Wielką kontrrewolucję zapowiedział w minionym tygodniu reżyser i szef legnickiego Teatru Modrzejewskiej Jacek Głomb. Oby w ramach kontrrewolucji przywrócił tę staroświecką normalność - teatr w teatrze. Za co z góry dziękuję i chodzenie na sztuki obiecuję – pisze w cyklicznym felietonie Grzegorz Chmielowski.

Zakochani w internecie, komputerach, iPhone'ach, tabletach, iPadach i im podobnych laptopach twierdzą, że świat się zmienił i nic już nie będzie takie samo, czyli w ich języku - analogowe. Nie wiem więc, dlaczego do łask wracają czarne, winylowe płyty z muzyką, które można spotkać w każdym dobrym sklepie. I dlaczego wciąż młodzi lubią posłuchać Seweryna Krajewskiego. A więc nie wszystko nam się zmienia, a w każdym razie nie tak szybko, jak to się internautom wydaje.

Weźmy na przykład rolę gazów bojowych i innych w życiu narodu. W Legnicy właśnie po raz pierwszy mieliśmy problem z owymi gazami bojowymi. Użyli ich Tatarzy w 1241 r. i dali łupnia wojskom naszego Henryka II Pobożnego.

Legenda czy nie, trudno powiedzieć. Ale problem z zatruciem powietrza pozostał do dziś. Kto w tym tygodniu wjechał na rondo Bitwy Legnickiej, wpadał w panikę, sądząc, że palą się kable w samochodzie. Tylko miejscowi wiedzą, że obok znajduje się osiedle Sienkiewicza z kilkuset kominami domków jednorodzinnych. A na horyzoncie Huta Miedzi Legnica.

Co dziwniejsze, tego smogu nie odnotowują nowoczesne ponoć aparaty Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska, według których Legnica to niemal sanatorium. Być może przyczyna jest taka, że WIOŚ tego powietrza solidnie nie bada, bo ma za mało stacji pomiarowych.

Przykład nr 2: po PRL odziedziczyliśmy problem starych i spóźniających się pociągów. Miało być już tylko lepiej. Zgoda, wiele zrobiono na szlakach kolejowych i nawet pojawiły się nowe wagony. Ale czy tak naprawdę zmienił się obraz kolei? Jak za Gomułki czy Gierka, wciąż narzekamy na rachityczne pojazdy, w których strach wejść do toalety. A gdy już pojawią się szynobusy, jak w Kolejach Dolnośląskich, to nikt nie potrafi ułożyć rozkładu jazdy tak, by jeździły punktualnie.

Przykład 3: wielką kontrrewolucję zapowiedział w minionym tygodniu reżyser i szef legnickiego Teatru Modrzejewskiej Jacek Głomb. W ciągu trzech lat chce przedstawić 12 spektakli o ludzkich historiach i przyciągnąć nowych widzów. Głomb oświadczył, że zależy mu na widowni, która dotąd omijała teatr, na przykład na mieszkańcach komunistycznych blokowisk.

A i to nowością nie jest. Po to władza ludowa w połowie lat 70. minionego wieku reanimowała legnicki teatr, i nie tylko ten, by sztukę przybliżyć masom pracującym miast i wsi. Zresztą, nie był to akurat zły pomysł, zwłaszcza że z cenami biletów nie przesadzano. I w tym punkcie kontrrewolucji akurat warto szefa legnickiej sceny wspierać. Ale nie bezwarunkowo.

Kilka lat temu odstraszył mnie i jakąś część swojej widowni od teatru organizowaniem przedstawień w tzw. nowych przestrzeniach. Co oznaczało półtorej godziny siedzenia na twardych dechach i często w zimnie. A Głomb odkrywał przestrzenie. To wystawił sztukę w starej hali fabrycznej, a to w starym kinie. Krytycy byli zachwyceni, festiwalowi jurorzy sypali nagrodami, a ja traciłem chęć bywania na tych spektaklach. I marzyłem, by zasiąść w wygodnym fotelu, w ciepłej sali. A w antrakcie stuknąć się kieliszkiem ze znajomymi, jak to w teatrze. Oby w ramach kontrrewolucji przywrócił tę staroświecką normalność - teatr w teatrze. Za co z góry dziękuję i chodzenie na sztuki obiecuję.

(Grzegorz Chmielowski, „Gazy bojowe, czyli jak rozkwita życie analogowe”,www.gazetawroclawska.pl, 28.01.2012)