Drukuj
Komedia, farsa, groteska i tragedia wymieszane niczym polski bigos. Teatr kostiumu i masek w kiczowatych dekoracjach i pozach. Ironia i patos. Postaci i zachowania z przeszłości, które wydają się nam równie znajome, jak najzupełniej już współczesna brytyjska muzyka – na przemian mroczna i liryczna. A przy tym język, który skręca kiszki swoją anachroniczną kwiecistością, testując przy okazji naszą znajomość literatury i antyku. Taki jest Słowacki Jarosława Tumidajskiego na legnickiej scenie. Chwilami błyskotliwy, w całości ciężkostrawny.

Forsa wprawia w ruch ten świat („Money makes the world go around”) śpiewali w niezapomnianym duecie „Kabaretu” Joel Grey i Liza Minelli. Słowacki, mimo że poeta i romantyk, a nawet filozof i mistyk, wiedział o tym doskonale pomnażając majątek dzięki udanym inwestycjom na paryskiej giełdzie. Z wiedzy tej skorzystał także jako dramaturg tworząc dzieło tak odrębne w swoim dorobku, że aż autoironiczne antyromantyczne, w którym miły polskiemu sercu etos jest już tylko śmieszną pozą i wyrachowaną blagą. Romantyczne uniesienia i pozy skonfrontował zatem z kupieckim racjonalizmem.

W telegraficznym skrócie rzecz przedstawia się następująco. Zamożny i znudzony życiem światowca i bon vivanta hrabia Fantazy (Grzegorz Wojdon) szuka odmiany. Z pomocą swojego zaufanego kompana Rzecznickiego (Paweł Palcat) postanawia kupić sobie na żonę córkę sąsiadów, hrabiostwa Respektów (Paweł Wolak i Anita Poddębniak). Dla nich to okazja, by dźwignąć dwór zrujnowany długami, dla Dianny (Magda Skiba) to koniec marzenia o miłości do Jana (Bartosz Bulanda), wziętego w carskie kamasze niezamożnego powstańca poznanego na zesłaniu. Posłuszeństwo, ale i poczucie odpowiedzialności za losy dworu, nie pozwolą jej odmówić woli rodziców. Kupiecka intercyza zostanie spisana.

Sprawy jednak się komplikują. Do dworu przybywają bowiem zarówno porzucona kochanka Fantazego Idalia (Magda Biegańska), jak i Jan w towarzystwie carskiego Majora (Bogdan Grzeszczak). Ona postanowi powalczyć o miłość Fantazego, także przy pomocy pieniędzy ofiarowywanych Janowi. Ten jednak uniesie się dumą i odmówi, skłonny jedynie do zerwania narzeczeństwa i ucieczki.

Do awanturniczej akacji ratowania miłości Jana i Dianny włącza się Major. Organizuje porwanie Idalii, które zamienia się w serię groteskowych zdarzeń rodem z komedii omyłek. Pomińmy szczegóły qui pro quo, którego ofiarami staną się porwana małżonka Rzecznickiego i ustrzelony przypadkiem wyżeł Fantazego (Sokrates – jakżeby inaczej), a także ich poboczne – choć ważne dla zrozumienia postaw i charakterów - konsekwencje. Major osiąga cel prowokując karciany pojedynek z Fantazym, którego stawką jest samobójstwo przegranego.

Fantazy przegrywa i… ponownie widzimy go w kostiumie kabotyna, który nawet z własnej śmierci chce uczynić romantyczny spektakl. Rzecz jasna o północy, na cmentarzu, z fiolką trucizny. Nie będzie sam. Jeszcze ostatni akt miłosny w cieniu krzyża i kochająca go Idalia postanowi umrzeć razem z nim. Oto oni, romantycznie spełnieni, jak Romeo i Julia… „Patrz! Jakich komików wydaje Polska. Aż do grobu śmieszną…” – usłyszymy z ust kochanka.

Tragiczno-groteskowy finał? Nic z tych rzeczy. Kto inny złoży tu głowę. Nie byłby bowiem poeta-emigrant Polakiem i dzieckiem epoki, gdyby nie zwieńczył całości motywem ofiary, dzięki której następuje odrodzenie. Szokując przy tym mało poprawnym politycznie pomysłem, by w roli szlachetnego wybawcy kwiatu narodu i soli polskiej ziemi ustawić… Majora, innowiercę, a co gorsze żołnierza zaborczego wschodniego imperium. Zgroza! Polska dusza dostaje po pysku, Respektowie - potrzebne im pieniądze, Jan i Dianna - szansę na miłość, zaś Fantazy z Idalią - możliwość kontynuacji romansu. Kurtyna.

