Drukuj

Co może wyniknąć z konfrontacji Kosmopolitów i Narodu - rodaków z wieży Babel z lokatorami Arki Noego - jak oba światy określa pisarz? Z tego może być wielka prymitywna kopanina i podniosły "Marsz Polonia". O spektaklu w reż. Jacka Głomba w Teatrze Powszechnym w Łodzi pisze Renata Sas.

Jacek Głomb (dyrektor Teatru im. H. Modrzejewskiej w Legnicy) przeniósł do Teatru Powszechnego tekst Jerzego Pilcha, odsłaniający Polskę, w której kompleksy walczą o pierwszeństwo z wiecznymi pretensjami, a interpretacje ważniejsze są niż fakty. Obłąkańczy taniec odbywa się na scenie, w ułamkach dekoracji ("lubię opowiadać o drzewie bez drzewa" - mówi reżyser), za to z gadżetami dosadnymi jak czołg, na którym wjeżdża kukła generała Jaruzelskiego.

Świat oglądany oczami Jerzego Pisarza (z dobroduszną ironią i lekkim zdziwieniem gra go Jakub Kotyński) zaczyna się swojsko - "śmietaną" poją - ale już za chwilę polski krajobraz rozkwitnie w rezydencji Beniamina Bezetznego (coś ze Szwejka i szatana ma w sobie Grzegorz Wojdon). Tu odbywa się "raut, z wolna przeradzający się w orgię". Postać gospodarza ma swój prototyp w osobie Jerzego Urbana. Pilch pisze o Bezetznym:, jego oficjalne wystąpienia przechodziły do historii cynizmu".

I zaczyna się balanga. Opozycjonista i aparatczyk, górnik i matka Polka, dekoracyjna dziewczyna i kapelan - wszyscy razem i każdy na swoją nutę. Trwa licytacja, kto bardziej Polsce oddany, kto ma więcej ran i blizn. Ale przecież każdego można dopaść i zlustrować. Absurdalna i celna jest scena, w której szermierka na piosenki ujawnia, że w koło sami konfidenci z obciążonym sumieniem, bo co mają na uwadze, nucąc "szła dzieweczka do laseczka" albo "na Wojtusia z popielnika..." Zawzięcie gotuje się w narodowym kotle i trudno nie poddać się sugestii, że "wszystko w Polsce jest możliwe, nawet zmiany na lepsze".

Gdzie leży racja i jak jej bronić? Niech więc zwyczajna, u nas święta, piłkarska kopanina to rozstrzygnie. Odbywa się więc mecz, groteskowa konfrontacja polsko-polska. I tylko duchy przeszłości, trupy trzymane w szafie albo pod podłogą nie dadzą się skopać.

"Coś złego stanie się z Polską" wieszczy babcia Pilchowa, ale przecież straszne myśli da się przykryć patriotycznie (Głomb zawsze szuka happy en-du), więc serdeczna starsza pani (Barbara Połomska znów w swoim teatrze) nuci "marsz, marsz Polonia, marsz dzielny narodzie". Musi być miło, nawet jeśli jest żałośnie.

Głomb, ze swoim stałym zespołem (Robert Urbański - adaptacja, Małgorzata Bulanda - scenografia, Bartek Straburzyński - muzyka, Witold Jurewicz - ruch sceniczny) z wielowątkowej powieści stworzył rodzaj dramaturgicznego przewodnika po... nas samych. Dosadnie, w siermiężnych obrazach, grają ostro na patriotyczną nutę.

Obok wymienionych aktorów zespół tworzą: Marta Górecka, Aleksandra Listwan, Magdalena Zając, Andrzej Jakubas, Mirosław Henke, Artur Majewski, Arkadiusz Wójcik, Marek Ślosarski, Jan W. Poradowski, Janusz Kubicki, Artur Zawadzki. Teatr Powszechny pokazuje inne oblicze. Warto się przekonać.

PS. Uznanie dla Anny M. Dolińskiej i Roberta Urbańskiego za treści programu refleksyjnie dopełniającego to, co odsłania spektakl.


(Renata Sas, „Żeby Polska…”, Express Ilustrowany, 23.01.2012)