Ważny, oryginalny, na wskroś legnicki choć jednocześnie uniwersalny temat poruszył Jacek Głomb w swoim ostatnim przedstawieniu „Łemko”. Oklaski po premierze jeszcze nie ucichły, natychmiast podniosły się głosy, że historia opowiedziana na scenie ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. I co z tego? – odpowiedzi szuka Marlena Mokrzanowska w Tygodniku Konkrety.pl.

Spektakl opowiada o losach Oresta i jego rodziny, Łemków przesiedlonych do Legnicy w ramach akcji „Wisła”. Człowiek zbliża się do kresu życia i chce opowiedzieć dzieciom jak tam było, jakie były jego losy. Smutne, ale nikt nie chce słuchać łemkowskich historii. Opowieść jednak się toczy i to wartko. Na weselu Oresta, na Łemkowinie (Beskid Niski), bawili się Polacy i Ukraińcy. Taniec i muzyka, piękna muzyka Bartka Straburzyńskiego wzrusza i porywa.
Orest, choć wcale tego nie chce, znalazł się w centrum historii pogranicza końca lat 40. Pojawiają się pytania o jego pochodzenie. Ukraińcy, Polacy i Rosjanie w szaleńczym tańcu zachęcają go do deklaracji. „Kim jestem? Ni Polak, ni Ukrainiec. Stąd jestem.” - konstatuje Łemko.

Psy szczekają

W spektaklu zawarto różne prawdy i półprawdy o Łemkach. Syn głównego bohatera  wykrzykuje stereotypy na ich temat. „Wsiowe niedorajdy. Nie potraficie się nawet porządnie wku...ć! Łemki od święta! Ile narodów cholera wzięła?” - pyta młody człowiek, którego bardziej pociąga Europa i świat, niż ojcowskie tradycje. Zna hiszpański i angielski, ale po łemkowsku nie potrafi, ani nie chce.

Obok akcji „Wisła” jest nowy motyw łemkowski - walki o ojcowiznę. Jak trudna jest to walka, wiedzą Łemkowie, którzy ją podjęli. Urzędniczki - biurwy oraz wysoki urzędnik z przedstawienia świetnie to ilustrują. Spektakl to garść tradycji i obyczajów, garść historii, językowa mieszanka polskiego, niby-łemkowskiego, niby-ukraińskiego i niby-rosyjskiego, duża dawka wzruszeń, a przede wszystkim prawdziwy teatr i świetna gra aktorów. Spektakl wystawiany jest w byłym teatrze Variété na Zakaczawiu. Odgłosy szczekających zakaczawskich psów dopełniają łemkowską historię.

Trudny temat


Reżyser, dyrektor teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy Jacek Głomb i scenarzysta Robert Urbański doskonale wiedzieli  jak niezwykle trudny temat wzięli na warsztat: akcja „Wisła” z 1947 roku, kiedy to tysiące Łemków wysiedlono z Łemkowszczyzny na Ziemie Odzyskane. Do dziś tkwi przez to zadra. Przez akcję „Wisła” Łemkowie przez dziesiątki lat wstydzili się mówić w ojczystym języku...  O tym wie każdy, kto choć trochę interesuje się najnowszą historią.

Nie chcemy jątrzyć


Kłopot w tym, że zagadek i pytań w zawiłej polsko-łemkowsko-ukraińsko-niemieckiej historii nadal jest wiele. Zmagają się z nią nie tylko historycy, ale także prokuratorzy. Czy artyści w tej dyskusji też mogą zabrać głos? Mogą, ale po swojemu.
- Nie chcemy jątrzyć, ani rozdrapywać ran, ani tym bardziej nikogo rozliczać - zapowiadał jeszcze przed powstaniem scenariusza Jacek Głomb.

- Spektakl nie ma nic wspólnego z prawdziwą historią. Było zupełnie inaczej - powiedział po spektaklu Bohdan Pecuszok, Łemko z pochodzenia. Na potwierdzenie  dodaje, że jego rodzina pochodziła z okolic, z których pochodzi główny bohater przedstawienia. Wtóruje mu przewodniczący stowarzyszenia Ukraińców w Legnicy. Obaj jednocześnie zapewniają, że w artystycznej warstwie to dobre przedstawienie.
   
Scenariusz „Łemka” Robert Urbański napisał na podstawie autentycznych opowieści Łemków z Legnicy. Jak z paciorków ułożył z nich potem dzieje jednej rodziny. W żaden sposób nie może to być dokument. Ba! Nigdy nie miał być.

(Marlena Mokrzanowska, „Paciorki z gór”, Konkrety.pl, 26.09.2007)