych, które były udziałem japońskich kamikaze. Legnicki nauczyciel postanowił aktorsko pójść va banque i zagrać monodram na jednej ze scen Teatru Modrzejewskiej.

Co ciekawe i ryzykowne Marek Biskup sięgnął nie po dramat, ale po wydaną w 2004 roku powieść „Bombel” dwudziestoletniego  i zmarłego samobójczo trzy lata później pisarza i scenarzysty o łemkowskich korzeniach Mirosława Nahacza, którego talent mierzono miarą Masłowskiej i Stasiuka. Niektórzy widzieli w nim zadatki na polskiego Hrabala lub Jerofiejewa, choć sam „Bombel” ma w sobie coś także z naszych alkoholowych klimatów literackich. Tych rodem z Hłaski i Pilcha.

- Marek zgłosił się do mnie z tekstem w zasadzie już przemyślanym i skrojonym na scenę. Moim zadaniem było delikatnie popchnąć go w stronę spektaklu-monologu. Postanowiliśmy zawiesić całość pomiędzy jawą a pijackim zwidem, życiem a umieraniem – wspomina legnicki aktor, dramaturg i reżyser Paweł Palcat, który podjął się reżyserskiej opieki nad przygotowaniem monodramu do premiery.

Powieściowy Bombel to oryginalnie skrojony bohater w typie wiejskiego żula, który swoje życie utopił w alkoholu, ale nadal ma nadzwyczajną umiejętność snucia historii, w której prawda miesza się ze zmyśleniem, a bystre obserwacje z delirycznym bełkotem.  Ten wiejski gawędziarz, którego życie rozpadło się wraz z upadkiem jednego z PGR-ów na beskidzkim odludziu, jest na przemian pijany lub na kacu gigancie. Bywa żałosny, radosny, smutny, wściekły i rozżalony. Wzbudza odrazę, ale czasami śmieszy. Kiedy indziej wzrusza, a jego samotność budzi współczucie.

- To postać bardzo odległa ode mnie i dlatego tym bardziej ciekawa w sensie aktorskim. Pewną trudność sprawia mi zobrazowanie stanu głodu nikotynowo-alkoholowego bohatera, gdyż w życiu prywatnym nigdy nie paliłem i niewiele piję – tak o granym przez siebie bohaterze mówił Marek Biskup w trakcie przedpremierowych prób.

Zakończoną bitymi na stojąco brawami czwartkową premierę, w której na saksofonie towarzyszył mu na łemkowską nutę Borys Pecuszok, Marek Biskup podsumował krótko:  - Byliście państwo najtrudniejszą publicznością, jaka mogła być. Bo wśród was są moi uczniowie - byli i aktualni. Jest rodzina, moi przyjaciele i znajomi.  Jednak bez ciebie Pawle i twojej pomocy tego spektaklu by nie było – dodał zwracając się do Pawła Palcata. Na zakończenie usłyszeliśmy jeszcze jedno: - Patrzcie! Tak wygląda szczęśliwy człowiek.

Grzegorz Żurawiński