Konflikt na linii rządzący-artyści trwa, a jego końca nie widać. Coraz więcej osób staje się sygnatariuszami listu ,,Teatr nie jest produktem/ Widz nie jest klientem”. Cieszy taka reakcja środowiska, martwi mnie jednak forma manifestu. Korespondencja Szymona Spichalskiego z 32. Warszawskich Spotkań Teatralnych.

Odczytywany uparcie na każdym spektaklu WST, jest tak naprawdę niejasny. Przede wszystkim bowiem nie definiuje, czym jest ,,teatr artystyczny”. Które ze scen na takie miano zasługują? Co będzie artyzmu miernikiem? Symptomatyczne jest to, co mamy w stolicy. Dlaczego mamy określać Dramatyczny ,,lepszym” od np. Ateneum? Czemu ma dostawać więcej pieniędzy? Ateneum też ma bogate tradycje. Nikt tego nie wyjaśnia ani nie zauważa.

Celne spostrzeżenia na temat działań władz przeplatają się z brakiem vademecum na istniejące problemy. Nie ma choćby wstępnego projektu naprawy błędnego systemu. Faktem jest natomiast, że liczba widzów w teatrach spada. I nie musi to konieczne być wina wysokich cen biletów. Społeczeństwo nie musi brać udziału w wydarzeniach artystycznych, które do niego nie trafiają. Artysta nie jest z założenia rezonerem, o czym chyba wielu zapomina. To klasyczny konflikt między tym, co ,,wyższe”, a co ,,niższe”. Polski teatr i tak uległ mediatyzacji i interakcji z popkulturą. Wydaje mi się, że to właśnie największy problem – jaki jest współczesny teatr? Obcinania dotacji nie byłoby, gdyby sale były pełne.

Jak bowiem jest choćby z takim stołecznym Dramatycznym? Wystarczy pochodzić na wybrane spektakle, by zorientować się, że ludzie nie chcą być bombardowani ,,artyzmem” na siłę. Widownie świecą pustkami. No może poza przedstawieniami Lupy. Tymczasem ,,Córeczki”, tak jak i ,,Klub polski” są przeładowane tekstami, które już jako pojedyncze dzieła wymagają własnej interpretacji. Nałkowska nie musi koniecznie współgrać z Micińskim, czy Słowacki z Towiańskim. Problem ze sceną na placu Defilad polega na tym, że jest ona bardzo hermetyczna (i nie jest to jakieś banalne wyrażenie). Jak na teatr o tak długich tradycjach, jest – paradoksalnie – zamknięta na zwykłych widzów.

Jak ktoś z ulicy ma się zorientować w bieżących naukowych debatach czy intelektualnie dopieszczonych spektaklach, gdy nie słyszał o Butler, ledwo liznął Klein, nie ma pojęcia o poststrukturalizmie? ,,Teatr go doedukuje”? W całym szumie dookoła listu zapomina się o przeciętnych widzach. Manifest głosi, że chce bronić swojego odbiorcę, ale szkoda, że do pisma nie włączono głosu i opinii zwykłych ludzi. Mam wielu znajomych, którzy nie chodzą na spektakle, bo ich po prostu nie rozumieją. Niestety nie mają czasu na czytanie Agambena i oglądanie najnowszego filmu Urszuli Antoniak. O funduszach nie wspominam. Kryzys jest faktem, a teatr nas od niego nie zbawi. Na pewno będzie tak, jak długo przedstawienia będą tonąć w naukowych abstraktach, a teatry publicystyczne będą poprzestawać na agitkach.

