Drukuj

Joanna Kos-Krauze i Krzysztof Krauze kręcą film o Papuszy, romskiej poetce, która pozwoliła Jerzemu Ficowskiemu przetłumaczyć na polski swoje wiersze. O roli męża Papuszy opowiada znany legnickiej publiczności teatralnej Zbigniew Waleryś, do niedawna aktor Teatru Polskiego w Poznaniu.  Pisze Stefan Drajewski.

Dyrektor castingu zobaczyła moje zdjęcie z przedstawienia "Łemko" (spektakl powstał w 2007 roku w Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy - dop. S.D.). Zostałem zaproszony do Wrocławia na casting, który w niczym nie przypominał innych castingów. Krauzowie przysłali dziesięć pytań, na które musiałem odpowiedzieć przed kamerą. Niektóre były bardzo osobiste.

Wkrótce dostałem zaproszenie do Warszawy, gdzie spotkałem się z Katarzyną Priwieziencew, która miała grać Papuszę. Krauze poprosił, abyśmy porozmawiali ze sobą, zaimprowizowali jakieś ognisko w studio… i poszło bardzo naturalnie. Reżyser zarządził przerwę. A po przerwie stwierdził, że wystarczy. Byłem tego dnia bardzo zmęczony i powiedziałem dziękuję, spadam na pociąg. I wtedy usłyszałem: "Dokąd? Gra pan Dionizego".

Trzech nauczycieli

- Krauzowie nie przywiązują się do swojego scenariusza. Zaczęliśmy od trzeciej wersji w lipcu ubiegłego roku. Często na planie dokręcają dodatkowe sekwencje, idąc za jakimś gestem, a nawet spojrzeniem aktora… Tak było ze sceną, kiedy zimą, podczas choroby filmowego syna, zaczynam rąbać wóz cygański. A że z siekierą jestem za pan brat, to pierwsze ujęcie było bardzo proste. Ale chyba wyszło za łatwo, bo Joanna zachęciła mnie, abym pokazał podczas tej męskiej czynności nie tylko siłę, ale przede wszystkim emocje… Kiedy w takim wręcz zapamiętaniu zacząłem walić tą siekierą, zrobiło mi się gorąco. Chciałem zdjąć kufajkę i zapętliłem się, upadłem… W emocjach rodzi się wspaniały świat. Krauzowie są konsekwentni, jeśli idzie o emocje. Mamy już nakręconą taką scenę, kiedy tuż przed śmiercią Dionizy wstaje z łóżka, w kalesonach, chce zapalić papierosa, a one leżą na stole. Mam krótki dialog, a potem monolog. Świadomy tego, że Papusza jest w kuchni, mówiłem głośno, żeby usłyszała. Joasia przerwała, bo to było zbyt teatralne.

- Masz mikrofony, mów szeptem… Skoncentruj się na wnętrzu: zarzucasz jej pieprzone wiersze, które sprawiły waszą samotność.

Nie było łatwo i dlatego dostałem nauczycielkę, która osłupiała, kiedy usłyszała, że ma mnie oduczyć dykcji scenicznej. Nie jest to jedyny mój trener. Od października ubiegłego roku regularnie raz w tygodniu odwiedzam Hanię Petruk, poznańską harfistkę, która udziela mi lekcji gry na harfie. Dionizy był świetnym harfistą. Przed II wojną światową doskonale prosperował. Miała własny zespół, który koncertował w całej Europie, był bogaty, dlatego mógł przekupić ojczyma Papuszy, i wykradł ją. Ona go nie chciała, ponieważ był od niej starszy o 20 lat. Mówiła do niego "wujku, jesteście bardzo wiekowi". Aby być wiarygodny, musiałem poznać tajniki gry na harfie. Stolarz teatralny zrobił mi nawet replikę instrumentu Hani, abym mógł ćwiczyć w domu. Jedna lekcja w tygodniu to za mało.

- Zbyszek świetnie słyszy muzykę, jest muzykalny i bardzo szybko łapie - wtrąca Hanna Petruk. - Ładnie gra gamy i pasaże, świetnie operuje pedałami… Wytrenował już postawę harfisty, pięknie układa palce…

- Nie muszę umieć grać, ale muszę na tyle opanować ruchy harfisty, by widz mógł uwierzyć, że gram - mówi aktor. - Ale mam jeszcze trzeciego nauczyciela, który uczy mnie mówić po romsku. Widzowie będą musieli czytać napisy po polsku.

Jesteś moim mężem

Krauzowie zachowują historyczne fakty związane z Papuszą, ale w narracji dużo jest poezji. Główną postacią jest oczywiście Papusza, drugą ważną osobą - Jerzy Ficowski, który odkrył ją jako poetkę, tłumaczył na język polski jej wiersze. Papuszę gra Jowita Budnik znana z "Placu Zbawiciela", głośnego filmu Krauzów.  Zastąpiła Katarzynę Priwieziencew, z którą spotkałem się na zdjęciach próbnych.

