Teatr na naszej dzielnicy?- nie może uwierzyć Jan Gierhard. - Pięknie by było. Ale widzi pan co się tu dzieje. Dzieciaki nie wiedzą co ze sobą zrobić i różne głupoty przychodzą im do głowy. A ilu tu pijaków się kręci, chyba najwięcej w mieście – o teatralnych planach dla legnickiego Zakaczawia pisze Zygmunt Mułek w Panoramie Legnickiej.

Pan Jan przekroczył już siedemdziesiatkę. Z żoną Aleksandrą mieszkają w przedwojennej kamienicy przy ul. Kartuskiej. Z okna ich kuchni widać teatr. Odrapany, niebyt piękny budynek, w podwórzu. Okratowane okna.  Żelazne drzwi zamknięte na solidną kłódkę. Na ścianie przypięty plakat reklamujący Festiwal Teatralny "Miasto". Tutaj właśnie we wrześniu Jacek Głomb, dyrektor Teatru im. Modrzejewskiej wystawi sztukę "Łemko".

Sala na sprężynach

- Jak tu kiedyś pięknie było - wspomina z rozrzewnieniem pani Aleksandra. - Ten teatr, czy kabaret zwał się Gloria. - Z mężem na zabawy tu chodziliśmy.Do Legnicy przyjechali w 1960 r., z Sycyny, koło Zwolenia. Chwalą się, że tu urodził się też Jan Kochanowski. - Zakaczawie wtedy tętniło życiem - mówi pan Jan. - W Golrii były zabawy i boks. Wszyscy tutaj z okolicy przychodzili. Lubili tu się bawić mieszkający w pobliżu Cyganie.

- Sala w Glorii była wysoka, z balkonem - dopowiada pani Aleksandra. - Piec słabo ją ogrzewał. Pamiętam wróciliśmy z Sylwestra strasznie zmarznięci i od razu w ubraniu wskoczyliśmy pod pierzynę. Chodziliśmy do Glorii, bo była blisko domu. Co jakiś czas wpadałam, patrzyłam, czy dzieci śpią i z powrotem na zabawę.

- A jeszcze sobie przypomniałem, ze podłoga była na sprężynach - dorzuca pan Jan.

Gloria umarła gdzieś w latach sześćdziesiątych. Kiedy dokładnie mieszkańcy nie pamiętają. Zdzisław, syn państwa Gierhard, był wówczas małym chłopcem.


Daj złotówkę

- Pamiętam, jak Ukraińcy wynajęli Glorię na swoją Noworoczną zabawę - śmieje się na wspomnienie tej imprezy. - W ścianach były wywiercone dziury przez które przepychaliśmy druty i wywracaliśmy im ze stołów butelki z wódką. Nie wiedzieli co się dzieje. Myśleli, że to duchy. A potem zaraz ją zamknęli. Była taka firma Ardo, która przejęła ją na magazyny. Jeszcze później gdy zaczął się rodzić polski kapitalizm dawną Glorię przejęła firma Spiż. I też były tu magazyny. Ale ta firma splajtowała.

- Dzieciaki właziły tu przez okna, rozbijali co się dało, szabrowali - dodaje pan Zdzisław. - Dwa raz ktoś to podpalił. Ot i cała historia.

Pani Aleksandra wzdycha na wspomnienie tamtych dobrych czasów. - Ta nasza dzielnica już nie taka jak kiedyś - smutno kreci głową. - Patrz pan tutaj na tych co stoją na rogu ulicy. Tak od rana do wieczora. Takie zdrowe byki, ciągle piją i żyją z opieki społecznej. Nie chce im się pracować. Zaczepiają ludzi, daj papierosa, daj złotówkę.

Warta nad Renem

Ulice Kazimierza Wielkiego, Kartuska, Daszyńskiego, Dmowskiego mają swój klimat. Tutaj jakby czas się nie zatrzymał. Ładne przedwojenne kamienice, proszą się o remont. Te najgorsze slamsy robotnicy rozebrali, zresztą z korzyścią dla otoczenia. Ludzie stoją w bramach, piją piwo. Nawet tuż przed sklepem. To normalny nie wywołujący zgorszenia widok. Dzieci biegają po obskurnych podwórkach.- Nawet placu zabaw tu nie ma - złości się Sylwia, mam dwuletniego Kubusia. - Nie ma nawet z kim o tym rozmawiać - macha ręką i odchodzi.

- A pan myślisz, że przed wojną mieszkali tutaj bogacze - wspomina Norbert Blaschke rodowity legniczanin, rocznik 1930. - Ubikacje na podwórzach albo na klatkach schodowych. Moja ciotka mieszkała na Kartuskiej wiem jak tu było.

A Glorię pan pamięta? Taki kabaret Variete.

Po długim zastanowieniu. - Wtedy nazywał się "Warta nad Renem", bo wówczas Niemcy nie lubili się z Francuzami. Właścicielem był Włoch. Szanujący się przedwojenny legniczanin tam nie chodził, bo poziom artystyczny był bardzo niski. Byłem tam raz. Po wojnie z całą klasą na jakiejś akademii. Chodziłem do "Kolejarza", bo tam były dobre zabawy.


