Drukuj

Tematy polskości i naszych narodowych słabości zdominowały jak dotychczas Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Najwyraźniej teatr polityczny w Polsce skupił się w ostatnim czasie właśnie na tematach narodowościowych. Kolejnym głosem w tej sprawie były "III Furie" legnickiego Teatru im. Modrzejewskiej - spektakl tak "niepokorny", że aż niezdatny do oglądania... – pisze Zofia Snelewska-Stempień.

Twórcy skupili się na „brzydkiej” i niezbyt chlubnej stronie tradycyjnej polskości. Widzowie poznają historię dwóch kobiet: babci i wnuczki. Babcia w czasie wojny skazała na śmierć dwie osoby, wydając je w ręce Niemców, gdyż te nie chciały jej oddać płaszcza z lisim kołnierzem. Wojna i jej legenda, która powszechna jest w narodowej świadomości – legenda o bohaterskich walkach, o ocalonych Żydach i wielkiej odwadze wszystkich Polaków – została rozbita na scenie poprzez pokazanie złych, tchórzliwych i chciwych obywateli naszego kraju.

Podobny zabieg został zastosowany podczas prezentacji historii wnuczki. Danuta jest „Matką Polką” – kobietą dzielnie stawiającą czoła trudnemu losowi, chorobie dziecka, mężowi-pijakowi. Tyle mówi nam polski mit. Twórcy przedstawienia dodają jednak mniej chlubne szczegóły: Danuta nie radząc sobie z płaczącymi trojaczkami zatkała im buzie szmatami, dusząc w ten sposób własne dzieci. Kolejne dziecko – Dzidzię – kalekę bez kończyn, chce sprzedać na targu, przeklinając swój los i córkę. Piękne mity funkcjonujące w naszej świadomości znów zostają roztrzaskane na kawałki i podeptane przez aktorów.

Widowisko zostało zrealizowane w konwencji telewizyjnego show. Prowadzącym został Apollo, który choć elokwentny i dowcipny, jest postacią dość upiorną. Całości dopełnia muzyka, która od patriotycznych piosenek płynnie przechodzi w głośny pisk gitar elektrycznych i łomot perkusji. Choć zestawienie to sensownie komponuje się z ideą przedstawienia, muzyka jest właśnie jednym z tych elementów, przez które spektakl staje się nieznośny.

Wyraźna jest próba wstrząśnięcia widzem, zmuszenia go do spojrzenia na problem z innej strony a jednocześnie kpina i żart z polskiej mitologii. Co więcej, żarty te naprawdę śmieszą i rzeczywiście zmuszają do myślenia. Niestety, kolejne fragmenty głośnej muzyki, grane przez zespół na żywo, skłoniły część widzów do opuszczenia sali. Wydaje się, że zamiast wstrząsać, muzyka zniechęcała do jakiegokolwiek odbioru przedstawienia. Jeśli muzycy zagłuszają aktorów a widzowi zdaje się, że za chwilę straci słuch, zamiast poruszenia panuje niechęć i zmęczenie.

Całość przedstawienia była tak hałaśliwa i napastliwa, że wszystko, co dobre (a naprawdę celnych obserwacji i interesujących scen nie zabrakło) zostało zagłuszone przez krzyk i pisk gitar.


(Zofia Snelewska-Stempień, „Krzyk Furii”, www.teatry.art.pl, 28.02,2012)