Pomimo wzrostu frekwencji wiele teatrów ma mniejszy budżet - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej. Spać spokojnie może Jacek Głomb, dyrektor Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy. Jego atutem były sukcesy artystyczne i repertuar związany z historią miasta. Dzięki temu w 2009 r. udało mu się doprowadzić do podpisania umowy o współprowadzeniu instytucji przez urząd marszałkowski i miasto.

Najgorzej jest w Warszawie. Miasto, które w fatalnym stylu przegrało rywalizację o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016, co roku zmniejsza dotacje - nawet o kilkanaście procent.

- Umawialiśmy się z władzami, że budżet TR Warszawa będzie się składał z dotacji podstawowej - na utrzymanie siedziby i płace, a także dodatkowej - na nowe produkcje - mówi dyrektor Grzegorz Jarzyna. - Koszty eksploatacji sali są wysokie, ponieważ jest mała, a od lat nie możemy doczekać się nowej siedziby. Na płace przeznaczamy 5,5 mln zł, z czego blisko 2 mln zł oddajemy w postaci podatków. Nie stać nas na granie przebojów - "Aniołów w Ameryce", "Dybuka" i "Giovanniego". Ale największą bolączką jest to, że nie mamy już gwarancji kwoty 1 - 1,5 mln zł na nowe spektakle.

W tej sytuacji uzyskano oszczędności, ograniczając etaty kierownicze, zmieniając zasady zatrudnienia i poszerzając obowiązki kadry - głównie o pozyskiwanie sponsorów.

- Tylko dzięki naszej fundacji oraz wsparciu innych udało nam się zrealizować w 2011 r. spektakl "Jackson Pollesch" Rene Pollescha oraz mojego "Nosferatu", w koprodukcji z Teatrem Narodowym. Ten drugi powstał bez złotówki od miasta - mówi Grzegorz Jarzyna.

W 2012 r. TR Warszawa planuje "Miasto snu" Krystiana Lupy i "Zemstę nietoperza" Kornela Mundruczo.

Zwalnianie aktorów


O 700 tys. zł mniejszy będzie budżet opolskiego Teatru. im. Kochanowskiego. Wyniesie 6 mln zł. Z tego 89 procent pójdzie na płace i honoraria, a tylko 6 - 7 procent na nowe produkcje.

- W 2011 r. graliśmy dużo - w październiku aż 33 spektakle, niestety, w 2012 r. będziemy musieli się ograniczyć do 18 przedstawień miesięcznie; potwierdza się ponura prawda, że teatr oszczędza, gdy nie gra - mówi dyrektor Tomasz Konina. - Zwolniłem też trzech młodych aktorów.

Z afisza zejdzie część dużych produkcji - m.in. "Aktorzy prowincjonalni" Agnieszki Holland. Nie sposób zrezygnować z "Makbeta" Mai Kleczewskiej, zaproszonego na prestiżowy Festiwal Olimpijski w Londynie, organizowany w słynnym The Globe, a także z mającej liczne zagraniczne zaproszenia "Odysei" Krzysztofa Garbaczewskiego. W jesiennych planach opolskiego teatru jest m. in. adaptacja całości "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta - w inscenizacji tego reżysera.

- Nie chcę odwoływać ambitnych premier i pokazywać małoobsadowych sztuk, bo jesteśmy teatrem publicznym, a nie komercyjnym - mówi Tomasz Konina. - Najnowszą premierę "Słownika chazarskiego" Pawła Passiniego zagramy na wszystkich scenach, całym zespołem.

- Od mojego przyjścia do teatru w 2010 r. roczna frekwencja wzrosła z 20 do 50 tysięcy widzów, a w 2011 r. zagraliśmy rekordową liczbę spektakli, najwięcej w listopadzie - 42 - powiedział Zdzisław Jaskuła, dyrektor Teatru Nowego w Łodzi. - Niestety, nasz budżet został zmniejszony o 9 procent, z 5,7 mln zł do 5,2 mln zł. Jesteśmy jedynym z pięciu teatrów miejskich, który będzie miał zmniejszoną dotację. Władze motywują to zbyt dużym zatrudnieniem.

W 2012 r. zwolnienia dotkną ok. 20 osób, w tym sześciu, siedmiu aktorów.  - Muszę oszczędzać młodych, zależy mi bowiem na świeżej krwi, chcę też podtrzymać w nowej formie współpracę z teatralnymi rzemieślnikami w wieku emerytalnym, bo są niezastąpionymi fachowcami, a zamawianie dekoracji na mieście jest droższe i kończy się chaosem - mówi dyrektor Nowego.

W planach na 2012 r. znalazły się inscenizacje o tematyce łódzkiej - "Hotel Savoy" Józefa Rotha w reżyserii Michała Zadary i "Ballady o ślepym Maksie" Jacka Głomba, a także "Samuel Zborowski" w inscenizacji Szymona Kaczmarka.

Dobry kontrakt


Bydgoskiemu Teatrowi Polskiemu im. Konieczki udało się utrzymać dotację miejską na poziomie 2011 r. - 5 mln 350 tys. zł.  - Wyciągnąłem wnioski z działalności ruchu Obywatele Kultury, który doprowadził do podpisania paktu dla kultury z rządem, czego konsekwencją ma być wzrost pieniędzy na sztukę - mówi dyrektor Paweł Łysak. - Jako sygnatariusz paktu dla kultury współtworzyłem Forum Bydgoskiej Kultury i organizowałem Bydgoski Kongres Kultury. Udało nam się przekonać władze, że inwestowanie w instytucje artystyczne ma sens.

Oczywiście teatr dotyka wzrost kosztów, co sprawia, że budżety nowych produkcji są napięte do granic możliwości. Mimo to widzowie zobaczą "Burzę" Mai Kleczewskiej, sztukę Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk o księdzu Popiełuszce i, w koprodukcji z niemieckim teatrem w Wilhelmshaven, "Bydgoską krwawą niedzielę" o wydarzeniach z września 1939 r.

Spać spokojnie może Jacek Głomb, dyrektor Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy. Jego atutem były sukcesy artystyczne i repertuar związany z historią miasta. Dzięki temu w 2009 r. udało mu się doprowadzić do podpisania umowy o współprowadzeniu instytucji przez urząd marszałkowski i miasto.

- Zmniejszenie dotacji oznaczałoby zerwanie kontraktu - mówi Jacek Głomb. Scena może liczyć na 4 mln zł rocznie. Dzięki temu pokaże m.in. "Innego chłopca" Willy'ego Russela, a także "Trzy zapałki kolejno" Łukasza Czuja i Michała Olszewskiego.

- Nie jesteśmy bogatym teatrem, ale nasza sytuacja jest stabilna - mówi Jacek Głomb.

(Jacek Cieślak, „Teatr oszczędza, gdy nie gra”, www.rp.pl, 9.01.2012)