Drukuj

– Chcielibyśmy wystosować apel do wszystkich artystów, występujących w mediach, udzielających wywiadów radiowych, prasowych czy telewizyjnych. Przerywajcie nieprzygotowanym dziennikarzom! – mówią portalowi Tomasza Lisa Monika Strzępka i Paweł Demirski. Pisze Hanna Rydlewska.

W czwartek (Strzępka i Demirski – przyp. @KT) z hukiem opuścili studio radiowe, w trakcie programu „Popołudnie Radia TOK FM”. A do prowadzącego Grzegorza Chlasty krzyczeli na odchodnym: „Kto was wyhodował?!”. Niektóre media piszą dziś o pustej awanturze. My zastanawiamy się, co kryje się pod spodem przekleństw, które poszły w eter.

– Monika Strzępka jest jak dynamit. Łatwo się nakręca, bardzo emocjonalnie reaguje. To osobowość performatywna. Paweł Demirski ją tonuje, stara się szukać kompromisu. Oboje są wizjonerami, mają poczucie zawodowej misji – mówi Katarzyna Szustow z Teatru Dramatycznego w Warszawie. Ze Strzępką i Demirskim, jednym z najbardziej rozchwytywanych obecnie duetów teatralnych w Polsce, miała okazję współdziałać. Zapytana o to, czy reżyserka i dramaturg nie pracują przypadkiem celowo na swój buntowniczy wizerunek, odpowiedziała bez zastanowienia: – Oni naprawdę tacy są.

Monika Strzępka i Paweł Demirski wsławili się między innymi żarliwym przemówieniem na temat katastrofalnej sytuacji polskiej kultury, wygłoszonym podczas gali wręczenia Paszportów Polityki. Teatralny paszport, w tym roku, powędrował właśnie do nich. Jeśli można mówić o gwiazdach w polskim teatrze (a w końcu: czemu nie?), Strzępka i Demirski są gwiazdami. Także gwiazdami trwających właśnie Warszawskich Spotkań Teatralnych. Czwartkowy „występ” na falach TOK FM jeszcze podgrzał atmosferę wokół nich. Dobrze to, czy źle?

Kiedy usłyszałam o awanturze w radiu, pomyślałam, że reżyserka i dramaturg sami sobie szkodzą. Bo powinni „mieszać” w kulturze za pomocą swojej sztuki, a nie medialnych ekscesów. Bo zaraz przypnie się im łatkę chamów i frustratów, którzy nie potrafią w kulturalny sposób wyrażać własnych poglądów. Bo staną się teatralną bojówką, przedsiębiorstwem, napędzanym paliwem skandali.

Dobrze, że nie ograniczyłam się do lektury fragmentów stenogramów rozmowy pomiędzy artystami a dziennikarzem TOK FM, udostępnionych na stronie radia. I przesłuchałam nagranie audycji. Okazało się, że Demirski i Strzępka, być może w niezbyt uładzony sposób, bronili słusznej sprawy. Główna, głoszona przez nich teza brzmiała mniej więcej tak: Kultura jest droga, teatr w szczególności. Teatr artystyczny nigdy nie będzie konkurencyjny pod względem komercyjnym wobec takich produkcji jak farsy, typu „Szalone Nożyczki”, m.in. z repertuaru warszawskiego Teatru Kwadrat. Farsy są potrzebne, ambitna sztuka również. W teatr artystyczny trzeba inwestować, a dostęp do niego zapewnić również mniej zamożnym ludziom. Wykluczenie z dostępu do kultury to istotne wykluczenie społeczne.

Oczywiście, nie obyło się bez mocniejszych elementów. Teatralne duo sugerowało, że dziennikarze są ludźmi zazwyczaj odklejonymi od rzeczywistości, poruszającymi się w zaklętym kręgu biurowców i zamkniętych osiedli. Mimo protestów prowadzącego, Grzegorza Chlasty, który wyznał, że mieszka w bloku. Demirski: „Redaktor atakuje z neoliberalnych zgniłych pozycji”. Strzępka do Chlasty: „Powiedz wreszcie, co ty myślisz?”.