Ballada w Kolejarzu

Właśnie w tamtych czasach kino Kolejarz, było konkurencją dla Glorii. W soboty w sali balowej ludzie tańczyli do białego rana. Kino wypełniało się do pełna, gdy grane były amerykańskie przeboje, albo z okazji rocznicy Rewolucji Październikowej, bądź  Święta Kolejarza. Bili się tutaj bokserzy. I mieszkańcy wyrównywali swoje porachunki. Ale i ten symbol dzielnicy umarł. Nagle bez rozgłosu. Kolej zamknęła kino, zlikwidowała swoją bibliotekę i dom kultury. Kino na krótko odżyło w 2000 r. Jacek Głomb wystawił tutaj swój słynny spektakl "Balada o Zakaczawiu". Waliły tłumy, sypały się nagrody. Odżyła legenda Gienka Cygana, bohatera spektaklu. Żył i mieszkał na Zakaczawiu, rzut kamieniem od

kina. W młodości chuliganił. Siedział w wiezieniu. Ale zmądrzał. Godzinami siedział w siłowni i rzeźbił mięśnie. Zdobywał medale na zawodach kulturystycznych. Stał się swego rodzaju idolem dla młodych z dzielnicy. Zabił się jadąc samochodem.

Legenda umarła

Dyrektor swoim trochę fantastycznym, idealizującym spektaklem wywołał burzę. Zaczęto mówić, pisać, kręcić filmy, o tej zapomnianej dzielnicy. Padały obietnice, że będzie ratowana. Jacek Głomb, miał pomysł i chęci by w kinie powstało centrum kulturalne, które ożywiłoby Zakaczawie. Na chęciach się skończyło.- Miasto nie przejęło tego kina od kolei - mówi dyrektor. - Trzy lata temu musieliśmy stąd wyjść.

Potem ktoś podpalił salę balową przy kinie. Zgliszcza kolej rozebrała. Zamurowała wszystkie wejścia i dziury do kina. I tak umarła legenda.

Jacek Głomb wymyślił by do Legnicy przyjeżdżały niekonwencjonalne teatry na festiwal. Każdy z nich wystawi swoją sztukę, w jakieś "teatralnej ruinie".

- Zupełnie przypadkowo na Zakaczawiu odkryliśmy przedwojenny teatr Variete - wspomina Jacek Głomb. - Sala jest nawet lepsza niż w kinie "Kolejarz". Wierzymy, że po festiwalu nie zostanie zamknięta.


Młodzi aktorzy

Pomysł dyrektora jest prosty. W dawnej Glorii powstałoby Centrum Edukacji Dzieci i Młodzieży. - Na tej dzielnicy nic nie ma - przekonuje Jacek Głomb. - Chcemy stworzyć coś, co służyłoby mieszkańcom. My nie chcemy kolejnej sceny.W Centrum młodzież i dzieci mogłyby uczyć się chociażby aktorstwa. Teatr zapewni kadrę, pomoc w zdobyciu pieniędzy. Wróciły by potańcówki w sobotnie wieczory. Albo bale noworoczne, czy chrzciny lub komunie.

- My nie mamy pieniędzy na remont - mówi Jacek Głomb. - Sporo włożyliśmy, by przygotować tę sale do festiwalu. Zainteresowaliśmy pomysłem radnych i prezydenta. I zobaczymy co będzie dalej.

- To pomysł bardzo na czasie - chwali dyrektora ksiądz Jan Mateusz Gacek. Dlaczego? - Bo ta dzielnica zaczyna odżywać.

Dzielnica odżywa

Wydaje się to niewiarygodne, co mówi ksiądz. Bo codziennie do jego stołówki charytatywnej na darmowe obiady przychodzi po 300 czy 400 biednych ludzi. W czasach kiedy Glorii tańczyli państwo Gierchardowie, w księdza jadłodajni była knajpa "Cygańska". Symbol Zakaczawia. Największa mordownia w mieście. Codziennie ktoś się tu pobił. Kogoś okradziono, albo dostał kuflem po głowie. Wrzało tutaj jak w ulu. Klienci ustawiali się już od rana w kolejkach. Ale przyszedł kapitalizm i mordownie splajtowały. Umarła kolejna legenda Zakaczawia.

Ksiadz Gacek karmi biedaków od 12 lat.

- Zakaczawie umierało. Ale teraz widzę, że się odradza. W opuszczonym szpitalu zakaźnym robotnicy zbudowali mieszkania. Wyremontowano ulicę Czarnieckiego.- Widać, że dzielnica zmienia się na lepsze.


Piekarz potrafił

Mariusz Kudła piecze chleb na Zakaczawiu. Jest człowiekiem zamożnym i wrażliwym. Patrzył, że młodzież wałęsa się bez celu. Z kolegami przed trzema laty założyli klub piłkarski. Mało kto wierzył, że przetrwają. Nie mieli stadionu, grali u obcych. Znaleźli opuszczony zarośnięty trawą boisko. Zawodnicy i mieszkańcy oczyścili je. Rolnicy pomogli im zaorać ziemię i zasiać trawę. Teraz mieszkańcy Zakaczawia mogą oglądać swoich chłopaków jak strzelają gole u siebie. Jest to przykład, że jak się bardzo chce to można osiągnąć sukces.

- Centrum Kultury? - zastanawia się Mariusz Kudła. - Na Zakaczawiu nic nie ma. Dobrze, ze jest taki pomysł. Warto spróbować. Ale żeby to zrealizować trzeba mocno się napracować.

- Ci sprytniejsi wyjechali za granicę, zarabiają pieniądze i pewnie wrócą - mówi ksiądz Gacek. - Wyremontują mieszkania. Ludzie tutaj kupują lokale, bo w innych częściach miasta ich nie stać. To dobrze wróży.

Ks. Gacek ma nadzieję, że za parę lat jego stołówka nie będzie nikomu potrzebna.


(Zygmunt Mułek, “Gloria, Gloria, Zakaczawie”, Panorama Legnicka, 31.07.2007)