Bóg wybacza, oni nigdy. To o służbach specjalnych w filmie, który za kilka dni wejdzie do naszych kin. W jednej z głównych ról lubiany i rozpoznawalny Janusz Chabior - aktor, który w Legnicy rozpoczął swoją aktorską karierę, po czym kolejne 15 lat spędził na deskach teatralnych Modrzejewskiej. O tym filmie będzie głośno.


Już jest głośno, mimo że premiera odbędzie się dopiero 2 października. Dzień później najnowszy film Patryka Vegi „Służby specjalne” wejdzie do kin. Widzowie dostaną mocne, sensacyjne kino, polityczny thriller i alternatywną wersję współczesnej historii znanej im z pierwszych stron gazet. Za kilka dni politycy i publicyści będą mieli paliwo do debat i sporów. Bo w tle tego kina z gatunku political fiction pojawią się postaci polskiej polityki: Lepper, Giertych, Macierewicz, Blida. A w rolach głównych oni – bezwzględni agenci służb specjalnych gotowi wykonać każdy rozkaz. Także mord na zlecenie. Bo „Bóg wybacza, oni nigdy” - jak możemy wyczytać w reklamowym podtytule filmu.

Bohaterami filmu jest troje funkcjonariuszy służb specjalnych, którzy z różnych powodów tracą pracę, grunt pod nogami i możliwość kontynuowania służby w dotychczasowych strukturach. Dzieli ich wiele – przeszłość, wiek, doświadczenie. Łączy szczególne poczucie misji i profesjonalizm. Likwidację Wojskowych Służb Informacyjnych uważają za błąd, który osłabia państwo pozbawiając je kontrwywiadowczych „oczu i uszu”. Niespodziewanie otrzymują jednak od byłego szefa WSI dar od losu i propozycję stworzenia nowej, supertajnej jednostki do szczególnie trudnych zadań specjalnych, o których wiedzy nie mają żadne inne struktury państwa.  „Powierzono mi misję zbudowania nowych służb. Służb, które rozmontują państwo i poskładają z nowym człowiekiem pod żyrandolem” -  usłyszą.

Dla całej trójki to jedyna szansa powrotu do służby, ale też poukładania sobie życia. Niepokorna i impulsywna podporucznik Aleksandra Lach ps. „Białko” (Olga Bołądź), jako oficer ABW, w jednej z szeroko nagłośnionej przez media akcji popełniła błąd i odsunięto ją do papierkowej roboty, której nienawidzi. Pozostaje jej samotność i kolejna porcja ćwiczeń poprawiających sylwetkę, siłę i kondycję. Weryfikacji WSI nie przechodzi doświadczony kapitan wywiadu mający za sobą misje w Iraku i Afganistanie Janusz Cerat (Wojciech Zieliński), który nie może pogodzić się ze zdemaskowaniem agenta i śmiercią przyjaciela. Chciałby mieć normalną rodzinę i dziecko, ale okazuje się, że jest bezpłodny.

Jest i ten trzeci. Najstarszy, najbardziej doświadczony i z przeszłością, która już dawno powinna odstawić go na boczny tor. To były pułkownik SB Marian Bońka (Janusz Chabior) szkolony przez KGB w Moskwie, w czasach PRL zajmujący się zwalczaniem Kościoła. Unika solidarnościowej weryfikacji esbeków, gdyż w odpowiedniej chwili przenosi się na wysokie stanowisko w wywiadzie WSI, które nie podlegały weryfikacji. Aż do teraz… Nowa oferta służby jest dla niego ostatnim darem losu, który i jego nie oszczędza. Lekarze wykrywają u niego raka trzustki.

Wszyscy troje przystępują do akcji zajmując się aferami, o których codziennie piszą gazety. Piszą jednak tylko tyle, co ci doświadczeni funkcjonariusze i ich zagadkowi przełożeni chcą, by pisali. Dziennikarze stają się bowiem nieświadomymi realizatorami ich scenariuszy. Pewnego dnia pojawiają się jednak wątpliwości, a nasi bohaterowi sami stają się zagrożonym celem. „To chuj wie, dla kogo w ogóle pracowaliśmy” – zreflektuje się podporucznik Ola „Białko”.

Oprócz już wymienionych w filmie grają także: Andrzej Grabowski, Agata Kulesza, Jan Frycz, Kamila Baar, Eryk Lubos.


Zabijam i jestem zabijany

O filmie „Służby specjalne” rozmawiam z Janusz Chabiorem (1963), aktorem teatrów w Legnicy (1991-2006) i Teatru Rozmaitości w Warszawie, aktualnie wolnym strzelcem  w nieustannej dyspozycji filmowców, dzięki którym wystąpił w kilkudziesięciu filmach fabularnych i popularnych serialach telewizyjnych.

- Jesteś bardzo podniecony, gdy mówisz o nowym filmie Patryka Vegi.

Janusz Chabior: - Wyczuwasz? To chyba zrozumiałe, bo jesteśmy tuż przed premierą. Ale to nie jedyny powód. Mam wrażenie, że to jedna z ważniejszych ról, jakie zagrałem w życiu. A do tego, to naprawdę mocne kino sensacyjne. Lepsze chyba nawet od kultowego już policyjnego „Pitbulla”. A przy tym to chyba pierwszy polski film o naszych służbach specjalnych.