A propos. Duet Strzępka-Demirski w niedawnej audycji radiowej TOK FM strzelił sobie w stopę. Rozmowa z Grzegorzem Chlastą zamieniła się w pyskówkę. Okazją do wywiadu miała być prezentacja ,,Tęczowej trybuny” na trwającym WST. Skończyło się na zarzutach, bluzgach i słownej przepychance. Narzeka się na poziom debaty w naszym kraju, ale jeśli obniżają go poważni twórcy… Duet skrytykował co się dało, co zresztą jest jego specjalnością. Ale teraz ta dialektyka staje się żałosna. Śmieszne jest dla mnie ,,bronienie” widza, gdy mówi się, że wkrótce będzie mu się kazało płacić 100 złotych za bilet. W tym samym czasie bowiem bilet wstępu (normalny) na festiwalową ,,Tęczową….” kosztuje 80 złotych. Na obecne realia już wydatek rzędu 50 zł jest dla społeczeństwa niemały, i w tej kwestii S&D wykazują się brakiem znajomości realiów, a także hipokryzją. A trudno byłoby im chyba zarzucić złe intencje. Chwała duetowi, że broni teatru artystycznego – ale powiela przy tym błąd poprzedników, którzy nie potrafią powiedzieć, co tak naprawdę jest ,,artystyczne”.

Zestawienie spektakli Nowego i łódzkiego Powszechnego jest tanim chwytem, bo można by zapytać, jaki jest status innych doświadczonych scen, jak Ateneum czy stołeczny Powszechny? I czy S&D uważają swój teatr za artystyczny? Skoro jest to publicystyka, a więc z konieczności schodzi do poziomu mediów? Zwyzywanie Chlasty było zresztą na tyle prymitywne, że ,,wrażliwość społeczna” duetu staje pod znakiem zapytania. Jakoś nie wybuchali gniewem na rozdaniu Paszportów ,,Polityki” (może to ograny argument, ale co się stało, to się stało). Jean-Paul Sartre nie przyjął Nobla, a nie spinał się przy tym.

Bunt swoją drogą jest ostatnio modny. Głównym odbiorcą spektakli S&D są ludzie młodzi, przeważnie hipsterzy. Działający w myśl zasady ,,pierdolę system, władzę, jestem społecznikiem, ale kupuję jedzenie w KFC i ubrania z Chin, a na Pragę czy Bocianowo boję się iść”. Łączenie różnych protestów społecznych z obecnym głosem środowiska teatralnego jest o tyle błędne, że teatr tak naprawdę dawno już nie był tak daleko od swoich odbiorców. Spora część społeczeństwa bardzo by chciała zaangażować się w życie teatralne. Problem w tym, że dochodzi do elitaryzacji nie tylko na szczytach politycznej władzy. Jest tak również wśród samych artystów i ich zamkniętych kołach wielbicieli.

Także, proszę Państwa, przed nami rzeź niewiniątek. Wątpię, by udało się znaleźć spójny głos wszystkim sygnatariuszom protestu. Wierzę w ludzką solidarność, ale nie ukrywajmy, że podziały bywają silniejsze. A władza nie pójdzie na łatwe kompromisy, gdy w takiej Warszawie Hanna Gronkiewicz-Waltz umywa od wszystkiego ręce. Brakuje specjalistów od ekonomii teatralnej. A może uzależnić wysokość dotacji od liczby sprzedanych biletów? Wiem, że byłoby to krokiem do pewnej komercjalizacji, ale uzyskane dochody pozwoliłyby na realizację ambitniejszych projektów. Nie byłoby ich tak dużo, ale nie ma się co łudzić. Nie uczyni się nagle z osiemdziesięciu procent społeczeństwa znawców kultury. Można jedynie próbować trafiać do ludzi i cieszyć się z każdego amatora sztuki scenicznej. Ale działać trzeba. Jeśli nic się nie zmieni, można przewidywać, że zacznie się batalia o ochłapy z budżetu i w stolicy z dziewiętnastu dotacji pozostanie z dziewięć. Batalia jednak dopiero się zaczyna.

(Szymon Spichalski, „Teatr jest dla widza /nie widz dla teatru", www.teatrdlawas.pl, 30.03.2012)