Po raz drugi Jacek Głomb zmierzy się z adaptacją powieści „Tysiąc spokojnych miast” Jerzego Pilcha. Tym razem w Legnicy. Premiera w niedzielę 3 listopada na Scenie Gadzickiego o godz. 19. Zarządzona przez prezydenta RP na dzień pogrzebu byłego premiera Tadeusza Mazowieckiego żałoba narodowa sprowokowała pytania, czy legnicka premiera dojdzie do skutku w zaplanowanym terminie. Wiadomo już, że niedzielny spektakl nie zostanie przełożony i odbędzie się zgodnie z planem.

 

– Jesteśmy miejscem, gdzie uprawia się sztukę, a nie rozrywkę. Nasz spektakl ma bardzo szlachetne przesłanie, które nie naruszy niczyich uczuć, ani powagi dnia, w którym premierowo go pokażemy – wyjaśnia jego reżyser i dyrektor teatru Jacek Głomb.

„Zabijanie Gomułki” zrealizowane prapremierowo w Teatrze Lubuskim w  Zielonej Górze w 2007 roku było wielkim sukcesem nie tylko miejscowych wykonawców, ale także pomysłodawców i realizatorów spektaklu z legnickiej drużyny teatralnej (Robert Urbański – scenariusz i adaptacja, Jacek Głomb – reżyseria, Małgorzata Bulanda – scenografia, Bartek Straburzyński – muzyka).  Były entuzjastyczne recenzje i prestiżowe festiwalowe nagrody. Szybko pojawił się zamiar przeniesienia sztuki do Legnicy. Po kilku latach przymiarek w końcu się udało.

- Zasadniczych zmian w konstrukcji nie będzie. Nieco inaczej poprowadziłem jednak aktorów i to nie tylko dlatego, że lepiej znam własny zespół. Od pierwszej realizacji „Zabijania Gomułki” i mojego pierwszego podejścia do prozy Jerzego Pilcha minęło ponad sześć lat. Wtedy uczyłem się dopiero Pilcha, teraz - o tym mało nam znanym luterskim świecie, który opisuje - wiem już dużo więcej. Myślę, że po ubiegłorocznej realizacji „Marsz Polonia” w Łodzi i wcześniejszych legnickich przymiarkach do „Innych rozkoszy”, których realizację w 2008 roku przerwałem z braku funduszy, jestem w stanie opisać tę społeczność bardziej dojrzale – objaśnia powody ponowienia przygody z tym samym tytułem Jacek Głomb, który nie ukrywa także, że przymierza się do przyszłorocznej realizacji „Innych rozkoszy”. Jednak już nie na scenie, ale jako drugiego po „Operacji Dunaj” swojego filmu fabularnego.

- Mamy filmy katolickie, prawosławne i żydowskie. Nie ma polskich filmów protestanckich, luterskich. „Lutry” jako bohaterowie polskich filmów nie istnieją, czasem może jakiś pastor się przemknie, ale jak już, to i tak Niemiec. Jerzy jakiś czas temu zapisał w „Dzienniku”, że „czas wreszcie na komedię luterską”. Jak Boga kocham nie wiedział wtedy o naszym zamiarze, a i my nie wiedzieliśmy o Jego oczekiwaniach. Taki niespodziewany zbieg okoliczności… - mówił już przed rokiem w radiowej „Trójce” Głomb w audycji poświęconej 60. rocznicy urodzin pisarza.

Na razie przed reżyserem drugie podejście do „Zabijania Gomułki”. Odmiennie niż ma to miejsce w powieści Pilcha, gdzie główną postacią jest narrator, wchodzący w dorosłość nastoletni Jerzyk, w adaptacji scenicznej realizatorzy przenieśli ciężar opowiadania na postać Pana Trąby (w tej roli gościnnie i ponownie Zbigniew Waleryś, który za tę rolę otrzymał nagrodę aktorską na Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy w 2007 roku), wiecznie pijanego autora szaleńczego planu zamachu na przywódcę PZPR. To wokół tej postaci, w groteskowo-balladowym i nieco sentymentalnym wydaniu toczy się cała akcja tego fantastycznie absurdalnego dramatu.

Rzecz rozgrywa się latem 1963 roku. Bohaterowie sztuki planują wyprawę do Warszawy i zgładzenie Gomułki, bowiem niejaki Józef Trąba postanowił przed śmiercią zrobić coś pożytecznego dla ludzkości  i zabić "jednego z wielkich tyranów". Narzędziem planowanej zbrodni ma być chińska kusza, gdyż spiskowcy nie mają wprawy w posługiwaniu się bronią palną, a poza tym, ani sztylet, ani duszenie nie wchodzą w grę. – Wstręt fizyczny jaki do niego odczuwam, niechybnie sparaliżowałby mnie - objaśni Trąba.

O zrodzonym podczas wódczanych nasiadówek oraz szachowych partyjek "sekretnym" pomyśle Pana Trąby i miejscowego Naczelnika, ojca oczekującego konfirmacji Jerzyka, błyskawicznie dowiaduje się cała lokalna wspólnota ewangelicka (rzecz dzieje się na ziemi cieszyńskiej), która poddaje ów pomysł publicznej debacie. Przy okazji nastoletni Jerzyk zakochuje się w dojrzałej, zamężnej i atrakcyjnej wczasowiczce z Warszawy, która staje się dla niego „anielicą pierwszej miłości”.

Przed reżyserem niełatwa próba zmierzenia się z własną realizacją i sukcesem sprzed lat. Kluczowe atuty ma jednak w ręku. To własny zespół aktorski, odkupiona wiele miesięcy temu od zielonogórskiego teatru klimatyczna scenografia, ale przede wszystkim ów „luterski Zagłoba, kuzyn gogolowskiego Chlestakowa, Odyseusz ziołowej nalewki”, a przy tym „werbalny automat, Papkin zasilany napięciem 40 proc.”, jak pisali o brawurowej roli Zbigniewa Walerysia recenzenci pierwszej inscenizacji sztuki.

Ciekawostką, ale też pewną niewiadomą legnickiej inscenizacji będzie żywe zwierzę na scenie – owczarek środkowoazjatycki o wdzięcznym imieniu „Śnieżka”. Pies na tyle dobrze ułożony, że z powodzeniem przeszedł test próby generalnej przedstawienia.

Premierowe „Zabijanie Gomułki” w legnickim Teatrze Modrzejewskiej w niedzielę 3 listopada o godz. 19.00 na dużej Scenie Gadzickiego. Bilet premierowy 40 zł. Kolejny wieczorny spektakl  w piątek 8 listopada. Bilet 25 zł (ulgowy 15 zł).

Grzegorz Żurawiński