- Pierwsze to były jednak „Psy” Pasikowskiego.

JCh: - To był bardzo dobry film, ale też inna bajka.  Poza tym, dzisiaj „Psy” to w pewnym sensie już film historyczny. Tymczasem Vega osadził swój film „tu i teraz”. Likwidacja elitarnych Wojskowych Służb Informacyjnych, tajemnicze zgony, Irak, Afganistan, dymisje, awanse, pieniądze... A w tym wszystkim kulisy życia i pracy oficerów tajnych służb.

- Zobaczymy coś, czego nie wiemy, albo tylko się domyślamy?

JCh: - Myślę, że tak. Przecież przeciętny Kowalski o specsłużbach nic nie wie, albo wie bardzo niewiele. Wszyscy mamy za to teorie i spekulujemy. Ten film nie jest jednak dokumentem. Nie rozwiązuje zagadek. Pokazuje za to mechanizmy działania służb specjalnych we współczesnej Polsce. Ludzi działających na styku świata polityki, mediów i biznesu. Nasza filmowa trójka tworzy grupę, która pracuje nad aferami z pierwszych stron gazet. Jednak każdy z nas pracuje z innych pobudek. Bołądź jest ambitna, Zieliński wierzy w honor i ojczyznę. Marian Bońka, którego gram, jest natomiast starym wyjadaczem. Wie, że już się nie przekwalifikuje. Całe życie spędził w służbach.  Jak mówi: „Z tego się nie wychodzi. Jest tylko jeden sposób. W trumnie”.  Wykonujemy rozkazy wierząc, że działamy w słusznej sprawie. Pewnego dnia odkrywamy jednak, że nie wiemy dla kogo tak naprawdę pracujemy.

- Jest w tym sporo idealizmu, a przecież w jednej ze scen szantażujesz księdza sprawami i papierami z przeszłości, które zachowałeś jako były esbek zwalczający Kościół.

JCh: - Bo w służbach liczy się rozkaz i skuteczne jego wykonanie. A metody? Harcerze takich nie stosują.  W filmie pada zresztą wyjaśnienie. Może nawet bardziej uzasadnienie i usprawiedliwienie, że „nieuczciwe ruchy mogą być stosowane tylko przez uczciwych ludzi”.

- Ale pada też dość cyniczne stwierdzenie, że „zasady są dla głupich ludzi”.

JCh: - Nie każdy może być oficerem służb specjalnych. Czasem trzeba zrobić coś, z czym trzeba będzie żyć do końca. Mówię tutaj o szóstym przykazaniu. Wątek z księdzem jest bardzo ciekawy. U mojego bohatera wykryto śmiertelny nowotwór. W trakcie spotkań z szantażowanym księdzem zaczyna poszukiwać swojej drogi duchowej. Paradoksalnie on sam, zabijając, sam jest zabijany. A bardzo chce dożyć wesela córki. Bóg ma mu w tym pomóc. Zresztą, ta część filmu, w której obserwujemy pozasłużbowe, prywatne życie i bardzo poważne problemy naszej trójki, wydaje mi się równie ciekawa i wartościowa jak wątki czysto sensacyjne.

- Filmu nie widziałem, znam zwiastuny, ale już wyczytałem opinię, że „Służby specjalne” to „Dwugodzinny spot wyborczy PiS-u. Zbiór wszystkich teorii spiskowych prawicy”. Etykieta już jest przyklejona.

JCh: -Tak? To mizerna ta etykieta, bo na pewno nie jest to film polityczny.

- W filmie to ty dokonujesz egzekucji Leppera. Wieszasz go i pozorujesz samobójstwo. Nie obawiasz się, że magia kina sprawi, że ludzie w to uwierzą? Tak jak wielu już uwierzyło, że w Smoleńsku doszło do zamachu na prezydencki samolot.
 
JCh: - Powtórzę raz jeszcze. Gram w sensacyjnym filmie fabularnym. Być może reżyser właśnie w ten sposób chciał podkreślić, że w świecie, w którym działają tajne służby, nic nie jest stuprocentowo pewne. W efekcie oficjalne wersje wydarzeń mogą się różnić od tych prawdziwych. Gdy przed laty Lepper mówił w sejmie o lądowaniu talibów w Polsce wszyscy z niego szydzili, a władze zdecydowanie zaprzeczały. Dziś wiemy, że takie samoloty naprawdę lądowały.

- Twórca filmu wyraźnie puszcza jednak oko do wszystkich. Obsadza w rolach znanych postaci świata polityki ich sobowtórów i nawiązuje do bardzo głośnych i prawdziwych wydarzeń sprzed lat, a jednocześnie zastrzega w napisach końcowych, że to fabularna fikcja. Zostawmy to jednak do popremierowych dyskusji. Film kręcono nie tylko w Polsce. Miałeś okazję do podróży?

JCh: - Byłem tylko na Łotwie. W Rydze. Magiczne miejsce. Tonym Halikiem filmu był Wojtek Zieliński. Zaliczył dodatkowo także Irak i Włochy, w tym piękne i sławne Portofino. Po koniec listopada planuję jednak krótki urlop, więc może sobie odbiję.

- Czego życzę i dziękuję za rozmowę.

Grzegorz Żurawiński