Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz została dziś spoliczkowana na otwarciu Warszawskich Spotkań Teatralnych, podobnie jak Radosław Mołoń – wicemarszałek Dolnego Śląska. To obecnie najbardziej chyba znienawidzony przez ludzi teatru polityczny duet. Na polskich scenach rozpoczęło się odczytywanie listu w obronie artystów i  teatrów publicznych. Pisze Mike Urbaniak.

Dzisiaj (w sobotę 24 marca - @KT) w stolicy rozpoczęły się 32. Warszawskie Spotkania Teatralne, największy i najbardziej prestiżowy tego typu festiwal w Polsce. Otworzył je spektakl „Mickiewicz. Dziady. Performance” Pawła Wodzińskiego z Teatru Polskiego w Bydgoszczy. Kiedy aktorzy wyszli do braw, na scenę wszedł znany aktor Adam Woronowicz, który odczytał głośno list od ludzi teatru.

Równolegle, kilka przecznic dalej, ten sam list czytała na scenie Teatru IMKA Katarzyna Figura. Tam skończył się spektakl „Le Sacre” Teatru Dada von Bzdülöw z Gdańska. List, pod którym podpisało się już kilkadziesiąt najważniejszych postaci polskiego teatru, będzie odczytywany przez kolejne dni po każdym spektaklu w ramach WST, a także w teatrach całego kraju. Rozpoczęło się tym samym policzkowanie polityków i ostra walka o polski teatr.

My, ludzie teatru, chcemy podzielić się z Państwem swoim głębokim zaniepokojeniem dotyczącym funkcjonowania teatrów publicznych w Polsce.

Dlatego pierwszy raz od czasu stanu wojennego – jako środowisko – próbujemy mówić wspólnym głosem. Nie mówimy do Państwa z perspektywy partykularnych interesów jednego z teatralnych obozów. Sprawa jest poważniejsza. Sprawą jest polski model teatru artystycznego, którego istnienie jest obecnie zagrożone. A mamy nadzieję, że ten model obchodzi nie tylko nas, ale także Państwa – naszych widzów, dyskutantów, współtwórców kultury.

Kilka dni temu urzędnicy Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego postanowili bez konsultacji z zespołami aktorskimi, związkami twórczymi i Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego zmienić statuty dolnośląskich teatrów i zwolnić obecnych dyrektorów tych scen, zastępując ich menadżerami ze świata biznesu. Takich bezprecedensowych sytuacji obserwujemy coraz więcej.

W Warszawie ciągle brak przemyślanej polityki teatralnej. Zmianami dyrektorów rządzi przypadek, Biuro Kultury nie umie sformułować konkretnych oczekiwań pod adresem poszczególnych scen, nie jest w stanie przedstawić warszawskiej opinii publicznej żadnej strategii dotyczącej teatrów. Pod znakiem zapytania stoi przyszłość jednej z najważniejszych i najbardziej zasłużonych polskich scen – Teatru Dramatycznego. Wypowiedzi przedstawicieli władz – którzy stawiają Dramatycznemu za wzór zarabiające na siebie sceny rozrywkowe – świadczą o ich całkowitym braku poczucia odpowiedzialności za polską kulturę. Tymczasem stołeczne teatry miejskie są skrajnie niedofinansowane, brakuje im środków na produkcję i eksploatację przedstawień. W tym roku obcięto im znów dotacje o 20 procent ze 100 mln zł do 80 mln zł. W tym samym czasie budżet promocji miasta wzrósł prawie dwukrotnie z 35 mln zł w ubiegłym roku do 60 mln zł w obecnym. Prawdziwą promocję zapewniają miastu liczące się w Polsce i na świecie teatry artystyczne.

Siła polskiego teatru polega przede wszystkim na różnorodności języków i estetyk. Ta różnorodność może wkrótce obrócić się w ujednoliconą ofertę handlową. Niestety, większość decydentów zachowuje się tak, jakby w ogóle nie miała potrzeby korzystania z kultury niekomercyjnej. Zakłada więc, że społeczeństwo również nie ma takich potrzeb.

Dotacje na teatry w Polsce są systematycznie zmniejszane. Zadłużenie – powstałe w wyniku kolejnych redukcji budżetu – staje się argumentem przeciwko szefom artystycznych placówek, a nie przeciwko urzędnikom, którzy za tę sytuację są odpowiedzialni.

Sprawą, o którą walczymy, jest polski teatr artystyczny – zjawisko unikatowe. Wiemy, że teatr zmienia się w czasie, zmianom powinna też podlegać jego instytucjonalna forma – jednak nie za cenę jej dewastacji. Żądamy więc szerokich, systematycznych konsultacji ze środowiskiem twórców teatru, żądamy debaty o finansowaniu teatrów w Polsce prowadzonej z perspektywy innej, niż perspektywa zysku. Teatr nie jest firmą/nie jest produktem, widz nie jest klientem. Nie rezygnujmy z artystów, rezygnujmy z niekompetentnych decydentów.


Dla niewtajemniczonych trzeba wyjaśnić, że środowisko ludzi teatru wyprowadziły z równowagi dwa wydarzenia ostatnich dni. Pierwsze, to ogłoszenie przez wicemarszałka województwa dolnośląskiego Radosława Mołonia, że ma zamiar mianować szefami teatrów zwykłych menadżerów, zaś dyrektorzy artystyczni, którzy są twórcami potęgi scen Dolnego Śląska zostaną ich zastępcami, mającymi niewielki wpływ na działanie kierowanych przez nich instytucji.

Drugie, to nieprawdopodobnie wręcz chaotyczna polityka podległego Hannie Gronkiewicz-Waltz stołecznego Biura Kultury, które postawiło sobie za cel rozwalenie warszawskich scen kolejnymi nietrafionymi nominacjami dyrektorskimi i coraz silniejszymi naciskami na komercjalizację ostatnich artystycznych teatrów w mieście. Jesienią kończy się kontrakt Pawła Miśkiewicza, który kieruje Teatrem Dramatycznym – największą miejską sceną. Ratusz po raz kolejny nie ogłosił konkursu na nowego dyrektora i próbuje zakulisowo i metodą faktów dokonanych przeforsować swojego (jak zawsze tajnego) kandydata. Mało tego, rozważa także połączenie trzech teatrów mających swoje siedziby w Pałacu Kultury, czyli Dramatycznego, Studia i Lalki, co już zakrawa na absurd. Miasto konsekwentnie ścina też co roku budżety swoich 19 teatrów, które nie mają już właściwie pieniędzy na produkcję i eksploatację przedstawień.

Program tegorocznych Warszawskich Spotkań Teatralnych otwiera zdjęcie uśmiechniętej Hanny Gronkiewicz-Waltz i jej tekst, w którym życzy widzom „poczucia dobrze i wartościowo spędzonego na Festiwalu czasu”. Pani prezydent nie przewidziała tylko, jak ironicznie zabrzmią jej słowa w kontekście rozpoczętego właśnie protestu i jak kuriozalnie wyglądać będzie jej uśmiechnięta facjata w programie festiwalu, którego uczestnicy najchętniej wywieźliby ją, niczym Jagnę z "Chłopów", na furmance z gnojowicą daleko za Warszawę. Mołoń mógłby trzymać lejce.

(Mike Urbaniak, „Wielka bitwa o polski teatr”, www.natemat.pl, 24.03.2012)