"Iwanow" w reżyserii Linasa Marjusa Zaikauskasa to bardzo tradycyjna, wręcz konserwatywna adaptacja dramatu Czechowa, znakomicie zagrana przez legnickich aktorów. Trzyma napięcie, momentami wzrusza, kiedy indziej bawi, ale w fotel nie wciska. Premierowy spektakl na Scenie Gadzickiego Teatru Modrzejewskiej recenzuje Magda Piekarska.



Oglądając legnickiego "Iwanowa", miałam w pamięci mariaż tego dramatu z "Płatonowem", jaki na wrocławski Dialog przywiózł Ivo van Hove. I choć pomysł tamtej układanki nie do końca wypalił, to sposób odczytania obu tekstów Czechowa robił wrażenie - holenderski reżyser przeniósł opowieść o niespełnieniu z XIX-wiecznej Rosji w czasy współczesne, a śledząc ich losy, widz uczestniczył jednocześnie w hucznej balandze urządzonej przez "nowych ruskich" na dachu nowoczesnego drapacza chmur. Ten inscenizacyjny zabieg podkreślił i wydobył współczesne brzmienie Czechowowskiego języka, a także aktualność problemów, jakie pojawiają się w obu dramatach.

Wyrobiony widz będzie zawiedziony

W legnickiej wersji tekst "Iwanowa" brzmi także dość współcześnie, co jest jednak przede wszystkim zasługą gry aktorskiej, samego dramatu, no i zewnętrznego kontekstu, w jakim spektakl się pojawia. Oglądamy rzetelnie przygotowaną, bardzo dobrze zagraną adaptację, ale twórcy spektaklu nawet o krok nie wychodzą poza to, co siedzi w tekście. Pytanie, czy można z tego czynić zarzut. Sądzę, że tak - spektakl Zaikauskasa będzie odkryciem dla tych, którzy z dramaturgią twórcy "Wiśniowego sadu" nie mieli dotąd wiele do czynienia, dla których to będzie pierwszy "Iwanow". Bardziej wyrobiony widz, który tę wersję będzie zderzał z poprzednimi adaptacjami, może się czuć zawiedziony.

To spektakl kilku straconych szans. Opowieść o sytym społeczeństwie, o klasie średniej, ogarniętej nudą, o elicie obarczonej zaściankowymi wadami i inteligencie cierpiącym na depresję, wewnętrznie wypalonym, o chęci przeżycia czegoś "naprawdę" - to wszystko dziś nabiera nowych znaczeń. Dotyczy to także pobocznych wątków, tej galerii postaci życiowych nieudaczników, które uzupełniają pejzaż naszkicowany w "Iwanowie". Kontekstów, które pozwalałyby znaleźć w "Iwanowie" wątki wiążące go z rzeczywistością jest aż nazbyt wiele. Wystarczy po nie sięgnąć.

Rzetelna reżyserska robota


Tymczasem na scenie oglądamy opowieść osadzoną w kostiumie i dekoracjach, które są pomieszaniem współczesnych elementów (sofa z Ikei) ze stylizacją odwołującą się do dość zużytych skojarzeń z rosyjską prowincją. Iwanow (Robert Gulaczyk) nosi więc współczesny kostium w pastelowym, beżowo-białym kolorze, w jaki ubierano przez dziesiątki lat bohaterów Czechowa w scenicznych adaptacjach. Taki pomysł pokazuje, że postaci dramatu, choć współczesne, tkwią mocno korzeniami w przeszłości. I miałby sens, gdyby był stosowany konsekwentnie. A nie jest - na scenie spotkamy zarówno noszącą sukienkę w stylu lat 60. Saszę (Ewa Galusińska), jak cały szereg postaci w strojach z epoki, co sprawia, że całość stoi w rozkroku - między tradycją a nieśmiałymi wycieczkami we współczesność.

Jednocześnie "Iwanow" jest przykładem niezwykle rzetelnej reżyserskiej roboty. Sprawne rozłożenie akcentów, między tonacją serio a satyrą, tragizmem i komizmem, a także znakomite prowadzenie aktorów sprawia, że spektakl ogląda się z niegasnącym zainteresowaniem. Jest napięcie w scenach rozgrywających się między Iwanowem a Anną (Gabriela Fabian), poślubioną przez niego Żydówką cierpiącą na suchoty, którą i pochodzenie, i choroba zepchnęły na margines życia społecznego. Zupełnie inna temperatura towarzyszy spotkaniom bohatera z Saszą, owładniętą ideą "ratowania" Iwanowa panienką z dobrego domu, która nie zdaje sobie sprawy, że pokochała nie mężczyznę, ale misję, jaką sobie wymyśliła.

Zabrakło impulsu

Poza tym trójkątem, w tle, rozgrywają się inne tragedie, w tej inscenizacji ukazane w większości w krzywym zwierciadle - rozerotyzowanej bogatej Babakiny (Joanna Gonschorek), której próba usidlenia wuja Iwanowa (Paweł Wolak) zakończy się bolesną porażką; samego wuja, który swoje prawdziwe uczucia skrywa za maską docinającego wszystkim złośliwca; Lebiediewa (Bogdan Grzeszczak), który męcząc się w związku z władczą Zinaidą (Katarzyna Dworak), ucieka w pijaństwo; doktora Lwowa (Paweł Palcat), u którego granica między chęcią ratowania swojej pacjentki Anny a uczuciem do niej niebezpiecznie się zatarła; czy zarządcy majątku Borkina (Rafał Cieluch), goniącego za bogactwem, które dałoby mu szansę na społeczny awans.

"Iwanow" ma w sobie wciąż niewykorzystany potencjał, zdolny wstrząsnąć widownią, która zobaczyłaby na scenie ludzi podobnych do siebie, sytych i znudzonych światem. Tutaj takiego impulsu zabrakło.

„Iwanow” Antoniego Czechowa, reżyseria Linas Marjus Zaikauskas, scenografia Margarita Misjukowa, muzyka Łukasz Matuszyk, premiera 18 marca 2012

(Magda Piekarska, „O sytych i znudzonych", Gazeta Wyborcza Wrocław, 7-9.04.2012)