Impertynenckie, to fakt. Jednak trudno zaprzeczyć, że dziennikarze często operują stereotypami, wiedzą gazetową, wypowiadają się na temat zjawisk, o których nie mają pojęcia. Redaktor Chlasta ostatecznie rozsierdził Strzępkę i Demirskiego pytaniem o to, czy protest środowiska teatralnego, który nagłaśniamy także w naTemat, dotyczy innych grup społecznych. Krótko: Czy ludzie teatru walczą na przykład w obronie kucharek? „Spierdalamy stąd. Tak się wkurwiłam, że wychodzę. Paweł, chodźmy stąd!” – powiedziała Strzępka do Demirskiego. Powzdychali, rzucili jeszcze mięsem i poszli.

Dzisiaj, z dystansu, Strzępka tłumaczy mi swoją wczorajszą reakcję: – Mam dosyć konwencji rozmowy uprawianej w polskich mediach. Nie można po prostu spotkać się i porozmawiać, bo dziennikarze zawsze występują w imieniu jakiegoś mitycznego odbiorcy, którego rzekomych interesów należy bronić. Odbiorca, do którego odwołują się media jest jakimś dziwnym konstruktem wytworzonym na podstawie słupków oglądalności.

Grzegorz Chlasta zadaje mi pytanie, ale mając z tyłu głowy wyobrażenie o grupie swoich słuchaczy, których najwyraźniej nie docenia, skoro pytanie jest bez sensu – kontynuuje Strzępka. – Nie rozumiem tej chorej strategii. Media zakładają fatalny gust i brak wszelkich kulturalnych kompetencji Polaków, żeby potem w ich imieniu osądzać, czy coś jest potrzebne czy nie. To jest hipokryzja i protekcjonalizm. I lenistwo. Media mogą i powinny czuć za ten poziom kulturalny społeczeństwa odpowiedzialność. Zamiast przedstawiać odbiorców jako bandę debili, nad którą można tylko załamywać swoje inteligenckie ręce, dziennikarze powinni zrozumieć, że ich zawód to rodzaj społecznej służby. Stopień świadomości kulturalnej i społecznej jest owocem ich pracy i jeśli ten owoc jest niedojrzały albo zepsuty to znaczy, że źle się nim zajmowali.

Pytam Pawła Demirskiego, czy aby przypadkiem media nie odpowiadają jednak na potrzeby Polaków. W końcu stacje radiowe lub telewizyjne dysponują badaniami społecznymi, bazują na statystykach. Nie grają w ciemno. – Społeczeństwo jest w dużej mierze kształtowane przez kulturę – odpowiada Demirski. – Na rodzaj potrzeb można wpływać, wyrabiać w ludziach ciekawość i pewne pozytywne nawyki. Tymczasem panuje takie przekonanie, że ludzie są głupi, więc jedyne co można zrobić, to tej wyimaginowanej głupocie schlebiać. Dosyć tego! To jest bardzo niedobre i niebezpieczne. Chcielibyśmy też zaapelować: nie musimy prowadzić rozmów w mediach według narzuconych modeli. Możemy mieć wpływ na to, jak rozmawiamy.

Strzępka i Demirski na marginesie rozmowy podkreślają, że artykuł na portalu TOK FM „jest napisany nierzetelnie”: – Nie skarżymy się na to, wiemy jak to bywa. Poza tym po rozmowie z redaktorem Chlastą wypaliliśmy w trójkę po dwa papierosy i wypiliśmy kawę, rozmawiając o tym jak pod wpływem korporacyjnych wymagań dziennikarze zamieniają się w „klikaczy”.

Czy media będą zmieniać się pod wpływem artystów? Szczerze? Wątpię – choć trzymam za to kciuki. Media będą raczej eksponować takich ludzi, jak Demirski i Strzępka, definiując ich jako ekscentryków-outsiderów. Napędzać sobie nimi oglądalność, nie odnosząc się bezpośrednio do tworzonej przez nich sztuki. – Chcemy rozmawiać z mediami, ale na swoich warunkach – podkreśla Paweł Demirski. Ja to kupuję. A wy?

(Hanna Rydlewska, „Strzępka i Demirski: Kulturalna awantura”, www.natemat.pl, 31.03.2012)