Tyle mniej więcej u klasyka, któremu reżyser jest niemal wierny. Zwłaszcza w warstwie językowej pieczołowicie przenosząc na deski poetycką frazę. Po co zatem streszczam fabułę?  Nieczęsto się zdarza, by po zakończeniu spektaklu tak często usłyszeć pytanie – ale o co chodzi, lub – jak kto woli – w groteskowej wersji spektaklowego plakatu, gdzie jest pies pogrzebany?  Niełatwo o odpowiedź, gdy jest ona zaklęta w archaicznej i poetycko wyrafinowanej polszczyźnie, w której gubią się sensy dostępne współczesnym (o ile nie są literaturoznawcami, miłośnikami antyku, albo uczestnikami teleturniejów). Tymczasem dopiero zrozumienie tego, co dzieje się (lub jest relacjonowane) na scenie, w pokomplikowanej ogromem wątków warstwie fabularnej, pozwala na analizę postaci, ich zachowań i postaw. Także na znaczenie użytych środków inscenizacji.

Przyjrzyjmy się jeszcze postaciom dramatu. Kosmopolita hrabia Fantazy to typ egzaltowanego egocentryka, jest jak współczesny muzyk rockowy znudzony uwielbieniem otaczających go groupies, pozbawiony skrupułów celebryta poszukujący nowych wrażeń. Jego kochanka Idalia, choć nie mniej egzaltowana, to ofiara nieszczęśliwej miłości, zaskakująco wierna i czysta w nieodwzajemnionym uczuciu, zdolna do współczucia innym, do poświęceń i ponoszenia ofiar w imię miłości. Złożona i najciekawsza (a może centralna) postać dramatu. Hrabiostwo Respektowie to najbardziej odrażające postaci historii, pseudoelita narodu, bankruci finansowi i moralni. On - bardziej śmieszny i godny pogardy w roli głowy rodziny, której nie jest w stanie podołać, ona - bardziej tragiczna w grze pozorów, którą prowadzi, niespełniona w małżeńskiej miłości. Ich córki są jak dzieci z innego świata. Dojrzała już panna Dianna, w grottgerowskim kostiumie cierpienia, na przemian z glanami i tatuażami, jest posłuszna rodzicom i odpowiedzialna. Młodsza od niej Stelka to jeszcze naiwny podlotek, panna szczera, wesoła i sympatyczna. Rosjanin Major, to człowiek noszący w sobie cierpienie, prostolinijnie szlachetny, bez uprzedzeń, wierny w przyjaźni. Jan to skomplikowane indywiduum, coś na kształt wiecznego kombatanta, który nie może poradzić sobie z zastanymi realiami, w czym przeszkadza mu nadmiar pychy i duma. Rzecznicki, kamrat Fantazego, to typ, który brak zasad, pokrywa udawaną ogładą i sprytem przekuwanym na pieniądze, boi się śmieszności rogacza, skompromitowany gotów jest do każdej podłości.

- Świat, który wykreujemy będzie rodzajem miksu. Chcę go wyprowadzić z przeszłości zawartej w tekście, ale mówić będę o Polakach tu i teraz. Chcę opowiedzieć o konieczności zrzucenia romantycznego kostiumu przeszłości. Ale także o teatralności naszych zachowań, za którymi kryje się brak umiejętności i odwagi zmierzenia się z prawdą o nas samych i o szkodliwej fałszywości romantycznego mitu o naszej wyjątkowości, za którym kryje się słabość i nieukształtowanie polskiej tożsamości – tak o powodach zmierzenia się z dramatem Słowackiego mówił przed premierą reżyser Jarosław Tumidajski.