Jerzego Ficowskiego gra Antoni Pawlicki. Notabene jest bardzo podobny do prawdziwego literata. Jako Dionizy jestem zazdrosny, bo nagle pojawił się człowiek z zewnątrz, widzę, że między nimi zaczyna iskrzyć, ale nie wiem, nie rozumiem, że to iskrzenie rozgrywa się tylko na płaszczyźnie artystycznej.

Cyganki, które występują w filmie, opowiadały, że "ona lubiła mężczyzn". Dramat Wajsów, bo takie nosili nazwisko Papusza i Dionizy, polegał również na tym, że nie mogli mieć dzieci. "Tarzana", którego wychowywali jako syna, Papusza znalazła w opuszczonej wiosce, kiedy w czasie II wojny światowej poszła tam w poszukiwaniu jedzenia. Wróciwszy do taboru, pokazała dziecko Dionizemu, a ten powiedział jej: "Chyba na zatracenie je wzięłaś". A ona na to - "Przyniosłam ci syna".

Tę scenę już nakręciliśmy. Mamy za sobą jedną trzecią zdjęć. Ja już nawet umarłem w filmie. To były zdjęcia zimowe, które kręciliśmy pod koniec lutego pod Kielcami. Miałem 83 lata, długą brodę, którą hodowałem miesiącami i dodatkowo była jeszcze wydłużana. Byłem zarośnięty jak troglodyta i zdarzało mi się, że na dworcach podchodzili do mnie bezdomni i pytali: "Ty, gdzie nocujesz?" Jowita też nie miała lekko. Specjalista, sprowadzony aż z Kanady, musiał ją każdego dnia postarzyć. Jej charakteryzacja trwała pięć godzin. Za kilka dni zaczynamy drugą turę zdjęć i na szczęście będziemy coraz młodsi.

Teraz czeka nas sporo zdjęć z taborami. Krauzowie oprócz nielicznej grupki aktorów zatrudnili Romów spod Olsztyna. Zdążyliśmy się już z nimi zaprzyjaźnić. Jeździliśmy do nich, mieszkaliśmy w ich domach. Kiedyś poszliśmy do pubu i ja z racji wieku siedziałem ze starszymi Romami przy stole. Jowita w pewnym momencie przyszła i zapytała, co ma mi przynieść do picia. Oburzyłem się, ale ona szepnęła mi na ucho: "Jestem twoją żoną i muszę cię obsługiwać, jak inne kobiety". Oni są cudowni. Kiedy się otworzą, można w nich zobaczyć prawdę.

Ten film to szalenie twórcza praca. Krauzowie doszli do wniosku, że najważniejsze są relacje Papusza - Ficowski, Ficowski - Dionizy, Papusza - Dionizy. Do końca lata mam zajęcia. Potem jesienią postsynchrony. Premiera przewidziana jest na początek 2013. A ja? Prawdopodobnie zostanę już w Warszawie. Może jakiś teatr…

CV

Zbigniew Waleryś jest przede wszystkim aktorem teatralnym, ale występował też w filmach. Grał we wszystkich teatrach dramatycznych Dolnego Śląska z wyjątkiem Wałbrzycha. Występował również w Kaliszu, Olsztynie, a od 2008 roku w Poznaniu. W tutejszym Teatrze Polskim stworzył kilka znaczących ról, by wymienić Józefa w dramacie Turriniego "Józef i Maria", Matogę w "Pomórniku" według Tokarczyk, Fransua Żako w "Walizce" Sikorskiej-Miszczuk, Ignjatovicia w "Szarańczy" Srbljanović…

Publiczność telewizyjna z pewnością kojarzy go jako patomorfologa Manfreda Piątkowskiego z serialu "Na dobre i na złe", Kupczyka z "Plebanii" czy Szejnfelda z "Czasu honoru". Na dużym ekranie dał się poznać jako Paweł z Tarsu w "Quo Vadis" Jerzego Kawalerowicza i Honza, trębacz orkiestry w "Operacji Dunaj" Jacka Głąba. Tę ostatnią rolę wspomina szczególnie ze względu na spotkanie z Jiřím Menzlem: - Grał postać dróżnika. Wystąpiłem z nim w kilku scenach… Cudowny, wyważony, spokojny człowiek, a przecież utytułowany Oscarem - opowiada aktor. - W "Operacji Dunaj" musiałem się nauczyć grać na trąbce, by w roli trębacza wypaść wiarygodnie. W filmie często grał Żydów, między innymi w "Pianiście", "Sprawiedliwych".

(Stefan Drajewski, „Zbigniew Waleryś zagra męża romskiej poetki Papuszy”, Głos Wielkopolski, 11.05.2012)