Na ile się to udało? Spektakl niewątpliwie zawiera w sobie sporą dozę umowności, zwłaszcza co do miejsca i czasu, w jakim toczy się akcja dramatu. Niby to w popowstaniowym klimacie zniewolonej Polski pierwszej połowy XIX wieku, ale niezbyt dosłownie. Meble, kostiumy i muzyka wyraźnie przenoszą nas do współczesności. Nawet suknia Dejaniry, była tu dyskotekową, błyszczącą kreacją Idalii. Na dobrą sprawę jedynie język tkwi w przeszłości sprzed 160 lat. Sypiący się i zadłużony dwór  Respektów jest jak alegoria dzisiejszej Rzeczpospolitej, gdzie fasada i pozory nijak się mają do prawdy o naszej kondycji. Także – a może głównie - tej moralnej. Bez trudu dostrzeżemy zatem niezmienność wielu naszych póz i zachowań, ów kostium i przypisane nam role, w których czujemy się fatalnie, ale których odrzucić nie potrafimy – ze skłonności do konformizmu, z braku odwagi. W tym zapewne jesteśmy trwale „Niepoprawni”. Może poza Idalią, która odrzuca w pewnej chwili odzienie, by niczym piękna bogini miłości wynurzyć się z piany. Czy jednak wszystkie te publicystyczne banały trzeba mówić we współczesnym teatrze wierszem Słowackiego?

Reżyser dokonał też dodatkowego zabiegu, który podkreślił, że owo zniewolenie umysłów i budowanie tożsamości narodowej na mitach, grobach ofiar i krzyżach to wybitnie Polska i – jak dotąd nieuleczalna – choroba. Tylko takie uzasadnienie znalazłem do uzupełnienia „Fantazego” dantejskim fragmentem z „Anhelliego” włożonym w usta powstańca-zesłańca Jana. Podobnie jest w scenie finałowej, gdy wszyscy bohaterowi zastygają nad trupem Majora w wystudiowanych i pełnych pokory pozach mając za tło potężny, ale i skrajnie kiczowaty krzyż ze złoconą figurą Chrystusa. OK. W teatrze można wszystko, o ile wiadomo po co.

Powstał spektakl, w którym czuć i widać ogrom włożonej pracy. Zarówno realizatorów, jak i aktorów. Czułem się jednak na nim, jak znudzony uczeń Gałkiewicz, na gombrowiczowskiej lekcji profesora Pimki o Słowackim, co to „wielkim poetą był”. Miało mnie zachwycać, a nie zachwycało. Co gorsze pozostawiło mnie emocjonalnie obojętnym, na zimno śledzącym niezłą, choć chaotyczną grę wszystkich bez wyjątku aktorów. Z braku dyrygenta poczułem się jak na jazzowym koncercie, podczas którego niezłym partiom solowym, nie towarzyszyło „czadowe” zgranie zespołu. Wrażenie potęgowała oprawa muzyczna. Fajne kawałki (m.in.: King Crimson, Rolling Stones, James Blake, John Frusciante), zapewne ulubione z reżyserskiej płytoteki. Równie dobrze mogłyby być jednak inne.

Legnicki teatr wyraźnie poszukuje nowych twórców i nowego scenicznego „charakteru pisma”. – Zależy nam, aby nasze opowieści o Polsce snuć różnymi głosami – mówił na popremierowym spotkaniu Jacek Głomb. Jest oczywiste, że każde poszukiwanie obarczone jest ryzykiem.

- Ta premiera powstała bez jednej awantury z zespołem aktorskim. To naprawdę absolutnie wyjątkowa sytuacja – zwierzał się przy tej samej okazji reżyser Jarosław Tumidajski. W prywatnych rozmowach tę wyjątkowość potwierdzali także aktorzy występujący w spektaklu, którym praca przy jego przygotowaniu wyraźnie sprawiła sporo satysfakcji.

Może zatem tu jest pies pogrzebany? Może sztuka musi rodzić się w sporze i bólu? Przyznaję, że nie mam gotowej odpowiedzi, ani recepty. Reszta należy do widzów. Znam jednego, którego Słowacki zachwyca. Zawsze i wszędzie.

Grzegorz Żurawiński


Teatr Modrzejewskiej w Legnicy
Duża Scena
Juliusz Słowacki
„Fantazy/Niepoprawni”

reżyseria i opracowanie muzyczne: Jarosław Tumidajski
scenografia: Mirek Kaczmarek
premiera: 27 lutego 2011

Obsada: Idalia - Magda Biegańska, Stelka - Zuza Motorniuk, Respektowa - Anita Poddębniak,  Dianna - Magda Skiba, Jan - Bartosz Bulanda, Major - Bogdan Grzeszczak, Rzecznicki - Paweł Palcat, Respekt - Paweł Wolak, Fantazy – Grzegorz Wojdon (gościnnie).

Najbliższe wieczorne spektakle: od piątku do niedzieli (4-6 marca) o godz. 19.00. Bilet – 25 zł (ulgowy – 15 zł).